Czasem, kiedy zagląda się do starszych dzieł science fiction, może się człowiekowi łezka w oku zakręcić. Ot, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych Ben Bova umieszczał w swoich książkach krótkie notki wyjaśniające (gdzie padały tytuły renomowanych periodyków naukowych), obawiając się, że publika może mu zwyczajnie w ideę nanomaszyn nie uwierzyć. A dzisiaj? Dzisiaj przychodzi taki David Louis Edelman i cały świat przedstawiony w swojej powieści „Infoszok” opiera na nanobotach. Nawet przy tym nie wyjaśnia, czym są – bo nie musi, prawda?
Natch jest Mistrzem niewielkiej, ale bardzo prężnie działającej feudokorporacji. W rekordowym czasie wspiął się na szczyt rankingu Primo, co zapewniło mu całe rzesze dozgonnych wrogów. Sam nie jest jednak aniołkiem – takim sukcesem może się bowiem poszczycić tylko bezwzględny rekin biznesu, który nie waha się sięgnąć po nie do końca legalne sposoby konkurencji. Wraz z nieciekawą przeszłością składa się to na niezbyt medialny wizerunek. Tym większe było zaskoczenie Natcha, gdy zwróciła się do niego z prośbą o współpracę Margaret Surina, dziedziczka ogromnej fortuny, niesamowicie zdolny naukowiec z mianem rodu, który zmienił oblicze świata w jednym. Czy w jej propozycji jest jakiś haczyk?
Na pierwszy rzut oka powyższy zarys fabuły pasuje bardziej do thrillera korporacyjnego niż do powieści fantastyczno-naukowej. I w sumie ten pierwszy rzut oka jest trafny, bo mamy i środowisko korporacyjne, i brutalną walkę o wpływy na rynku, i wreszcie morderczy wyścig do nowej, potencjalnie niebezpiecznej, ale przełomowej technologii. W zasadzie dla kogoś, kto nie przepada za thrillerami, książka byłaby niestrawna, gdyby autor nie postanowił umieścić akcji w odległej przyszłości.
Jaka to przyszłość? No cóż, taka, w której sztuczna inteligencja się zbuntowała, co w konsekwencji przyniosło śmierć miliardów ludzi. Po tych zdarzeniach na dziesiątki, jeśli nie setki lat zapanował chaos, a wysokie technologie były zwalczane. Teraz, dzięki przełomowi technologicznemu sprzed ponad trzystu lat, powszechnie stosuje się nanoboty. Do wszystkiego: panowania nad pogodą, regulacji dryfu kontynentalnego czy rytmu serca, ale także do nadania włosom intensywniejszego połysku. Te dwie ostatnie funkcje (a także miliony innych związanych z człowiekiem) określają specjalne programy bio/logiczne, do kupienia w Morzu Danych. Świetny pomysł na własne uniwersum, prawda? Aż się prosi o jakieś głębokie przemyślenia odnośnie do istoty ludzkiej, konfliktu naturalności z programami, czy co tam jeszcze wpadnie do głowy. Wybaczcie, nie tym razem.
Główny problem powieści polega chyba na tym, że autor nie mógł się zdecydować, co właściwie chce napisać: powieść korporacyjną, rozrywkowe science-fiction czy może coś pretendującego do miana fantastyki naukowej z wyższej półki. W związku z tym pojawiają się miejscami dłużyzny, czasem wydaje się, że cała futurystyczna otoczka jest pretekstem i można by się bez niej obejść, zaś fabuła nie może sprostać zadaniu dostatecznego wykorzystania dekoracji, w jakich się rozgrywa. Nie znaczy to jednak, że „Infoszok” nie ma zalet.
Plusem z pewnością jest świat przyszłości, który autor opracował z wielką starannością i szczegółowością. Zachwyca, nawet jeśli nie wykorzystano w pełni jego potencjału. Z resztą nic straconego, może w następnych tomach da się to naprawić Kolejną zaletą są postacie. Edelman włożył wiele pracy w ich psychologizację, ale muszę z przykrością przyznać, że osiągnął zamierzone wyniki tylko w jednym i pół przypadku (pół dlatego, że, jak się wydaje, w połowie drogi zrezygnował z wprowadzania czytelnika w umysł bohatera i postawił na tajemniczość szalonego geniusza). No i wreszcie fakt, że dzięki plastycznemu językowi i klarownym wizjom autora powieść czyta się gładko i bez zgrzytów, a rozmach opisywanych scen mocno działa na wyobraźnię.
Mimo licznych niedociągnięć, „Infoszok” pozostaje jednym z lepszych debiutów, z jakimi miałam do czynienia. Osobiście lubię dawać debiutantom, zwłaszcza tak obiecującym jak Edelman, kredyt zaufania i chętnie sięgnę po kolejny tom. Czy i wy dacie szansę, zdecydujcie sami – ale najpierw przeczytajcie „Infoszok”.
Natch jest Mistrzem niewielkiej, ale bardzo prężnie działającej feudokorporacji. W rekordowym czasie wspiął się na szczyt rankingu Primo, co zapewniło mu całe rzesze dozgonnych wrogów. Sam nie jest jednak aniołkiem – takim sukcesem może się bowiem poszczycić tylko bezwzględny rekin biznesu, który nie waha się sięgnąć po nie do końca legalne sposoby konkurencji. Wraz z nieciekawą przeszłością składa się to na niezbyt medialny wizerunek. Tym większe było zaskoczenie Natcha, gdy zwróciła się do niego z prośbą o współpracę Margaret Surina, dziedziczka ogromnej fortuny, niesamowicie zdolny naukowiec z mianem rodu, który zmienił oblicze świata w jednym. Czy w jej propozycji jest jakiś haczyk?
