poniedziałek, 10 września 2012

Znowu weterynarz wiejski. Tylko bardziej współczesny - "Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele" Luke Gamble

Z pewnością wielu ludzi, będąc jeszcze dziećmi, marzyło o tym, żeby zostać weterynarzem. Część z nich spełniła swoje marzenia, zaś pozostałych należałoby zaliczyć do tych, którzy teraz podczytują książki o weterynarzach. I są dość liczni, biorąc pod uwagę fakt, że kilka lat temu wznowiono Herriota, a później wydano jeszcze dwie książki Trouta. Teraz znowu możemy wrócić na angielską wieś, tym razem w towarzystwie Luke’a Gamble, skądinąd gwiazdy telewizyjnej, znanej być może niektórym z programu Weterynarze bez granic.

 Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele to wspomnienia z początków praktyki Luka (jest to z pewnością jeden z tych autorów, do których lepiej zwracać się po imieniu, niż nazwiskiem). Świeżo po studiach został przyjęty do niedużej lecznicy, zajmującej się zarówno leczeniem małych zwierząt, jak i tych dużych. Możemy obserwować jego perypetie, kiedy mozolnie zdobywa doświadczenie zawodowe lub kiedy postanawia wykorzystać urlop i wyjechać do jakiegoś egzotycznego kraju, aby charytatywnie… pozdobywać doświadczenie zawodowe. A w tym fachu zdarzają się zarówno przypadki zabawne, jak i tragiczne. Luke Gamble opowiada o swoich przeżyciach swobodnie i w sposób do pewnego stopnia uroczy — ot tak, jak mógłby to robić kolega gawędziarz przy piwku w barze, dla urozmaicenia wieczoru. Czyta się go przyjemnie, chociaż brak mu erudycji. Nadrabia to humorem i ciepłem emanującym z opowieści, a także żywymi emocjami i zaangażowaniem — widać, że kocha to, o czym pisze.

Nie można też autorowi odmówić umiejętności wnikliwego obserwowania otoczenia. Potrafi bowiem zgrabnie podsumować i opisać nie tylko przypadki medyczne, ale także ludzi (warto zaznaczyć, że niektórzy są prawdziwi, ale inni to kompilacja cech kilku rzeczywiście istniejących osób). Oprócz barwnej galerii pracowników kliniki, dostajemy też pełen zakres właścicieli pacjentów. Ci pierwsi są zdecydowanie sympatyczni i nie da się ich nie polubić, a niektóre sytuacje z ich udziałem (trzeba autorowi przyznać, że umie zdobyć się na dystans do siebie) ocierają się o granice groteski do tego stopnia, że uśmiech pojawia się na twarzy czytelnika. Z kolei portrety właścicieli prezentują pełną rozpiętość charakterów, od rządnych zysków i mających dobro własnych zwierząt głęboko w miejscu, gdzie słońce nie dochodzi, farmerów, po fanatyków gotowych zaraz organizować krucjatę przeciwko każdemu, kto na ich zwierzę krzywo spojrzy. Mogą się oni co prawda wydać nieco szablonowi, ale debiutantom pewne rzeczy przecież można wybaczyć. Miejmy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.

Co prawda Luke Gamble czasami potyka się przy kreśleniu bohaterów, ale trzeba przyznać, że do opisu emocji i tworzenia klimatu ma spory talent. Równie sugestywnie radzi sobie ze scenami dramatycznymi, wyciskając łzy z oczu czytelników, jak i zabawnymi krotochwilami lecznicowego życia. Nie tworzy przy tym rozbieżności między odbiorem danej sceny przez czytających a tym, co autor miał na myśli (chociaż czasem przekaz ulega osłabieniu przez pojawiające się gdzieniegdzie dłużyzny — a to bardzo dobra cecha u twórcy).

Luke Gamble stworzył cos pośredniego pomiędzy książkami Herriota i Trouta. Podczas gdy dla tego pierwszego pacjenci byli tylko pretekstem do tworzenia barwnych portretów farmerów z angielskich wsi, a ten drugi całkowicie skupił się na zwierzętach, Gamble zdołał znaleźć równowagę pomiędzy obydwoma sposobami opowiadania — tak więc i miłośnicy zwierząt, i ludzkich portretów powinni być zadowoleni. Samą zaś książkę pozostaje mi polecić, bo każdy coś dla siebie z niej wyłuska, a i całkiem przyjemnie będzie się ją czytać.

 Recenzja dla portalu Unreal Fantasy.

Tytuł: Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele
Autor: Luke Gamble
Tytuł oryginalny: The Vet. My Wild and Wonderful Friends
Tłumacz: Adam Pluszka
Wydawnictwo:W.A.B.
Rok: 2012
Stron: 400

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...