Strony

wtorek, 3 stycznia 2012

Książę, wiedźma i książka do tego - "Magia krwi" Anthony Husso

Zanim przeczytałam "Magię krwi", byłam przekonana, że to fantastyka młodzieżowa. Główną przyczyną tego stanu rzeczy był tekst z okładki (konkretnie fragment o młodym królu pobierającym nauki w szkole dla magów – która, tak na marginesie, okazała się zwykłą uczelnią), ale chyba bardziej dziewczę na okładce, które oceniłam na 16-17 lat. Kiedy zaczęłam czytać, okazało się, że książka jest dla czytelników dorosłych, co autor dość wyraźnie daje do zrozumienia już na początku, za pomocą jednoznacznej sceny od lat osiemnastu. I jak tu człowiek ma być czegokolwiek pewny?

Caliph Howl studiuje w Desdae. Po studiach czeka go świetlana przyszłość głowy państwa, do którego to stanowiska w pakiecie ma groźbę wojny domowej. Nie każdemu odpowiada taka ścieżka rozwoju kariery, więc chyba nietrudno zrozumieć, że Caliph robi wszystko, aby móc choć trochę dłużej studiować. Nie bez znaczenia jest też romans, jaki zaistniał między nim, a niejaką Seną Lilool – piękną dziewczyną o dość złowieszczym pochodzeniu i niepokojących zainteresowaniach. Skończyła naukę dwa lata przed naszym księciem, więc ten rad by ją odwiedzić, zanim zasiądzie na tronie. Dziewczyna ma co do młodzieńca własne plany, nie wiodące bynajmniej do ślubnego kobierca. A w tle miga złowieszczo szkarłatną okładką pewna magiczna księga. 

Trzeba przyznać, że jak na debiutanta, Anthony Husso zadziwiająco dobrze radzi sobie z planowaniem akcji. Wiemy, że fabuła będzie się powoli rozkręcać? Dajmy na początek gorący romans, niech to czytelników zabawi. Żeby nie znudził ich główny bohater, napomknijmy czasem to i owo o jego… hm, dziwacznej przeszłości. I tak dalej. Po prostu nie można się nudzić.

Jedna ze stron magicznej księgi.
Przejdźmy może do wad, zostawiając zalety na koniec (bo jak wiadomo, człowiek najlepiej zapamiętuje koniec rozmowy). Największym według mnie problemem tej powieści jest czas. Od pierwszej chwili miałam problem z ustaleniem wieku bohaterów, co daje dość piorunujące efekty przy występujących już na początku scenach erotycznych. Caliph, wstępując na studia, jest naiwny niczym czternastolatek, ale w kilkadziesiąt stron później dowiadujemy się, że miał wtedy osiemnaście lat. Sena jest dwa lata wyżej od ukochanego, ale z jej własnego stwierdzenia (mniej więcej w połowie tekstu) wynika, że jest od niego co najmniej 4 lata młodsza. Na dodatek nie wiadomo, ile trwa doba i jaki jest rozkład godzin (pewnie jakiś wytrwały czytelnik, na podstawie okruchów informacji, dałby radę go obliczyć, ale ja się do takich nie zaliczam), ani jak wygląda chociaż w ogólnych zarysach kalendarz opisywanego świata. Podobnie rzecz ma się z przeróżnymi terminami z dziedziny magii, mechaniki, czy biologii. Ich ilość może początkowo przerażać, ale większość z nich w mig wyjaśni wujek Google. Jednakowoż mała nota wyjaśniająca na końcu książki byłyby bardzo mile widziane.

Ponarzekałam sobie, więc możemy przejść do zalet. Anthony Huso wykreował niezwykle barwny świat, osadzony w realiach epoki industrialnej. W zestawianiu z magią (którą wykorzystuje się mniej więcej tak, jak u nas elektryczność), mrocznymi stworzeniami i eksperymentami genetycznymi daje to przyjemnie wybuchową mieszankę. Jest to jeden z najbarwniejszych i najciekawiej obmyślanych światów, z jakim miałam przyjemność się ostatnio zetknąć. 

Kolejną zaletą jest magia. Wspominałam wcześniej, że zajmuje w tamtejszym świecie miejsce elektryczności, ale dotyczy to tylko tzw. oświeconej części świata. Magia wciąż jest potężną siłą, tyle że mało kto w nią wierzy, a co za tym idzie, chce i potrafi korzystać. Już same opisy rytuałów wiedźmiego Siostrzeństwa czy tego, co z własną krwią potrafi wyczyniać Sena, są fascynujące. Nie mniej ciekawy jest wątek pewnego złowieszczego tomiszcza – i nie chodzi bynajmniej o książkę kucharską teściowej (chociaż, jeśli założymy, że teściowa należy do Siostrzeństwa…). O ile  pomysł wykorzystania krwi jako magicznego paliwa nie jest szczególnie odkrywczy, to już idea, żeby to wszystko dało się opisać matematycznie – owszem. A takich drobin oryginalności jest tu mnóstwo.

