Strony

piątek, 4 stycznia 2013

Jestem przecież najsilniejszy a na pewno najjurniejszy, czyli dlaczego nie lubię Conana - "Conan wojownik" Robert E. Howard

Napatrzyłam się na innych blogach na nowiutkie, błyszczące i pachnące drukarnią wznowienia historii o Conanie, wypuszczone przez Rebis. I zazdrość mnie ogarnęła, bo też te cudeńka chciałam mieć, zwłaszcza, że były powszechnie chwalone. Ale zdrowy rozsądek zwyciężył i zamiast czym prędzej pognać do księgarni, pierwej udałam się na rekonesans biblioteczny, bo pamiętam jeszcze malutkie, czarne książeczki z lat dziewięćdziesiątych, których imię było legion, a twarzą czarnowłosy osiłek. Wykoncypowałam sobie, że i oryginalne, howardowskie opowiadania też gdzieś tam muszą być – i znalazłam tomik z trzema tekstami Roberta Erwina. Całe szczęście, że jednak nie poszłam do księgarni.

Może najpierw słówko o zawartości. W „Conanie wojowniku” znajdziemy: „Czerwone ćwieki”, „Skarby Gwalhura” i „Za Czarną Rzeką”. Pierwsza z tych historii opowiada o wyprawie Conana i piratki Valerii do zapomnianego miasta i przygodach, jakie tam przeżyli. Druga mówi o wyprawie Conana do legendarnej świątyni i klejnotach, jakich tam szukał. Trzecia zaś to mały wycinek z walk w rejonie Akwilonii, graniczącym z ziemiami krwiożerczych Piktów. „Za Czarną Rzeką” to moje ulubione opowiadanie – narracja jest prowadzona z perspektywy innego bohatera, Balthusa, i w niektórych kawałkach Conan nie występuje.

Długo zastanawiałam się, co sprawia, że lektura idzie mi jak po grudzie. Może schematyczne fabułki oparte na rąbance? Nie, przecież właśnie tego spodziewałam się po opowiastkach o barbarzyńcy. Może kiepski warsztat pisarza? Ten akurat zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, bo jest o niebo lepszy, niż obecnie spotyka się w opowiadaniach nastawionych na wypruwanie flaków i efektowne wymachiwanie orężem. Może kiepskie tłumaczenie? No, prawda, tłumacz się za bardzo nie popisał (zdarzyło mu się np. pomylić ogłowie z wędzidłem), ale to mnie zawsze raczej bawi, niż irytuje (poza nieco pompatyczną manierą tekstów może, ale tu z kolei nie wiem, czy zawdzięczam ją autorowi, czy tłumaczowi, więc nic nie mówię). Fatalna redakcja? A ktoś się czegokolwiek lepszego spodziewał? Dobrze, że to się w ogóle daje czytać. W końcu doznałam olśnienia: chodzi o samego głównego bohatera i to, w jaki sposób zagina się wokół niego czasoprzestrzeń świata przedstawionego.

Ja wiem, że Conan to klasyka, leciwa ramotka i że w tym typie prozy tak się pisze. Problem polega na tym, że nienawidzę bohaterów niezniszczalnych. Zwłaszcza takich, w przypadku których autor nawet nie usiłuje czytelnika zwodzić, że coś może jego pupilkowi grozić, albo ktoś może się z nim równać (a jeśli naszego bohatera nie daj boże w czymś przewyższa, to zginie rychło i marnie). Sam Conan jest takim typem bohatera: skrada się po ruinach pradawnego miasta lepiej i ciszej, niż ludzie, którzy się w nim wychowali, słuch ma lepszy niż pantera, jest szybki jak chomik na kofeinie, niejednego uczonego powaliłby ogrom jego wiedzy a hordy przeciwników rozwala jedną rączką. Ogólnie, facet gra na kodach i prawdopodobnie są to kody na God Mode. Dlatego też po przeczytaniu jednego tekstu czytelnik dowiadując się o straszliwej zasadzce na naszego bohatera, o której Conan nie wie i beztrosko się w nią ładuje, prycha tylko ze znudzeniem – przecież autor nie pozwoli, żeby barbarzyńcy stało się cokolwiek. Serio, płakałabym z radości, gdyby bohater choć raz dostał solidne bęcki.

