środa, 8 sierpnia 2012

Magicznie zamaskowany mankament kruszcu - "Złoto i magia" Isaac Asimov

Isaac Asimov to jeden z klasyków science fiction. Wstyd go nie znać, a ja ostatnio odkryłam idealny sposób na poznawanie autorów, których znają i chwalą już chyba wszyscy (znaczy, Asimowa akurat nie chwalą jakoś widocznie, bo jego już nie trzeba) – po prostu zaczynam od opowiadań. „Złoto i magia” chyba nie jest zbiorem szczególnie reprezentatywnym dla Asimova, ale uznałam, że się nada.

Zbiór zawiera 26 opowiadań – przeważnie są to formy bardzo krótkie – więc nie będę pisać o każdym szczegółowo. Niemniej, nad pewnymi trendami i co ciekawszymi tekstami pochylę się niżej.

Osiem tekstów („Na zdrowie!”, „Krytyk na palenisku”, „To też praca”, „Kochanie, strasznie zimno na dworze”, „Podróżujący w czasie”, „Wino jest szydercą”, „Szalony naukowiec” i „Marsz na wroga”) ma wspólną konwencję, są to bowiem satyry, rozpoczynające się podobnym wydarzeniem. Mianowicie rozmową autora z Georgem, bezczelnym naciągaczem i drobnym oszustem. George opowiada w nich, jak to dzięki znajomości z dwucentymetrowym kosmitą imieniem Azazel pomagał różnym ludziom. Jak łatwo się domyślić, nic dobrego nigdy z tego nie wynikło. Opowiadanka z początku całkiem ciekawe i zabawne, szybko jednak zaczynają nużyć – co wynika głównie z tego, że jest to siedem pierwszych opowiadań w zbiorze. Przy trzecim czy czwartym zaczyna wiać rutyną.

Co ciekawe Asimov przemycił jeszcze jeden tekst o George’u, jako fragment innego opowiadania, mianowicie „Cala”. Jest to historia robota, który chciał zostać pisarzem i muszę przyznać, że jednocześnie jeden z lepszych tekstów zbioru. Poza ciekawą, lekką fabułą z cięższą i poważniejszą pointą (ten tekst na dobrą sprawę i jako nie jedyny zasługuje na osobną recenzję, której z szacunku do cennego czasu czytelników nie popełnię), zawiera również kilka zwięzłych, praktycznych rad dla piszących i kilka wplecionych mini opowiadanek.

Kolejną dłuższą historią jest „Halucynacja”. Opowiada o chłopaku, który został skierowany na pozornie bezsensowne praktyki na obcą planetę. Na miejscu dowiaduje się, że kolonistów dręczą dziwne halucynacje, o których się nie mówi. Muszę przyznać, że opowiadanie opierało się na ciekawym pomyśle i odpowiednio oddziaływało na emocje. Bodaj najlepsze w zbiorze.

Dwa teksty („Bajka o trzech królewiczach” i „Bajka o królewiczu Zachwyteuszu i smoku, który nie ział ogniem”) eksploatowały konwencję baśni, oczywiście odpowiednio przerobioną po asimovemu. Mamy więc królestwo, dzielnego królewicza i królewnę, jakiegoś smoka, czy zadanie do wykonania, a wszystko to w konwencji humorystycznej (zwłaszcza w tym drugim opowiadaniu). Bardzo przyjemne teksty, w sam raz na poprawę humoru.

Z pozostałych opowiadań, większość o tzw. shorty, czyli teksty na kilka stron. Zazwyczaj są zbyt krótkie, żebym mogła się rozwodzić nad ich treścią, ale wszystkie je łączy fakt, że są mniej lub bardziej humorystyczne (no, może poza „Młodszym bratem”). Do ciekawszych pomysłów w nim zastosowanych należy wykorzystanie wątku pewnego znanego superbohatera czy formy listu. Opowiadaniem, które jest dłuższe, niż rzeczone kilka stron, jest „Złoto”. Mogę o nim powiedzieć, że traktuje o sztuce i o wielu rzeczach z nią związanych, a fabuła opiera się na tym, że pewien pisarz (swoją drogą, wątek pisarza w tych historiach pojawia się często) sci-fi przychodzi do pewnego reżysera przedstawień cyberteatralnych z propozycją wystawienia sztuki na podstawie własnej książki.

Musze przyznać, że klasyk mnie nie zachwycił. Być może główną tego przyczyną był fakt, że jego poczucie humoru nie do końca pokrywa się z moim. Jednak nie znaczy to, że książka jest zła. Wręcz przeciwnie, jest dobra. I chyba w tym problem – po Asimovie spodziewałam się czegoś więcej, niż dobrych opowiadań. W związku z powyższym, kiedyś zapoznam się z powieściami, ale nie ma pośpiechu.

Tytuł: Złoto i magia
Autor: Isaac Asimov
Tłumacz: Jolanta Kowalczyk
Tytuł oryginalny:
Gold & Magic. A Selection of Stories
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 1989
Stron: 312

6 komentarzy:

  1. Tak to już bywa z wychwalanymi powieściami czy autorami: człowiek nastawia się na coś wybitnie... wybitnego, przez co ma zawyżone wymagania i często czytana książka, jakkolwiek dobra by nie była, traci :)

    Chyba, że chodzi o Simmonsa, ten zachwyca i całkowicie spełnia wymagania :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonamy się o tym, chociaż chyba zacznę od "Olimpu" mniejszy, lżejszy i łatwiej go przytachać z biblioteki.;)

      Usuń
  2. To ja się wstydzę, bo też Aimova jeszcze nie czytałem. Zresztą wielu jest takich słynnych autorów. Tak więc też będę musiał kiedyś się za niego zabrać. Może zatem spróbuję tak jak Ty i zacznę od opowiadań:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mam z klasyką gatunku - tyle jeszcze tego do przeczytania... Opowiadania są najlepsze, bo w zbiorze zawsze znajdzie się coś lepszego, więc wrażenie ogólne nigy nie jest najgorsze.:)

      Usuń
  3. Asimova znam właśnie z opowiadań. A jedyna powieść, którą zaliczyłem -"Gwiazdy jak pył" też mnie nie zachwyciła. To rzecz dla tych, którzy uwielbiają space opery i bardzo chcą poznać klasykę (pod)gatunku. Pozostali powinni sobie odpuścić...

    OdpowiedzUsuń
  4. jareck - ja mam ten problem, że za mało znam gatunek, żeby wiedzieć, czy lubię space opery - wiem tyle, że na pewno nie lubię ich odmiany batalistycznej, a do reszty próbuję się przekonać. Zastanawiam się nad "Fundacją".

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...