Strony

poniedziałek, 10 października 2011

Starcie kultur - "Sezon migracji na północ" At-Tajjib Salih

Muszę przyznać, że na literaturze arabskiej znam się jeszcze mniej, niż na literaturze Dalekiego Wschodu (która to znajomość opiera się na bodajże trzech czy czterech pozycjach o tamtym regionie lub z tamtego regionu…). Kulturą arabska też się nigdy nie interesowałam. Niemniej jednak, kiedy nadarzyła mi się okazja zapoznania z „Sezonem migracji na północ”, nie omieszkałam spróbować. Z kronikarskiego obowiązku stwierdzę, że wpływ na wybór powieści miało zarówno egzotyczne pochodzenie, jak i przepiękna okładka w moim ulubionym, turkusowym kolorze.

Po latach studiów w Europie młody Sudańczyk wraca do rodzinnej wsi. Wśród witających go mieszkańców zauważa kogoś obcego – zagadkowego, starszego mężczyznę. Rozpytawszy o niego w wiosce, dowiaduje się, że mężczyzna nazywa się Mustafa Sa’id i że osiedlił się tutaj pięć lat temu. Jakiś czas później Mustafa wyjawia naszemu bohaterowi swój sekret: on również studiował i pracował w Europie, zdobył tam nawet w latach dwudziestych XX wieku sławę jako ekonomista. Jego kontakt z Zachodem miał jednak tragiczne skutki i pozostawił w sercu jedynie zgliszcza…

Niezwykle trudno jest mi pisać o tej książce. At-Tajjib Salih odmalowuje obrazy spokojnej sudańskiej wioski w zakolach Nilu, która mimo że przejmuje to i owo z dobrodziejstw cywilizacji pozostaje niezmienna (do tego stopnia niezmienna, że nawet brutalna tragedia nie jest w sanie nikogo poruszyć). Wszystkie te obrazki są niezwykle piękne i liryczne nawet, ale budzą we mnie niepokój. Mam wrażenie, że nieskończona ilość treści ucieka mi dlatego, że będąc wychowaną w innej kulturze, nie mogę ich rozszyfrować. Tracę wiele z tego, co autor chciał przekazać.

A przekazać chciał dużo: parę słów o sytuacji w Afryce postkolonialnej, kilka obrazków z życia sudańskich wsi, nieco o dzikiej, bezlitosnej przyrodzie, ale przede wszystkim opowieść o starciu kultur zachodu i wschodu (czy też, w sensie geograficznym, południa) z którego okaleczone wychodzą obie strony. I to właśnie ostatnie zagadnienie staje się przyczyną, tłem i tematem dramatu.

Język autora jest piękny, narracja jednak sprawia czytelnikowi pewne trudności: przede wszystkim brak jej chronologicznej ciągłości, częste są przeskoki czasu czy niespodziewane retrospekcje i trzeba nieco wysilić pamięć i wyobraźnię, aby się w tym wszystkim połapać. Niemniej jednak taki styl tworzy niepowtarzalny klimat powieści.

Słówko jeszcze o wydaniu. To moje pierwsze spotkanie z książka wydawnictwa Smak Słowa i muszę przyznać, że jestem zachwycona starannością i smakiem, z jakim zajęto się tą pozycją. Piękna grafika okładki o idealnie prostej, a jednocześnie harmonizującej z treścią książki zawartości wprost urzeka czytelnika. A jeśli dodać do tego szyte kartki, czytelny układ i pieczołowitą redakcję tekstu oraz świetnie dobrane motywy, to człowiek dochodzi do wniosku, że warto wydać te 32 złote.

Podsumowując, sama nie wiem, co o tej książce myśleć. Miłośnicy literatury afrykańskiej i arabskiej z pewnością powinni ją przeczytać. Co do pozostałych czytelników, sądzę, że każdy powinien sam podjąć decyzję - niech zmaga się z obcą kulturą na własne życzenie.