Inna rzecz, z powodu której nie lubię Conana (tu bardziej jako cyklu, niż bohatera), to to, jak autor pisze postacie kobiece. I o ile są to niewolnice, tancerki, aktorki czy inne łagodne stworzonka, fakt, że przy barbarzyńcy zamieniają się w rozlazłe mameje nie dziwi. Nie dziwi nawet to, że każda chce mu wskoczyć do łóżka (ten motyw fajnie sparodiował Dariusz Domagalski w jednym ze swoich opowiadań), bo czytelnik widzi, że bohater zwierzęcy magnetyzm posiada i jest w nim coś autentycznie intrygującego. Nie dziwi też krótkotrwałość tych romansów, bo z takim super macho manem żadna normalna baba długo nie wytrzyma. Wkurza mnie to, że jak już autor stworzył kobietę zadziorną i w wojennym rzemiośle obeznaną, to gdy tylko Conan na horyzoncie się pojawił, zrobił jej lobotomię. I tak to piratka, która korsarstwem zajmuje się od lat, kapitanem została i wiele mord obiła, truchleje ze strachu przy byle okazji, opada z sił przy byle wysiłku (przyznam, że czasem nawet słusznie) i ogólnie jakoś jej urywa od umiejętności walki, gdy tylko fabuła wymaga, żeby ktoś ją uratował…

Sam Conan, poza tym, że jest konkursowym Garym Stu, jest też całkiem zmyślnie skonstruowaną postacią. Trzeba przyznać Howardowi, że ładnie splótł porywczą naturę barbarzyńcy z bystrą inteligencją i takim systemem wartości, żeby czytelnik mógł Conana polubić. Sama bym go polubiła, gdyby nie wyżej wymienione powody.

Jaki werdykt? Cóż, z pewnością opowiadania o Conanie mogą się podobać, jeśli kogoś bawi czytanie o wszechmocnych herosach. Mnie nie bawi, więc resztę przygód barbarzyńcy poznam jedynie z kronikarskiego obowiązku. I z pewnością nieprędko.

Tytuł: Conan wojownik
Autor: Robert E. Howard
Tłumacz: Zbigniew A. Królicki
Tytuł oryginalny: Conan The Warrior
Cykl: Conan
Wydawnictwo: Art
Rok: 1991
Stron: 213

24 komentarze:

  1. Mnie też nie bawi. Nawet nie będę próbować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś kupiłam sobie taką właśnie małą książeczkę ... i stwierdziłam że czytanie o Conanie to ja jednak sobie daruję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w całej rozciągłości :) I ja nie przepadam za czytaniem o wszechwiedzących i genialnych głównych bohaterach. Strasznie to nudzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie - nudne to po prostu, nie ma się nawet czym poekscytować czy poemocjonować.

      Usuń
  4. Wzięłam niedawno udział w konkursie, w którym był do wygrania zestaw dwóch nowych książek o Conanie Rebisu. Nie wygrałam, trudno, kupować nie zamierzam. Dlaczego? Patrz akapit 5 twojego tekstu :) Bo jakkolwiek wszechmocnego herosa bym jeszcze przeżyła, tak jestem uczulona na taki wizerunek kobiet w książkach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też jestem uczulona. O ile w "Skarbach..." mamy tancerkę-niewolnicę i jej przerażenie i bezradność nie dziwią, to zatwardziała kapitan pirackiego statku nagle zamieniona w rozlazłą mameję już owszem. Choć sam opis Valerii na początku już powinien ostrzegać - babeczka konno, w rozchełstanej, krótkiej koszuli, szorcikach i skórzanych butach do pół uda...

      Usuń
  5. Prawdę mówiąc, nie czytałam jeszcze żadnego tekstu o Conanie, ale, jak mówisz, z kronikarskiego obowiązku, też czuję, że wypada. No i te wydania Rebisu takie ładne, że kupiłabym... Ale po Twojej recenzji widzę, że zapowiada się niezła przeprawa i muszę to jeszcze przemyśleć. Nie spodziewałam się, że Conan był taki idealny - tzn. że silny i jurny, to tak, ale że do tego taki mądry i bystry? Szok, pozory wizualne mnie zmyliły! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to to byłby nawet fajny bohater - prawidłowo skonstruowany, na swój sposób sympatyczntczny, z szarmanckim (jak na barbarzyńskiego wojownika) podejściem do kobiet i w ogóle inteligentnie honorowa bestia. Ale jak się po raz entny czyta, jak losowa postać zachwyca się conanową zwinnością/kunsztem walki/inteligencją/siłą/sylwetką/sprawnością strzelecką/wiedzą/zdolnościami językowymi i czym tam jeszcze, to po prostu witki opadają...

