Strony

niedziela, 7 listopada 2010

To nie jest kraj dla starych bogów - "Amerykańscy bogowie" Neil Gaiman


- Powiedz „Nigdy już” – rzucił Cień.
- Spierdalaj – odparł kruk.
[149]

Gaiman to nazwisko mi znane. Kilka lat temu czytałam „Nigdziebądź” jego autorstwa i wtedy poczułam się zaczarowana magią świata Londynu Pod. Od tamtego czasu jednak nie sięgnęłam po żadną książkę tego autora i dopiero recenzje na blogu Arji uświadomiły mi, że czas najwyższy znowu coś tego pana przeczytać. Wybór mój padł na „Amerykańskich bogów”. I niby wszystko, co podobało mi się w „Nigdziebądź” mamy i w „Amerykańskich bogach”, nawet w lepszym wydaniu, bo przecież to powieść późniejsza i bardziej dopracowana. Ale mam z tymi bogami pewien problem…

Cień właśnie ma wyjść z więzienia. Nie może się już doczekać powrotu do ukochanej żony, kiedy spada na niego wiadomość o jej śmierci. W drodze na pogrzeb spotyka dziwnego faceta, który to proponuje mu pracę na stanowisku ochroniarza z dodatkowymi obowiązkami chłopca na posyłki. Cień, rad, nierad przyjmuje propozycję. Od tego czasu zaczynają się wokół niego dziać coraz dziwniejsze rzeczy. A nad Amerykę nadciąga burza…

Akcja książki jest zaskakująca i pełna nieprzewidzianych zwrotów. Jest też w najdrobniejszym szczególe przemyślana i dopracowana przez autora. Nic nie dzieje się przypadkiem, a jeśli przysłowiowa strzelba ma wystrzelić w ostatnim akcie, to pojawia się już w pierwszym. Mało tego, czytelnik często nawet nie wie, że ma do czynienia ze strzelbą. Na tym polu pan Gaiman przewyższył swoim kunsztem moje oczekiwania i bardzo mu się to chwali. Nie pozostawia też żadnego wątku bez zakończenia (czy to zakończenie jest satysfakcjonujące, już każdy czytelnik musi ocenić sam), nie istnieją sprawy zapomniane czy porzucone, bo wprowadzone tylko po to, żeby coś czytelnikowi udowodnić.

Język Gaimana bardzo mi przypomina sposób pisania Moore’a, chociaż humor jest subtelniejszy i mniej wulgarny. Brak tu wyszukanych fraz, ale tropiciele powiązań i wielbiciele zagadek będą mieli pełne ręce roboty. Dlatego mianowicie, że Gaiman ma słabość do dwóch rzeczy. Pierwszą jest zapożyczanie cytatów od innych autorów i parafrazowanie ich bądź wplatanie w tekst w formie niezmienionej. Odnajdywanie ich nie jest moją najmocniejszą stroną, ale ktoś, kto takie kalambury lubi, będzie się z pewnością świetnie bawił. Drugą z tych rzeczy jest nadawanie znaczących imion i nazw. Jest to też jeden z powodów, dla których uważam, że każdy, kto może, powinien Gaimana czytać w oryginale. Tutaj mamy do czynienia dodatkowo z bogami wszelkich mitologii, więc każdy, kto je choć trochę zna, będzie mógł pobawić się w detektywa i spróbować odgadnąć, jakie bóstwo się kryje pod danym nazwiskiem i dlaczego akurat pod takim. Co jest wadą? To, że autor ma skłonność do opisów niekiedy za bardzo naturalistycznych, co nie wszystkim może się spodobać. Mi dodatkowo przeszkadzał fakt, że opisy sikania (bądź wzmianki o nim) pojawiają się z fizjologiczną wręcz częstotliwością.

Przejdźmy teraz do mojego osobistego problemu. A są nim bohaterowie. Nie chodzi o to, że są źle skonstruowani, bo wręcz przeciwnie. Są skonstruowani bardzo dobrze, mistrzowsko wręcz, ale to mi właśnie przeszkadza. Nie mamy zbyt wielkiego dostępu do ich psychiki. Nie jest to dziwne, bo któryż człowiek ogarnie procesy myślowe boga, albo czy powinniśmy poznać życie wewnętrzne bohatera o imieniu Cień, który jako ten cień powinien być niedostępny i tajemniczy? Mimo swej poprawności przeszkadzało mi to bardzo i sprawiło, że książka przez większą część swojej objętości ciągnęła mi się niczym stara guma od kaleson. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie wszystkim to musi przeszkadzać.

Po skończonej lekturze mam wrażenie, że książka podobała mi się mniej, niż powinna i mniej, niż na to zasłużyła. Od strony technicznej jest świetna i zasługuje na pełne uznanie. Ale w mojej subiektywnej ocenie pełnego uznania nie zdobyła. Co nie znaczy, że nie zachęcam do lektury – przeczytajcie, bo warto.