"Caliph and Sena in library" by Moreni:)
Następnym plusem są bohaterowie. Autor starał się stworzyć postacie niejednoznaczne, pełne sprzeczności i dylematów moralnych, co mu się w większości udało. Caliph, mimo że motyw księcia jest ostatnio dość mocno eksploatowany, wydaje się oryginalny i ciekawy na tle swoich pobratymców z innych uniwersów. Nie musi mozolnie dojrzewać do swojej roli, nie jest też rządnym władzy badassem. Mimo wielkiego talentu, obcy mu makiawelizm i miewa dylematy moralne nawet wtedy, gdy w grę wchodzi racja stanu. Nie można go nie polubić. Sena zdaje się jego przeciwieństwem. Ogarnięta żądzą władzy i potęgi, dla której, jak się wydaje, jest zdolna poświęcić wszystko, okazuje się bardziej złożona, niż mogłoby sie na pierwszy rzut oka wydawać. I chociaż nie zasłużyła sobie na tyle mojej sympatii, co Caliph, jest jedną z lepiej napisanych postaci kobiecych, z jakimi się w ciągu ostatniego roku zetknęłam. A jakby tej dwójki było mało, mamy jeszcze tajemniczego szefa wywiadu, zmarłego wujka-szaleńca, ale za to geniusza nekromancji, mrocznych członków Koterii, makiaweliczne członkinie Siostrzeństwa i wiele innych postaci. Szkoda, że książka musi mieć jakąś graniczną objętość, bo nie wszystkim im autor mógł poświęcić odpowiednio dużo uwagi.

Czas na technikalia. O okładce wspominałam już wyżej, co do jakości tłumaczenia również nie mam zarzutów (no, może jeden: jest mi ktoś w stanie powiedzieć, jak wygląda kolor storczykowaty i skąd to się wzięło?). Korekta wygląda o niebo lepiej, niż poprzednio. Brak przekręcania słów, rażących błędów interpunkcyjnych czy literówek. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie fakt, że często (a od strony 548 to już niemal reguła) brakuje kresek dialogowych, co mocno irytuje.

Mimo pewnych niedociągnięć śmiem twierdzić, że to najlepsza książka z serii Nowej Fantastyki, jaką miałam okazję czytać. Niezwykły, dopracowany świat, ciekawi bohaterowie i wciągająca, wielopoziomowa historia to jest to, obok czego nie można przejść obojętnie. Niecierpliwie czekam na kontynuację – co i Wam, drodzy czytelnicy, zalecam. Oczywiście po uprzednim przeczytaniu „Magii krwi”.

 Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i s-ka. Dziękuję! 


Tytuł: Magia krwi
Autor: Anthony Husso
Tytuł oryginalny: The Last Page
Tłumacz: Jarosław Skowroński
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2011
Stron: 653

21 komentarzy:

  1. Więc całkiem możliwe, że zacznę serię NF właśnie od "Magii"; jak do tej pory miałam do tych dziełek dość sceptyczne podejście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Korekcie nie masz nic do zarzucenia? To ciekawe bo właśnie wszystkie pozostałe recenzje jakie czytałem zarzucały tej książce koszmarną korektę ^^

    Jest to chyba jedna z najbardziej obiecujących książek NF, więc kiedyś po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś? Natychmiast po przeczytaniu Twojej recenzji "pobiegłam" i zakupiłam książkę, a mi się to nie zdarza. Oby była tak świetna jak ją opisałaś, bo ogromnie mi się spodobała :D. A ta ilustracja wykonana przez Ciebie... Myślałam że to zdjęcie ilustracji z książki!!! Powinni Cię zatrudnić jako ilustratora, świetnie oddałaś klimat (tak, nie czytałam książki i się wypowiadam ;)).

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety zupełnie się nie zgadzam z Twoją oceną. Korekta w tej książce to porażka - błędy ortograficzne, literówki, no i wspomniane przez Ciebie braki kresek przy dialogach bardzo utrudniają czytanie... Zresztą, możesz przeczytać sobie też moją recenzję :P
    Na pewno nie była to dla mnie książka świetna, beznadziejna też nie, taka przeciętna i na miano prawdopodobnie najlepszej książki nie zasługuje.