      A tak btw. Sapkowski jeszcze jakiś czas temu skarżył się, że jak wiedźmin dostał bęcki od czarodzieja, to się fani burzyli, że jak to tak bohatera poniewierać. Zastanawiam się, czy coś się zmieniło w fandomie, czy my po prostu nie jesteśmy przeciętnymi fankami, że nam wszechmocni herosi przeszkadzają...

      Usuń
  6. Najpierw odniosę się do ostatniej linijki komentarza powyżej (jest zaraz pod okienkiem z wpisywaniem tekstu i tak mi troszkę ciąży). Nigdy nie zgodziłabym się, że Conan jest idealny czy, tak jak określiłaś, Moreni, wszechmocny. (Zakładam, że ma to odniesienie do Conana, a jeśli nie, to proszę o poprawienie). Mylące jest to, że uosabia on postać zwinną, szybką, mocarną, a przy tym wcale nie głupią - to spory zbiór atutów, w dodatku często wykorzystywany podczas przygód. Ale, na co zwróciłam szczególną uwagę przy czytaniu, przedstawia też taki wiejski, antyurbanizacyjny model prostego, naiwnego, nieświadomego intryg człowieka. Innymi słowy, w tym kontekście określiłabym go jako nieco ograniczonego. Inna sprawa, że ulega on delikatnym zmianom w różnych opowiadaniach. A co ważniejsze, zauważ jak bardzo Conan nie lubi sił nadprzyrodzonych (w zbiorze Rebisu zostało to doskonale pokazane), jak boi się ich, a jego pierwszą reakcją nań jest chęć ich wyeliminowania. To duża słabość, ukazana zarówno wprost, opisem słownym, jak i właśnie jego reakcjami. Zdarza się też, że to nie on jest tym, który trzyma sprawy w swoich rękach - czasem udaje mu się wyjść cało wyłącznie dzięki innym albo przypadkowi.

    Zgodzę się poniekąd z akapitem o kobietach - sama przymykałam oko na wzdychanie do Conana - ale też doceniam, że jednak pewne mocne cechy kobiet (a nawet swego rodzaju emancypacja) się pojawiały. Mam przy tym wzgląd na okres powstawania opowiadań. Przecież to były lata 30., z jednej strony po wojnie musiano przyznać kobietom trochę racji w ich "fanaberiach", że mogą robić coś więcej niż tylko ładnie wyglądać, w końcu udowodniły to, kiedy męska część populacji walczyła, ale z drugiej wciąż patrzyło się na to z powątpiewaniem. Dostrzegam u Howarda pewien schemat: kobiety bywają silne i samowystarczalne, ALE lgną do "prawdziwego mężczyzny". Myślę, że ma to bezpośredni związek z samym życiem pisarza, niedowartościowanego w sprawach związków, a w dodatku będącego pod silnym wpływem matki. Ale na tym skończę, bo przyznaję, że nie mam wystarczających danych, by analizować.

    Dodam jeszcze, że sama podwyższyłam ocenę książki Rebisu przez bardzo satysfakcjonujące wydanie z ogromna ilością dodatków. Myślę, że spora część czytelników też zwróciła na to uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie może za słabo to zaznaczyłam (dopiero później przyszło mi do głowy, że to nie dla wszystkich oczywiste) ale wszystkie moje uwagi odnoszą się tylko do tych trzech opowiadań, w których to Conan jest już po czterdziestce i bardziej się już chyba nie rozwinie.

      Z tą nieświadomością intryg w sumie poniekąd się zgodzę - ale dzięki jego nieufnością wobec kapłanów i innych mocy nadprzyrodzonych, o której wspomniałaś (a to kapłani albo inni magowie najczęściej snują te intrygi) nie występuje sytuacja, gdzie naiwny Conan daje się złapać. I ta niby wada (nieufność wobec magii) okazuje się nagle zaletą. Poza tym, nie oszukujmy się, wiadomo od razu, że Conan intrygantów rozwali jednym paluszkiem (albo zrobią to za niego sprzyjające okoliczności przyrody). W sumie nie chodzi mi tylko o to, że Conan jest wszechmocny. Raczej o to, że nawet jeśli okaże się niedomagać w jakiejś dziedzinie, to i tak wyjdzie z draki bez szwanku dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (kluczowe w tym zdaniu jest wyrażenie "bez szwanku").