Tytuł: Sezon migracji na północ
Autor: At-Tajjib Salih
Tytuł oryginalny: Mausim al-hidżra ila asz-szimal
Tłumacz: Jacek Stępiński
Wydawnictwo: Smak Słowa
Rok: 2010
Stron: 136

8 komentarzy:

  1. Jestem wielbicielką literatury arabskiej oraz fanką całej kultury Bliskiego Wschodu. Mogłabym bez wytchnienia plątać się po bezdrożach Turcji, Syrii, Jordanii, Egiptu. W Sudanie nie miałam okazji być (zresztą to państwo bardzo podzielone, biedne, niebezpieczne, niedobre na jakiekolwiek kobiece wyprawy) i dlatego kraj ten tak bardzo fascynuje mnie czytelniczo. O At-Tajjibie Salihu słyszałam już wiele i mam nadzieję, że wreszcie uda mi się sięgnąć po którąś z jego pozycji.

    Ponadto zgadzam się, że książki Wydawnictwa Smak Słowa są wydawane w naprawdę wspaniały sposób. Najchętniej miałabym same takie piękne wydawnictwa na półce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie chcę się zmagać z obcą kulturą,więc nie przeczytam tej książki. Zapraszam Cię na mój blog z recenzjami książek;) {centerbook.blog.onet.pl}

    OdpowiedzUsuń
  3. Claudette - a mogłabyś mi polecić jakąś powieść z tego kręgu kulturowego, która nie byłaby dla laika zbyt hermetyczna, a jednocześnie nie opowiadała wstrząsającej historii kobiet arabskich i unikała taniej egzotyki? Bo z takiej literatury to mam na półce li tylko "Tysiąc wspaniałych słońc".:)

    Miravelle - :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moreni, jest kilka książek, które uwielbiam i które pokazują świat arabski (czy raczej Bliski Wschód) bardzo niestereotypowo i myślę, że przez to jak najbardziej prawdziwie oraz przystępnie.

    Przede wszystkim z powieści polecam: "Kair, historia pewnej kamienicy" Alaa Al Aswany oraz "Pchli Pałac" Elif Safak. Poza tym, że ukazują prawdziwe oblicze Bliskiego Wschodu to nie brak w nich ciekawej fabuły i świetnie wykreowanych bohaterów.
    Z książek należących do literatury faktu gorąco polecam moje niedawne odkrycie: "Taxi: opowieści z kursów po Kairze". Książka ta jest naprawdę fascynująca.

    Na półce mam jeszcze dużo Pamuka, mam "Hakawatiego", wspomniane przez Ciebie "Tysiąc wspaniałych słońc", lecz te lektury jeszcze przede mną i też jestem ich niezwykle ciekawa.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To raczej nie jest książka dla mnie. Bardziej orientuje się na to, w czym żyję, na Europę :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Claudette - tytuły, o których piszesz nawet mi się obiły o uszy, ale jakoś nie zwróciłam uwagi. Dzięki za pokierowanie w odpowiednie rejony.:)

    Piter Murphy - też lubię czytać o Europie, bo "najbardziej lubimy piosenki, które znamy", ale czasem trzeba czegoś nowego spróbować.;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uświadomiłaś mi właśnie, że mimo mojego ogromnego uwielbienia dla szeroko pojętej literatury, literatury różnych nurtów i epok, wciąż krążę tylko po zachodnim kręgu kulturowym - Europa, Ameryka. Od czasu do czasu trochę Rosji. A tyle literackich rejonów pozostaje dla mnie kompletnie obcych i nieodkrytych, niestety - bo nie miałabym nic przeciwko poznawaniu ich.
    Ehh, dobo, czemu trwasz zbyt mało godzin?!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oceansoul - ja sobie dokładnie to samo uświadomiłam w wakacje, dlatego postanowiłam podziałać trochę w tym kierunku. Pierwszy bój z twórczością arabską już za mną, drugi czeka na rozpoczęcie, a gdzieś tam jeszcze majaczy Japonia pod postacią Murakamiego - ten ostatni przynajmniej ma koneksje z fantastyką.;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.