Tytuł:
Amerykańscy bogowie
Autor: Neil Gaiman
Tłumacz: Paulina Braiter
Tytuł oryginalny: American Gods
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2002
Stron: 549

12 komentarzy:

  1. Miałam podobnie mieszane uczucia mniej więcej do połowy powieści, później tak mnie wciągnęła, że straciłam poczucie rzeczywistości. Nie jest to łatwa książka, powiedziałabym nawet, że jest bardzo specyficzna i nie wolno ani na chwilę się zgubić. Muszę przeczytać raz jeszcze:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chętnie przeczytałabym jakąś książkę tego autora, jednak do tej pory jakoś nie było takiej okazji. Szczególnie jestem ciekawa „Nigdziebądź”.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry :D

    Nazywam się Aria i kocham Gaimana xD A za jego najlepszą książkę uważam wyżej recenzowaną, choć... uwaga!... wciąż ją czytam! ^^
    Tak, dokładnie. Amerykańskich czytam nadal, po kawałku, po trochu, bo nie wyobrażam sobie życia po przeczytaniu tej książki. Jest zbyt cudowna.

    Poraża mnie praca, jaką Gaiman w nią włożył, bo Ci wszyscy bogowie, legendy, mity... ach! Kocham pogaństwo ^^ I kocham Gaimana :)

    Ale ksiązka jest specyficzna i wiem, że nie każdemu może przypaść do gustu. Trzeba lubić babranie się w różnych bożkach, by w ogóle czasem zrozumieć o co tu cho.

    Ale nie zgadzam się, co do jednego - psychologia postaci powala, to na pewno. I nie jest ukryta, jest jak na dłoni. I chyba to najbardziej mnie zachwyciło, bo zajrzenie do duszy boga... Gaiman wymiata. A Cień, cóż, Cień to ogromny symbol, wielka metafora.

    Pozdrawiam :)

    PS Dzięki za reklamę xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chyba zacznę przygodę z Gaimanem od "Nigdziebądź" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Eruana - mnie wciągnęło ostatnie 150 stron, chociaż i pierwsze 100 świetnie mi się czytało. Tylko w środku jakaś taka stagnacja... Ale że jest to książka specyficzna, to się zgadzam w 100%.;)

    Susie - polecam gorącą, "Nigdziebądź" na początek jest świetne.:)

    Aria - mnie też en ogrom pracy poraził. Nie tylko samo zbieranie wiedzy źródłowej, ale głównie to, że autor wszystko to rozplanował i dopasował nawet najmniejsze trybiki w maszynie powieści. I widzę, że to wszystko jest super i obiektywnie zasługuje na 6+, ale subiektywnie jakoś do mnie nie trafia i mogę dać tylko 4. Psychologia owszem, jest widoczna, ale ja się lubię babrać w osobistych przemyśleniach bohaterów, a tego mi tu zabrakło. Jakoś się nie mogłam przebić do ich świata, wszystko obserwowałam jak zza szyby. A Cień to faktycznie wielka metafora, dosłownie i w przenośni.;)
    Pozdrawiam również;)

    Eta - powodzenia na łowach życzę i rychłego zdobycia tego tytułu.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedługo biorę się za "Chłopaków Anansiego", a "Amerykańscy bogowie" wciąż przede mną. Dotychczas przeczytałam 3 jego książki ("Koralina", "Nigdziebądź", "Gwiezdny pył") i zauważyłam, że z początku ciężko mi idzie, ale potem to jak jazda na rollercoasterze bez hamulców. Za to m.in. lubię Gaimana, że niczego nie ułatwia, a wysiłek wynagradza totalnym zespoleniem czytelnika z historią.

    Swoją drogą niezły cytat, rozłożył mnie swą prostotą. ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam dokładnie tak samo jak Eruana :)

    Moreni - tak to już jest, że nie zawsze trafiają do nas nawet bardzo dobrze napisane książki. I to jest fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Agna - co prawda "Chłopaków Anansiego" jeszcze nie czytałam, ale sam Anansi występuje też w "Amerykańskich bogach".:) "Koralina" i "Gwiezdny pył" ciągle przede mną, ale "Nigdziebądź" czytało mi się od początku do końca na wysokich obrotach. Tego samego się spodziewałam po "Amerykańskich bogach", ale widać nie jest to w moim przypadku regułą.;) A cytat mnie też rozłożył, dlatego go tu umieściłam.:D

    grendella - ja się tylko cieszę, że jestem już na tyle oczytana, że potrafię dostrzec wartość książki nawet kiedy mi się ona nie spodoba. Inaczej sporo się traci.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. hmmm Amerykańscy bogowie są na końcu mojej Gaimanowej listy. Tym bardziej, że takie mitologiczne klimaty mnie średnią kręcą:) Nie potrafię sobie wyobrazić żeby Gaiman potrafił napisać trudną książkę i ten element w tej chwili najbardziej mnie zaintrygował:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszędzie ten Gaiman. Wstyd straszny, bo ja nadal nie przeczytałam absolutnie żadnej książki jego autorstwa. Listę mam długą, chęci nawet spore, czasu w ogóle. Gaiman dalej musi czekać na swoją kolej ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Znowu Gaiman, a jak się wciąż przekonać nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
  12. A mi się podoba twoja recenzja. I nieziemsko mnie zachęca ;) Musiałabym tylko gdzieś ją znaleźć ;P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.