      Co do kobiet, to nie przeszkadza mi to, że "lgną do prawdziwego mężczyzny", co nawet napisałam w recenzji. Raczej to, że nawet jeśli już pojawią się u nich "mocne cechy", natychmiast wyparowują, kiedy pojawia się Conan - jak u wspomnianej Valerii, która świetnie sobie radziła uciekając konno przez pół kontynentu ale kiedy Conan ją dogonił, nagle zaczęła panikować z byle powodu , nie radzić sobie z żadną przeszkodą i nie dostrzegać oczywistych zagrożeń (które to objawy ustąpiły, gdy tylko się z Conanem rozdzielili w celu przeszukania lochu). Mamy więc to, czego najbardziej nienawidzę - lobotomię za pomocą imperatywu narracyjnego, bo potrzeba dziewicy do uratowania. Co do związków z życiem pisarza, to moja absolutna zgoda - też mi to przyszło do głowy.

      W sumie z wydania Rebisu najbardziej intrygują mnie te dodatki i przedmowy. Same opowiadania jakoś tak mniej.

      Usuń
    2. „Raczej o to, że nawet jeśli okaże się niedomagać w jakiejś dziedzinie, to i tak wyjdzie z draki bez szwanku dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (…)”, masz rację, w taki prosty sposób to działa, nie tylko zresztą przy Conanie. Cykle skupiające się na przygodach wokół kluczowego bohatera funkcjonują przez to, że kluczowemu udaje się przeżyć, czy to Bond, czy Superman i jego klony, czy Barbarzyńca. Nie jest to szczególnie wyrafinowane podejście, ale Conana uwielbiano, Howard zaś w pewnym okresie życia popadł w tarapaty finansowe i z tego co pamiętam, produkował opowiadania z dużym uwzględnieniem wynagrodzenia za nie.

      „Co do kobiet, to nie przeszkadza mi to, że "lgną do prawdziwego mężczyzny" (…)” - tak, wiem, jeśli zabrzmiało inaczej przez moje ogólniki, to niezamierzenie, chciałam nawiązać do tych silniejszych kobiecych charakterów i lobotomii. :) Według mnie, jeśli chcieć zastanowić się pod kątem życia Howarda, to właśnie jest najbardziej interesujące, że te wszystkie amazonki ulegają i podporządkowują się Conanowi, abstrahując już od tego, czy uważamy to za dobry zabieg, czy nie. Aż z ciekawości poszukałabym czegoś więcej o Howardzie.

      Nie dziwi mnie, że same opowiadania ciekawią Cię mniej, ja np. czytałam je z zainteresowaniem nie dlatego, że faktycznie wsiąknęłam mocno w opowieść, bo z tym było różnie, a przez to, że uwzględniłam szerszy kontekst, podwaliny pod fantasy. Trochę nierozsądnie byłoby patrzeć na nie jako twór oderwany od czasów, w których powstawał.

      Usuń
    3. "Cykle skupiające się na przygodach wokół kluczowego bohatera funkcjonują przez to, że kluczowemu udaje się przeżyć..." ja wiem, że to tak działa - miło byłoby jednak, gdyby bohatera te straszne przygody trochę sponiewierały. Dlatego nie kupuję Conana, Bonda i Supermana, bo ich żadna przygoda nie jest w stanie sponiewierać. Kupuję za to Geralta z Rivii regularnie obijanego do nieprzytomności, człowieka pająka z rozterkami moralnymi i wiecznym poczuciem winy czy nawet tego nieszczęsnego, najlepszego we wszystkim Kvothe, który czasem działa bezmyślnie i za to dostaje po tyłku. do tego odnosi się moje "btw" w odpowiedzi pod komentarzem Oci - nie potrafię lubić niezniszczalnych, zawsze najlepszych bohaterów.