    PS. Śliczny rysunek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Viginti Tres - ja na początku znajomości z serią byłam pełna entuzjazmu. Później jakoś mi przeszło, ale "Magia krwi" przywraca nieco nadziei.:)

    Harashiken - nic do zarzucenia to nie mam tłumaczowi.;P Korekcie to owszem, ale widzę poprawę, więc chwalę, żeby nie jej nie spłoszyć.;) Chociaż te zaginione kreski dialogowe to koszmar jakiś jest...
    Czytaj, czytaj. Ciekawam Twojej opinii.:)

    Gia Stembeck - o proszę, jaka skuteczna jestem. A myślałam, że jak ludzie zobaczą długość recenzji, to uciekną z przerażenia.;) Cóż pozostaje mi z lękiem czekać na Twoje wrażenia z lektury. Ale jestem dobrej myśli, bo świat przedstawiony jest naprawdę niesamowity.:)
    Dziękuję za miłą wypowiedź względem mojej radosnej twórczości i proszę o kolejną, po przeczytaniu książki - jedynie dla weryfikacji poglądów, oczywiście.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Immora - co do korekty, to uściśliłam swoje stanowisko, odpowiadając Harashikenowi. Mnie powieść urzekła głównie ciekawymi bohaterami, światem i kilkoma pomysłami autora (nie bez znaczenia był też steampunkowy klimat - to mój konik ostatnio) i tego się będę trzymać. A co do miana najlepszej w serii - to tylko moje, subiektywne odczucie, wynikające pewnie z tego, że ani Simmonsa, ani "Dziewczyny płaszczki", ani "Czaropisu" jeszcze nie czytałam.;)
    PS. Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjemnie napisana recenzja kochanie. I genialny obrazek. Gratuluje!

    Luby.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba jednak sięgnę po tę Magię, skoro chwalisz. ^^
    No i bardzo podoba mi się Twój rysunek, powiedziałabym, że dodatkowa zachęta do lektury. :)
    A z serii Nowa Fantastyka ja będę Cię najbardziej do Simmonsa zachęcać, z czytanych przeze mnie zdecydowanie bezkonkurencyjny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejna pozytywna recenzja odnośnie tej książki, chyba naprawdę warto się z nią zapoznać. Chociaż to co pisze Immora może mi zupełnie przeszkodzić w lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moreni, jak dotąd czytałem WSZYSTKIE tytuły w tej serii, i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że przy tym tytule korekta mocno przysnęła, bo takiej chały dotąd nie odwalili, a gwarantuję, że takie rzeczy widzę. No i też bym tejże knigi cudem nie nazwał, odsyłam do siebie, akurat nam się terminy publikacji pokryły.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałem nic z tej serii, ale wygląda to bardzo dobrze.
    Poza tym bardzo lubię to wydawnictwo.
    Mam nadzieję, że kiedyś natragię na ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  12. Luby - dziękuje:*

    Oceansoul - dziękuję.:) Czytaj czytaj, mam nadzieję, że wrażenia będziesz miała lepsze, niż po "Wichrach" - moje były zdecydowanie lepsze.:) A na Simmonsa zwróciłam uwagę dzięki Tobie właśnie, bo gdzieś tam go przy okazji chwaliłaś. Inaczej bym nie zwróciła.;)
    PS. Z Codem Gess rozprawiłam się wspólnie z Lubym jeszcze w zeszłym roku, ale dziękuję.:)) Teraz generalnie wolałabym coś lekkiego w klimacie fantasy (no dobra, może być i nielekkie).:)

    Visenna - nie zaprzeczam, że może przeszkodzić, ale mimo to myślę, że warto spróbować.:)

    Fenrir - czytałam Twój tekst (tylko się jakoś tak nie odezwałam).:) Nasze odczucia się z grubsza zgadzają - tyle, że Ty pewne wady uznajesz za tak istotne, że trzeba o nich koniecznie wspomnieć, a ja uważam, że owszem, fakt zaistniał, ale generalnie marudzisz.;) Co do korekty, to jestem skłonna przyznać, że stopień wciągnięcia przysłonił mi nieco obraz sytuacji. Ale kajać się nie będę, nie licz na to.:P

    Tomek - też lubię to wydawnictwo. Mogłoby co prawda dopieścić serię, ale i tak uważam, że warto niektóre pozycje (w tym "Magię krwi") przeczytać.:)

