„Dziewczyna, która pływała z delfinami” nie jest książką, która atakuje czytelnika z księgarnianej półki, nie naprzykrza się wzrokowi, nie epatuje wyskakującym z okładki tłustym, krzykliwie kolorowym tytułem. Można powiedzieć, że jest niepozorna: dość cienka, z jasną, prostą (dla mnie osobiście – nawet zniechęcającą) okładką, bez nadętych blurbów z tyłu. Wyróżnia ją dyskrecja. Niestety, ta dyskrecja może też sprawić, że czytelnik przejdzie obojętnie, ignorując statyczny obraz okładki i skromną objętość książki. I cóż, taki czytelnik pożałuje, że omija go ciekawa i bardzo oryginalna powieść.
Kiedy Isabelle dziedziczy po siostrze przetwórnię tuńczyka oraz zaniedbaną willę, nie wie, że w spadku dostała również pewnego lokatora. Lokatorem owym okazuje się zdziczała, zaniedbana dziewczynka – jak się szybko okazuje, maltretowana przez matkę i cierpiąca na autyzm siostrzenica Isabelle. Mimo opłakanego stanu dziewczynki, świeżo odnaleziona ciotka postanawia nauczyć ją człowieczeństwa. Zaczyna od nadania dziecku imienia – Karen.
To właśnie Karen snuje opowieść o swoim życiu. Opowiada o tym, ja uczyła się mówić, nawiązywać kontakt i funkcjonować w społeczeństwie. Właśnie „funkcjonować w”, gdyż nigdy nie stała się, bo nie chciała się stać, normalnym członkiem społeczeństwa. Jej inność szła w parze ze szczególną wrażliwością i z umiejętnością widzenia rzeczy takimi, jakie są (oraz brutalnego nieraz informowania o tym otoczenia), które to cechy stwarzały barierę niezrozumienia. Jednocześnie jednak Karen stała się wrażliwa na tę nieludzką część świata, wszystko, co jest poza człowiekiem: zwierzęta, rośliny, krajobrazy. Właśnie to pozwoliło jej wnikliwie zanalizować cierpienie zwierząt i próbować to zmienić tam, gdzie miała najbliżej – czyli w przetwórni tuńczyków własnej ciotki.
Co w książce zachwyca? Karen oczywiście. Ponieważ książka ma formę wspomnień spisanych po latach, wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy osoby niepełnosprawnej umysłowo, jeśli chodzi o inteligencję, ale wybitnej, jeśli chodzi o zapamiętywanie i projektowanie przestrzenne. Karen potrafi z niewinną prostotą wytykać absurdy świata i hipokryzję ludzi, którzy ją otaczają. Głównie zaś zajmuje ją problem, dlaczego ludzie uważają się za innych/lepszych (niepotrzebne skreślić) od zwierząt. Dziewczyna podaje tak celne argumenty, że czytelnik sam zaczyna się nad tym zastanawiać i jest to zagadnienie, które przez cały czas czytania (a i długo później) nie daje spokoju.
Pani Berman w swojej powieści nie używa wyszukanego słownictwa, nie tworzy zawiłych, wielopiętrowych metafor (a wręcz tępi wszelkie ich przejawy). Mimo to potrafi tak celnie formułować swoje proste zdania, że bezbłędnie ujmuje nimi sens wypowiedzi. Maestria minimalizmu i całkowite zaprzeczenie przerostu formy nad treścią (przerostu treści nad formą również). Powieść wydaje się doskonale zrównoważona, gruntownie przemyślana i skonstruowana z precyzją szwajcarskiego zegarmistrza. Jednocześnie ma powolny, spokojny rytm, idealny do refleksyjnego, nieśpiesznego czytania.
Tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju. Dlaczego właściwie w tytule mowa jest o delfinach? Co prawda gdzieś tam w tle się pojawiają, ale dla fabuły mają równie wielkie znaczenie, co odnotowany gdzieś deszczowy dzień. Czyli żadne. To tuńczyki są tutaj ważne, o ich dobro toczy batalię Karen. Ale widocznie tuńczyki są mniej lubiane przez opinię publiczną, niż delfiny.
Podsumuję krótko: czytajcie tę powieść, bo jest ona świetną lekturą dla każdego człowieka, który ma w sobie chociaż odrobinę wrażliwości. Zaś dla miłośników zwierząt przeczytanie jej to wręcz swoisty obowiązek.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak
Tytuł:Dziewczyna, która pływała z delfinami
Autor: Sabina BermanTytuł oryginalny: La mujer que buceo dentro del corazon del mundo
Tłumacz: Małgorzata Moś
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2011
Stron: 231
Prześliczna jest ta książka:)
OdpowiedzUsuńAle tytuł skopany dokładnie. Mnie przy pomocy tłumacza Google wyszła z oryginału "Kobieta, pływająca w sercu świata" - zdecydowanie lepiej, prawda?
Chciałabym przeczytać tę książkę, bo tyle o niej dobrego słyszałam i ty tez również zachwalasz.
OdpowiedzUsuńJak to dlaczego? Delfin - to dumnie brzmi:)
OdpowiedzUsuńJakieś takie mało miedialne są tuńczyki;)
Właśnie, słuszna uwaga. Mnie też zastanawiał ten tytuł. Książki nie czytałam jeszcze, ale czytałam recenzje, w których co mnie dziwiło, mało było mowy o delfinach ;)
OdpowiedzUsuńZ chęcią poczytam nawet o tuńczykach ;)
Mnie odrzuca tym podobieństwem na siłę do Forresta Gumpa, więc chyba się nie przemogę.
OdpowiedzUsuńCzytałam już jakiś czas temu i twierdzę, iż książka jest bardzo interesująca a tym podobieństwem do Forrest Gumpa nie ma się co zrażać. ;)
OdpowiedzUsuńPod sam koniec książki Karen podaje tam swoje propozycje tytułów i jeden z nich dotyczył spływania do serca Ziemi - i tak własnie brzmi tytuł w oryginale. Nie rozumiem, czemu polska wersja brzmi tak bezsensownie...
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym po nią sięgnęła.
OdpowiedzUsuńksiążka intryguje mnie od pierwszej chwili gdy ją zobaczyłam. jak tylko będzie okazja na pewno ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńanek7 - jak najbardziej lepiej. I moim skromnym zdaniem tytuł taki lub podobny powinien się i na polskiej okładce znaleźć.
OdpowiedzUsuńCyrysia, Evita, Magda, Varia - życzę powodzenia w polowaniu na książkę.:)
Joanna (Kalio) - ale przecież tuńczyki są takie sympatyczne. Mówię stanowcze "nie" dyskryminacji tuńczyków!;)
Nyx - jak Ci już napisała mery, nie ma co się zrażać.:) Ja Foresta wprawdzie nie oglądałam (zdzierżyłam tylko 10 minut filmu), ale książka się zachwyciłam.:)
mery - :)
Futbolowa - no właśnie ja też nie:/
Czytając recenzję miałem skojarzenie z Forrestem Gumpem. Przyjrzałem się później okładce i na dole było odniesienie do tamtego tytułu:) Skąd ten tytuł i nawiązanie do pływania z delfinami? Może to odniesienie, że przed przyjazdem ciotki nie potrafiła odnaleźć sobie miejsca wśród ludzi i zwierzęta były jej jedynymi przyjaciółmi. Nie czytałem, więc to jedynie domysły:)
OdpowiedzUsuń