Strony

piątek, 15 października 2010

No cóż... - "Jamila" Katarzyna Sadowska


Recenzja dla portalu LubimyCzytać.pl

„Jamila” jest debiutancką powieścią Katarzyny Sadowskiej. Jest to powieść fantastycznonaukowa z podgatunku space opery, więc stwierdziłam, że świetnie się nada do jednego z moich celów. Celem tym mianowicie było moje osobiste przekonanie się do gatunku SF, co przychodzi mi opornie i z trudem, bo chociaż „Diunę” i „Grę Endera” lubię, to trauma po wmuszonym w podstawówce Lemie nigdy mnie nie opuściła. „Diuna” i „Gra Endera” to jednak klasyka, dzieła kanoniczne, ergo żadno to dla nich osiągnięcie, spodobać się komuś. „Jamila” zaś to powieść nieznana i, skoro niekanoniczna, nie mogąca z klasyką konkurować. Wykoncypowałam sobie wtedy, że jeśli ta książka mnie od siebie nie odrzuci, to jest dla mnie nadzieja. I cel, przynajmniej częściowo, chociaż w bólach, został osiągnięty.

Prom kosmiczny o wdzięcznej nazwie Nora zostaje podczas lotu obrabowany przez piratów. Jednym z pasażerów Nory, a dla piratów świetnym bonusem do „towaru”, jest Jamila Campbell, młoda kobieta w drodze do swojej pierwszej pracy. I chociaż pierwsze spotkanie z piratami niesie ze sobą wiele wrażeń, niekoniecznie dobrych, to dopiero spotkanie drugie przewróci życie dziewczyny do góry nogami…

Powieść składa się z siedmiu części podzielonych na rozdziały. Z tym, że cztery pierwsze części są tak naprawdę opowiadaniami, poza miejscem akcji i bohaterami, nie powiązanymi wspólnym motywem fabularnym. Dopiero w części piątej mamy wykrystalizowany motyw przewodni powieści.

Teraz kilka słów o bohaterach. Otóż tytułowa Jamila jest postacią w najlepszym razie drugoplanową, co mnie zaskoczyło i odrobinę rozczarowało. Jednak muszę też w pewnej kategorii przyznać Jamili niekwestionowane pierwsze miejsce. Mianowicie w kategorii bohater najbardziej irytujący (ale tylko przez pierwsze 200 stron, potem sytuacja bardzo się poprawia; i moje uwagi co do postaci też odnoszą się tylko do jej wersji z początku książki). I nie tyle jest to wina samej charakterystyki postaci, co roli i sytuacji, w jakiej ją autorka obsadziła. Jamila jest bowiem filigranową i oszołamiająco piękną śniadą brunetką o szmaragdowych oczach, niezwykle inteligentną i równie niezwykle zakompleksioną. Jednak przy całej swojej urodzie ta młoda kobieta wydaje się aseksualna niczym dziecko (w aspekcie psychicznym oczywiście). Na domiar złego faceci, gdy tylko ją ujrzą, zaczynają natychmiast zachowywać się jak kocury w marcu. Wszystko to razem sprawiło, że miałam bardzo nieprzyjemne wrażenie obserwowania dziecka wpuszczonego do celi z pedofilami. Wrażenie to pogłębiał fakt, że Jamila często – gęsto jest bita, poniżana i gwałcona, co w większości przypadków nie wnosi niczego do fabuły. Nie jestem z kamienia i przy pierwszym razie nawet jej współczułam, ale później zaczęło mnie to irytować swoją rutyną. Chwała autorce za to, że postanowiła oszczędzić czytelnikowi szczegółowych opisów takich scen. Za to już żadną chwałą nie jest fakt, że do psychiki Jamili czytelnik ma dostęp szczątkowy, przez co niemożliwym staje się wyobrażenie sobie jej światopoglądu czy pobudek. Dziewczyna nie jest tu z resztą wyjątkiem, bo żadnej z postaci autorka nie poświęciła w tym względzie uwagi. A szkoda, bo mogłaby to być najmocniejsza strona książki, gdyby ją umiejętnie rozwinąć.