Na pierwszy rzut oka powyższy zarys fabuły pasuje bardziej do thrillera korporacyjnego niż do powieści fantastyczno-naukowej. I w sumie ten pierwszy rzut oka jest trafny, bo mamy i środowisko korporacyjne, i brutalną walkę o wpływy na rynku, i wreszcie morderczy wyścig do nowej, potencjalnie niebezpiecznej, ale przełomowej technologii. W zasadzie dla kogoś, kto nie przepada za thrillerami, książka byłaby niestrawna, gdyby autor nie postanowił umieścić akcji w odległej przyszłości.
Jaka to przyszłość? No cóż, taka, w której sztuczna inteligencja się zbuntowała, co w konsekwencji przyniosło śmierć miliardów ludzi. Po tych zdarzeniach na dziesiątki, jeśli nie setki lat zapanował chaos, a wysokie technologie były zwalczane. Teraz, dzięki przełomowi technologicznemu sprzed ponad trzystu lat, powszechnie stosuje się nanoboty. Do wszystkiego: panowania nad pogodą, regulacji dryfu kontynentalnego czy rytmu serca, ale także do nadania włosom intensywniejszego połysku. Te dwie ostatnie funkcje (a także miliony innych związanych z człowiekiem) określają specjalne programy bio/logiczne, do kupienia w Morzu Danych. Świetny pomysł na własne uniwersum, prawda? Aż się prosi o jakieś głębokie przemyślenia odnośnie do istoty ludzkiej, konfliktu naturalności z programami, czy co tam jeszcze wpadnie do głowy. Wybaczcie, nie tym razem.
Główny problem powieści polega chyba na tym, że autor nie mógł się zdecydować, co właściwie chce napisać: powieść korporacyjną, rozrywkowe science-fiction czy może coś pretendującego do miana fantastyki naukowej z wyższej półki. W związku z tym pojawiają się miejscami dłużyzny, czasem wydaje się, że cała futurystyczna otoczka jest pretekstem i można by się bez niej obejść, zaś fabuła nie może sprostać zadaniu dostatecznego wykorzystania dekoracji, w jakich się rozgrywa. Nie znaczy to jednak, że „Infoszok” nie ma zalet.
Plusem z pewnością jest świat przyszłości, który autor opracował z wielką starannością i szczegółowością. Zachwyca, nawet jeśli nie wykorzystano w pełni jego potencjału. Z resztą nic straconego, może w następnych tomach da się to naprawić Kolejną zaletą są postacie. Edelman włożył wiele pracy w ich psychologizację, ale muszę z przykrością przyznać, że osiągnął zamierzone wyniki tylko w jednym i pół przypadku (pół dlatego, że, jak się wydaje, w połowie drogi zrezygnował z wprowadzania czytelnika w umysł bohatera i postawił na tajemniczość szalonego geniusza). No i wreszcie fakt, że dzięki plastycznemu językowi i klarownym wizjom autora powieść czyta się gładko i bez zgrzytów, a rozmach opisywanych scen mocno działa na wyobraźnię.
Mimo licznych niedociągnięć, „Infoszok” pozostaje jednym z lepszych debiutów, z jakimi miałam do czynienia. Osobiście lubię dawać debiutantom, zwłaszcza tak obiecującym jak Edelman, kredyt zaufania i chętnie sięgnę po kolejny tom. Czy i wy dacie szansę, zdecydujcie sami – ale najpierw przeczytajcie „Infoszok”.
Recenzja dla portalu Insimilion.
Tytuł: Infoszok
Autor: David Louis Edelman
Tłumacz: Michał Kublak
Tytuł oryginalny: Infoquake
Cykl: Skok 225
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2012
Stron: 476
Autor: David Louis Edelman
Tłumacz: Michał Kublak
Tytuł oryginalny: Infoquake
Cykl: Skok 225
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2012
Stron: 476
Zasadzałam się na tę książkę, ale jakoś nie mogłam się do końca zdecydować. Mam wrażenie, że autor padł ofiarą kulejącego warsztatu literackiego, co jest piętą achillesową wielu autorów s-f o naprawdę świetnych pomysłach z mocnymi fundamentem naukowym. Skoro mówisz jednak o kredycie zaufania, to i ja gotowa jestem go udzielić;-)
OdpowiedzUsuńA wiadomo, ile tomów będzie liczył cykl?
Trochę padł, ale walczył dzielnie. A to tylko trylogia jest, już napisana z resztą.:)
UsuńMoże być ciekawie. Jak na książkę trafię, to chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJest ciekawie, chociaż z tekstu można wywnioskować, że dał będzie ciekawiej.
UsuńNa półce już czeka, więc kiedyś sięgnę. :) Pewnie zanim się zbiorę, to akurat wyjdą kolejne dwa tomy... :D
OdpowiedzUsuńZapewne;)
UsuńMam już na półce i oczywiście czeka na swoją kolej :P A kiedyś tak się nie mogłam doczekać jej premiery.... Ale cieszy mnie, że jest dobra, będzie ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńBo to jak z tym króliczkiem. Dopóki go gonisz, nie możesz się doczekać, kiedy go złapiesz. A jak już go masz, to może poczekać.;)
UsuńByłam w supermarkecie, ale zamiast zastanawiać się nad wyborem chleba, masła czy mięsa, czytałam książkę, kiedy minęło pół godziny stał przy mnie ochroniarz i wtedy grzecznie odłożyłam książkę na półkę, teraz żałuję, że nie włożyłam do koszyka ehhh
OdpowiedzUsuńAno szkoda, ale to nic straconego.:)
Usuń