Strony

sobota, 21 kwietnia 2012

Ja ci tokuję, a ty nic - "Cena miłości" Vitus B. Dröscher

Książki popularnonaukowe są fajne. Najfajniejsze są te świeżutkie, najlepiej jeszcze z tego roku, chociaż te sprzed pięciu lat też jeszcze są smakowite. Problem rodzi się wtedy, kiedy w nasze łapki wpadnie starsza. Nie oszukujmy się, większość ludzi wierzy w to, co przeczyta. Jeśli czytają głównie beletrystykę, to może w nich wyewoluować nieuświadomiony pogląd, że wiek książki jest nieważny (przecież nikt nie krytykuje dziewiętnastowiecznych powieści za to, że zostały napisane w XIX wieku). Dlatego apeluję do wszystkich: jeśli sięgacie po starszą pozycję popularnonaukową, zapoznajcie się najpierw (choćby „po łebkach”) z najnowszymi teoriami.

„Cena miłości” to właśnie jedna z takich leciwych książek – obecnie ma ponad 30 lat.  Autor opisuje w niej godowe zwyczaje wielu gatunków zwierząt, od owadów czy nawet jamochłonów aż po ssaki, z człowiekiem włącznie. Dodatkowo próbuje na ich przykładzie wytłumaczyć teorię zakładającą, że sympatia osobnicza jest najważniejszą siłą regulującą kontakty rozrodcze (i nie tylko) zwierząt. Czy mimo swojego wieku książka się zestarzała? Cóż, i tak, i nie.

Tym, co pozostaje ponadczasowe, jest z pewnością spis ciekawych zachowań godowych. Zwierzęta nie są w stanie zmienić swoich zwyczajów w okresie tak krótkim, jak 30 lat, więc możemy tu znaleźć wiele wciąż aktualnych opisów. Wiecie, z czego słynie ryba głębinowa zwana matronicą? Gdzie składają ikrę księżycówki? Jak „to” robią pająki albo kraby? Nie? A chcielibyście? Jeśli tak, to „Cena miłości” jest książką dla was.

Co przegrało walkę z czasem? Większość interpretacji wyżej wymienionych zachowań, uzasadnienie teoretyczne czy próba przenoszenia tego na ludzi. Dodatkową trudnością jest fakt, że autor pisze w taki sposób, że przenosi czasem pojęcia charakterystyczne wyłącznie dla ludzi na zwierzęta – ale przed tym ostrzega tłumacz. Oczywiście są fragmenty, które wciąż pasują do obecnego stanu wiedzy, ale trzeba troszkę interesować się biologią, żeby je wyłapać. Taka teoria samolubnego genu chociażby sprawiła, że teorię sympatii trzeba było przesunąć z pozycji nadrzędnej na niższą. A jeszcze przypadki  gatunków ptaków, u których samice prezentują samczy model zachowania (tzn. są większe i barwniejsze, bronią zaciekle rewiru, na którym utrzymują harem z kilku samców). Autor bierze je za niewytłumaczalny wyjątek od reguły, który nie ma celu ni sensu. Tymczasem wystarczy spojrzeć na problem z energetycznego punktu widzenia i wszystko staje się jasne…

Stylu niemożna nazwać gawędziarskim, ale z pewnością jest przystępny i nikt nie powinien mieć z nim trudności. Dodatkowego smaczku dodają komentarze tłumacza (polskie wydanie powstało około 10 lat później, niż niemieckie), który próbuje aktualizować niektóre kwestie. Czasem jednak pozwala sobie na drobne złośliwości (oczywiście zawsze w granicach odpowiedniej, merytorycznej wiedzy – chociaż czasem na wyrost) i jakkolwiek niektórym czytelnikom może się to nie spodobać, ja niecierpliwie czekałam na te momenty. Znakomicie ożywiały czytanie.

Podsumowując, „Cena miłości” to książka warta uwagi. Przystępnie napisana, bogato (choć w czerni i bieli) ilustrowana i zasobna w ciekawostki. Polecam miłośnikom przyrody, chociaż jednocześnie zalecam ostrożność i odrobinę krytycznego podejścia.

Tytuł: Cena miłości. U źródeł zachowań godowych
Autor: Vitus B. Dröscher
Tytuł oryginalny: Sie töten und sie lieben sich: Naturgeschichte sozialen Verhaltens
Tłumacz: Zuzanna Stromenger
Wydawnictwo: Cyklady
Rok: 1980(?)
Stron: 350

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie, chociaż były co najmniej 2 polskie wydania (jedno w 1980 roku, drugie w latach 90tych). Takich książek raczej się nie wznawia, bo się dezaktualizują. W podobnej tematyce polecam "Walkę płci" Johna Sparksa - tylko że tu autor prezentuje chłodne podejście. Ale za to ma świetne pióro.

      Usuń
  2. Skąd Ty to wytrzasnęłaś?!... I co Cię skłoniło, żeby przeczytać tę książkę? Nie, żebym chciała ją deprecjonować, po prostu jestem ciekawa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Biblioteki Uniwersytckiej.;) A skłoniło mnie zboczenie zawodowe oraz zwykła ciekawość. Akurat przyrodnicze książki popularnonaukowe bardzo lubię, a ta w swoim czasie należała do najlepszych.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sam kiedyś "niechcący" trafiłem na Droschera "Regułę przetrwania" - byłem pod wrażeniem mimo, że tematyka przyrodnicza niespecjalnie mnie interesuje. W każdym razie, wg mnie jest dla tym czym dla archeologii Ceram.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.