Co do pozostałych bohaterów, są to postacie szablonowe, co nie znaczy, że nieudane (chociaż strasznie niedopracowane – w debiutanckiej powieści mogę to jednak wybaczyć). Mamy więc dobrego kapitana piratów z całym stadem jego mniej lub bardziej dobrych piratów, mamy odpowiednik tej drużyny po zdecydowanie ciemnej stronie Mocy, znajdzie się też kilku generałów floty Federacji, pozostających w przeróżnych układach z piratami: od otwartej wrogości (odpowiedniej do zajmowanego stanowiska) do potajemnego paktowania. I w tym względzie mam do autorki o jednego z pirackich kapitanów żal. Konkretnie o to, że dojrzały i doświadczony mężczyzna, znany z przyjaznego stosunku do załogi i umiejętności przedkładania dobra okrętu (i załogi) nad własne, nagle, gdy kobieta odmawia pójścia z nim do łóżka, wpada w szał niczym rozkapryszony bachor i wręcz ją katuje. Zupełnie ten epizod nie pasuje mi do psychologii postaci – został na siłę wciśnięty, żeby osiągnąć punkt zwrotny w fabule. Tak się przecież nie robi! Mam nadzieję, że w kolejnych próbach literackich pani Sadowska już nie będzie się uciekać do destrukcji psychiki swoich bohaterów w celach tak przyziemnych. Dla równowagi dodam, że była też pewna postać epizodyczna, która szczerze mnie zaintrygowała. Chodzi mianowicie o Tamar. Tutaj świetnie wyszło oddanie reakcji kobiety niegdyś bardzo skrzywdzonej, która, ponieważ nie może mścić się na oprawcach, mści się na tych, na których może. Jednocześnie jednak współczuje ofiarom, co tworzy bardzo ciekawy paradoks. Szkoda, że autorka nie dopracowała strony wewnętrznej Tamar i że była to tylko bohaterka poboczna. Miała ogromny potencjał.

Fabuła powieści, chociaż przewidywalna i mało zaskakująca, wciąga. Mimo, że na początku nieco kuleje, później nabiera tempa (i wyzbywa się beztroskiej przemocy, co niewątpliwie wychodzi jej na plus). Autorka wykorzystuje motywy obowiązkowe dla kosmicznych (i nie tylko) powieści awanturniczych: napady, ucieczki, pościgi, porwania i potyczki. Niektóre z tych scen można uznać za nad wyraz udane, a czasem nawet przewinie się jakiś naprawdę zabawny motyw humorystyczny. Problemem dla mnie był tylko brak opisów. Nie jestem fanką kilkustronicowych wywodów na temat widoku zza okna, ale czasem warto by było w kilku słowach chociaż napomknąć, jak dany obiekt wygląda. W przeciwnym razie czytelnik odnosi wrażenie, że wydarzenia na pustym, szarym tle odgrywają szare postacie za pomocą szarych rekwizytów.

Język powieści również jest prosty, ale mi osobiście to nie przeszkadza. Poza tym, wychodzę z optymistycznego założenia, że autorkę jednak stać na więcej, co, mam nadzieję, zaprezentuje kiedyś. Jedynym, co doprowadzało mnie do pasji, było stosowania z uporem godnym lepszej sprawy pleonazmów „cofać się do tyłu” i „poderwać się do góry”. Jest to jednak moim skromnym zdaniem również wina braku odpowiedniej korekty.

Skoro już o korekcie mowa, to był ona (jeśli w ogóle była, bo nie znalazłam nazwiska korektora) niewystarczająca, delikatnie mówiąc. W książce jest bardzo dużo literówek, a i błędy gramatyczne nie są rzadkością. To jednak pikuś. Najgorsze, że nie zastosowano oddzielenia wątków. Kiedy więc akcja przeskakuje z jednego miejsca na inne, czytelnik nie jest o tym informowany i odnosi absurdalne wrażenie, że np. poufna rozmowa kapitana z medykiem odbywała się w sali pełnej jego zaprzysięgłych wrogów. Za taką gimnastykę mózgu podczas lektury to ja serdecznie dziękuję.

Podsumowując, książka mimo swoich braków, mogłaby być niezłym czytadłem na długi, jesienny wieczór, ale nadaje się raczej dla początkujących czytelników SF, weterani gatunku mogliby się poczuć znudzeni. I jeszcze trzeba by pierwsze 200 stron skrócić co najmniej o połowę i zsyntetyzować w spójne wprowadzenie. Jednak Mam wrażenie, że w autorce drzemie potencjał, jednak trzeba weń włożyć jeszcze dużo pracy. Widać już po tej książce, że pani Sadowska jako pisarka rozwijać się potrafi (zakończenie o niebo lepsze od rozpoczęcia), mam więc nadzieję, że nad następnym tekstem porządnie i ciężko popracuje. Wtedy sprawdzę, co z tego wyjdzie.