    OdpowiedzUsuń
  13. W miarę lekkie i trochę fantasy? To koniecznie Fullmetal Alchemist. ^^ Jestem nabożną fanką. :D
    Z fantastyki, ale ciężkiej - Neon Genesis Evangelion. Mój nr 1 wśród anime.
    Sporo dobrego jeszcze słyszałam o Death Note, ale sama ciągle nie obejrzałam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Obrazek śliczny, naprawdę powinnaś pomyśleć o karierze ilustratora:D Książkę mam na uwadze i ciągle się waham.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oceansoul - Ty masz rację, to może być to ("Alchemiści" znaczy, bo z tego, co wiem, "Evangelion" jest raczej z tych dołująco-orzących psychę, więc jeszcze poczeka - chociaz kreska w nim strasznie mi się podoba;)). Dzięki.:)

    Zorija - dziękuję.:) I radzę przestać się wahać, choć może nie popadać w skrajności i nie pędzić od razu do księgarni, skoro wahanie jednak wystąpiło.:)

    OdpowiedzUsuń
  16. No fajnie, a ja ją odrzuciłam, bo się bałam, że będę miała za dużo pracy... ech ja ;) No trudno...

    Storczykowaty? Storczykowy to jeszcze, ale storczykowaty? O dziwo w moim słowniku w operze to właśnie to drugie słowo istnieje, podczas gdy "storczykowy" nie ;D

    Moreni, zamawiałaś może "Dzieci Demonów" ? Pytam się, bo ja w przesyłce dostałam tylko czasopismo i teraz nie wiem, czy mi doślą, czy zapomnieli... ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nyx - żałuj.;) Mnie się spodobała bardzo, aż sobie porysowałam nawet. A akurat w momencie, kiedy zaczęłam tracić nadzieję mi wpadła.;)
    Wiesz, mnie ten storczykowaty najbardziej zdziwił, kiedy okazało się, że mamy konie takiej maści. I jakąś tkaninę i stop metali zdaje się, ale ostatniego nie jestem pewna...
    "Dzieci Demonów" zamawiałam, wyjątkowo nawet w prebooku, bo pomyślałam naiwnie, że może jeszcze w grudniu przyjdzie, to sobie w święta poczytam. Ale na razie ni widu, ni słychu, tylko "Nowa Fantastyka" na otarcie łez, jako i u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  18. First of all - świetny rysunek. Mnie by się nie chciało rysować tych wszystkich grzbietów książek. ;)

    Zgadzam się co do dobrego prowadzenia postaci, choć wątek Seny był zbyt nierówny by w pełni go docenić.

    O korekcie już zostało powiedziane wszystko w komentarzach, więc nie będę się powtarzać.

    A tak czekam cierpliwie na drugą część, która na zachodzie ma się ukazać latem, prawdopodobnie.

    Widzę, że nie tylko do mnie nie dotarł ów prebook. ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Łeeee, Moreni mnie dobija Trudno, zapoluję na swój własny egzemplarz w księgarni, a co! ;)

    Konie storczykowate?! Przecież storczyk jest... różowy... No cóż, proszę. Jednak kobiety nie znają wszystkich możliwych kolorów świata ;)

    Dzięki za odpowiedź dotyczącą "Dzieci..." bo już miałam pisać do Pana Marcina w tej sprawie ;) Może jednak prebook im się nie opłacał po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale mnie ucieszyłaś tą swoją opinią - bo Magia czeka na półce :)
    Ps. To mnie, dziewczęta, uspokoiłyście z tymi Dziećmi demonów, bo się obawiałam, że za karę za późne rozliczanie się z książek nie dostanę ;)
    Ps2. Moreni, czytałaś w NF o tej prenumeracie z bonusem? Ja zamierzam właśnie Muzę z prenumeratą wydania specjalnego wziąć - opcja 4 numerów pełnych opowiadań i Simmonsa dla mnie brzmi zachęcająco :) Plus to chyba była najlepsza książka serii - nie czytałam, ale mocno ją o to podejrzewam :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Agna - dziękuję.:) Masz rację, wątek Seny mógłby być bardziej systematyczny. Ale może w kolejnej części będzie lepiej.

    Nyx - storczyki są nie tylko różowe, ale w praktycznie wszystkich możliwych kombinacjach barwnych... Dlatego kiedy czytałam o tych koniach, miałam przed oczami kolorowe niczym tęcza kucyki pony. Z tym nieopłacalnym prebookiem możesz mieć rację. Trudno, poczekamy na pełny produkt.;)

    viv - miło mi.^^
    PS. Też zaczynałam się martwić, że to za karę, z tych samych powodów.;)
    PS.2 Czytałam i ciągle się waham...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.