Strony

środa, 14 listopada 2012

Kapłanka śmierci - "Accabadora" Michela Murgia

Jestem osobą, która gustuje głównie w książkach fantastycznych. Jednak jest coś czego być może po mnie nie widać (nawet dwie rzeczy) – nie mam zamiaru zamykać się w getcie jednego gatunku i mam pewną słabość do realizmu magicznego. Realizmu magicznego, który definiuję według własnych, wysoce subiektywnych kryteriów. Po „Accabadorze” spodziewałam się, że te kryteria spełni. Pomyliłam się jednak.


Fabuła tej króciutkiej powieści to w zasadzie opis kilku lat życia sardyńskiego miasteczka. Kilku lat widzianych z perspektywy Marii Listru, dziewczynki, a później młodej kobiety, będącej duchowym dzieckiem Bonarii Uraii. Czytelnik ma okazję zanurzyć się w sennej atmosferze powojennego miasteczka, poznać typowe dla Sardynii zwyczaje. Zwyczaje często magiczne, gdyż, jeśli wierzyć autorce, w tamtym czasie Sardynia była miejscem, gdzie sąsiedzi wciąż rzucali klątwy, aby przesunąć granice działek, ludzie zaś przychodzili na świat przy pomocy akuszerki, a odchodzili często przy pomocy tajemniczej, budzącej strach i szacunek accabadory…

Jak już mówiłam, spodziewałam się po książce specyficznego klimatu, którym według mnie winny się charakteryzować powieści z gatunku realizm magiczny. Jako że jestem osobą, która realizm magiczny Marquezem poznawała, ten nurt jest nierozerwalnie związany z pewnym surrealistycznym klimatem. „Accabadora” go nie posiada. Ma swoją własną, zupełnie inną aurę.

W powieści czuć bowiem klimat małego miasteczka, w którym wszyscy się znają. Nie jest to jednak mieścina, jakich wiele – specyfiki nadaje jej sardyńskie otoczenie i ludzie, jacy je zamieszkują. Ludzie, którzy w drugiej połowie XX wieku ciągle rzucają klątwy na sąsiadów i w których społeczności jest miejsce zarówno dla księdza, jak i dla tej, która pomaga odejść, accabadory, kogoś pośredniego między wiedźmą i ostatnią instancją zaufania publicznego. Oraz dla duchowych dzieci.

W zasadzie to relacje Bonarii z jej duchową córką są, poza sardyńskimi zwyczajami, które autorka utrwaliła w powieści niczym na dagerotypie,  głównym tematem tej historii. Mamy tutaj opowieść o zrozumieniu i o dojrzewaniu, z tym że to drugie nie dotyczy samej Marii, rozlewa się na całe miasteczko. Autorka zarysowała tutaj relację dziewczynki posiadającej coś na kształt dwóch matek i nie umiejącej się pogodzić z naturą jednej z nich. To, co mogłoby być największym plusem książki, moim zdaniem zostało jednak zbyt słabo zarysowane. Gdyby autorka zechciała nam ten wątek przybliżyć, pogłębić psychologiczną więź bohaterek, powieść wiele by zyskała. A tak pierwsze skrzypce pozostają jednak w rękach ludu Sardynii. Trochę szkoda.

Podsumowując, „Accabadora” jest niewątpliwie powieścią ciekawą i bardzo klimatyczną, jednak spodziewałam się po tej krótkiej historii czegoś więcej. Z całego serca mogę ją polecić fanom śródziemnomorskich klimatów - z pewnością będą zachwyceni. Pozostałym też pewnie się spodoba, ale już nie aż tak.

 Książkę otrzymałam od wydawnictwa Świat Książki.

Tytuł: Accabadora. Ta, która pomaga odejść
Autor: Michela Murgia
Tłumacz: Hanna Borkowska
Tytuł oryginalny:
Accabadora
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok: 2012
Stron: 192

5 komentarzy:

  1. Dzisiaj skończyłam czytać tę książkę (a właściwie można ją nazwać nawet książeczką) i jestem trochę zawiedziona, podobnie jak ty, spodziewałam się czegoś lepszego. Dobra, aczkolwiek bez fajerwerków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dobra, aczkolwiek bez fajerwerków ;)" - o to, to, idealne podsumowanie.:)

      Usuń
  2. Zerkałam na nią jakiś czas temu, ale ostatecznie stwierdziłam, że innym razem. Co do recenzji - w piątym akapicie przy temacie matek namierzyłam straszną literówkę, aż się prosi poprawić! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. chętnie przeczytam, jednak sa to na pewno dalsze plany:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.