Tytuł:
Jamila
Autor: Katarzyna Sadowska
Wydawnictwo: Radwan
Rok: 2010
Stron: 477

10 komentarzy:

  1. Właśnie tego się obawiałem, kiedy zobaczyłem, że debiutantka zabrałą się za pisanie książki S-F. Niestety przeważnie wychodzi z tego nijakie coś:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam ciekawa twojej opinii, jednak rozwiałaś moje wątpliwości. To chyba nie dla mnie ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, ja i tak pewnie nigdy bym się do tego gatunku nie przekonała. Niestety, zupełnie nie mój klimat.

    I też mnie do Lema zmuszali! Cóż to był za koszmar...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki. Odstrasza też okładka, niestety. :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Spodziewałam się, że "Jamilia" to taka delikatno-przygodowo-ciekawa książka. ale po tej recenzji moje przepuszczenia leżą i kwiczą. Chyba podziękuję... Czytanie o gwałtach i przemocy nie jest moim ulubionym zajęciem xD

    OdpowiedzUsuń
  6. podsluch - Niestety, masz rację. A szkoda, też liczyłam, może nie na dzieło wybitne, ale na fajną przygodówkę.

    Meme - Myślę, że nie ma sensu się męczyć. Są dużo ciekawsze pozycje.

    Futbolowa - Też tak kiedyś myślałam, ale jak tak patrzę, jak mój Luby się SF zaczytuje, to dochodzę do wniosku, że coś jednak w tym musi być.;) I to wszystko przez zmuszanie do Lema - dla mnie też pilot Pirks był koszmarkiem, szczególnie scena, kiedy rozbijał sobie twarz kolanem... Na szczęście odważyłam się sięgnąć po "Dzienniki gwiazdowe". Polecam i Tobie na spróbowanie, ubawiłam się setnie przy tych opowiadankach.:)

    Vampire Slayer - A mnie właśnie okładka zachęciła. Lubię widoczki, nawet jak są lekko kiczowate. Nie trawię tylko kosmolotów i biuściastych panienek w pancernym (lub lateksowo - plastikowym w przypadku SF) bikini.

    Aria - Ja również się tego po przeczytaniu tekstu na okładce. Niestety, przypuszczenia się rozwiały jak sen jaki złoty...

    OdpowiedzUsuń
  7. Chętnie poczytałabym jakąś niewymagającą i wciągającą fantastykę, ale wszystko wskazuje na to, że "Jamila" nie jest tym, czego szukam.

    A co Lema byłaś zmuszona czytać? Pytam, bo sama byłam kiedyś do niego uprzedzona (także za sprawą wymuszonego czytania w podstawówce), a teraz twierdzę, że to genialny autor. O, na przykład "Dzienniki gwiazdowe" są świetne, zabawne i bardzo interesujące ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. ultramaryna - Masz rację, lepiej poszukaj czegoś innego. A co do Lema, to akurat "Dzienniki gwiazdowe" to jedyna jego książka, która mi się podobała. Wymuszony Pirx mnie w tej trzeciej czy czwartej klasie przeraził, "Bajki robotów" uznałam za zbyt groteskowe i w ogóle nie w moim klimacie a przy "Solaris" poległam po 20 stronach. Więc raczej już się do tego pana nie przekonam, zwłaszcza że się wyrażał niepochlebnie o moim ukochanym fantasy (jako o gatunku).;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak to czasem jest z książkami do recenzji :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak bywa... Polecam raczej Dukaja. Mam na jego punkcie bzika, według mnie dopiero w oparciu o jego prozę można wyrobić sobie zdanie, czy się fantastykę lubi czy nie. Na pewno jednak - i od tego nigdy nie ustąpię, to Fantastyka jest motorem rozwoju naszej Cywilizacji a nie jakieś mdłe: Kalicińskie, Grochole, Masłowskie czy Lisówny. Kryminał też bywa ciekawy, ale nie kiedy ciągle tylko wszyscy się bestialsko mordują. Myślę, że w tym tkwi niezrozumienie dla fantastyki jako takiej... Większość ludzi lubi się trzymać tego, co zna, bez wysilania umysłu.
    Ale to nie zmienia faktu, że złą, mierną literaturę, bez względu na gatunek należy odstawić. Sama Sadowskiej nie znam, więc nie wydaję na razie wyroków, ale sądzę że też długo po coś takiego nie sięgnę.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.