      Hm, jeśli patrzeć na kwestię kobiecą z perspektywy psychologicznej, to mogłoby być bardzo ciekawie. Ale z perspektywy literackiej... Jak pisałam, wiem że taki był zamysł, żeby każda babka omdlewała owiana samczym feromonem Barbarzyńcy, ale nic nie jest w stanie mnie przekonać, że nagła zmiana charakteru postaci pod wpływem li tylko imperatywu narracyjnego (i bliżej nieokreślonego feromonu) nie jest błędem. Zwłaszcza, że już sama potrafię wymyślić kilka ciekawych rozwiązań tego problemu, gdzie i wilk byłby syty, i owca cała. Choć mogłabym wybaczyć to w tekstach tworzonych pod publiczkę - ale tu znowu mamy raczej do czynienia z aspektem psychologicznym (dlaczego motyw poskromionej amazonki po lobotomii tak się podobał?), niż literackim (bo takie rozwiązanie uważam po prostu za bardzo kiepskie).

      Właśnie ten szerszy kontekst najbardziej mnie interesuje w wydaniu Rebisu. I to nawet nie jest tak, że oceniam tekst w oderwaniu od czasów - po prostu nawet świadomość czasu powstania nie jest mi w stanie zrekompensować kilku rzeczy.

      Usuń
    4. Czy ja wiem, że tak żadna przygoda go nie poniewiera… Nie mam książki pod ręką, bo czytałam dzięki bibliotece, ale zdarzały się w opowiadaniach patowe sytuacje i niemal śmiertelne obrażenia. Nie jestem w stanie podać konkretów, zresztą nie znam wszystkich jego przygód, ale pamiętam, że trochę napięcia w tym było. Może odbiera tę niepewność o losy bohatera świadomość, że pod koniec Conan doczekał się awansowania na władcę Aquilonii i że rządził nią długo i we wspaniałym (oczywiście) stylu? Cóż, jest coś w tym, o czym piszesz, ale nie popadałabym w skrajność, twierdząc, że nic go nie poniewiera.

      Można wymyślić lepsze rozwiązania z kobietami, sęk w tym, dlaczego Howard tego nie zrobił (dlatego też mnie to interesuje). ;) A pod względem literackim nie mogłabym powiedzieć nic innego niż to, że się z Tobą zgadzam.

      Usuń
  7. Jakoś do Conana mnie nie ciągnie. Chyba wolę czytać o bohaterach mitologii greckiej i rzymskiej (których uwielbiam)...

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętam jak byłam zachęcana do Conana przez mojego ex, a ponieważ zawsze mnie drażniły jego fascynacje (przesadzał i to bardzo...) to nie potrafiłam się jakoś przemóc. No i fakt, Rebisowe wydanie kusi jak nie wiem, i pewnie ja się kiedyś skusze na jakieś małe stare wydanie z biblioteki albo antykwariatu.
    Zastanawiam się jak ma się ten Conan Howarda do tych późniejszych Conanów - pewnie jak w końcu przeczytam to sobie coś wezmę dla porównania.
    I w ogóle jak myślę Conan, to widzę Arnolda S. przed oczami i jakoś tak mnie nie kręci to :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, po wymianie opinii z Viginti Tres, jestem skłonna raczej polecić Ci czekanie, aż biblioteka zaopatrzy się w nowe wydanie.;) Podobno różne Ciekawostki, konteksty i wstępy czynią lekturę lepszą.:)
      Podobno jest tylko jeden autor, który dorasta poziomem i klimatem do Howarda, ale nazwiska nie pomnę. W sumie też jestem ciekawa porównania, ale nie na tyle, żeby się osobiście poświęcić i je zrobić.;)
      Ja tam lubię Arniego w "Conanie". Uważam, że uzyskanie wyrazu takiej tępoty na twarzy wymaga sporego kunsztu aktorskiego.;)

      Usuń
  9. Przeczytałam recenzję i wszystkie komentarze i mocno mnie do Conana nie zraziłaś, ale na wszelki wypadek poszukam nowego wydania :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rzuciłam okiem na dyskusję pod recenzją i powiem tak: Conan jest... fajny :) Ja lubię jego barbarzyństwo, to barbarzyństwo przedstawione jest naprawdę w ciekawy sposób, ale faktem jest, że Conan o niebo lepiej prezentuje się w rebisowym wydaniu niż w każdym innym.
    Sama pamiętam w podstawówce chwyciłam za stare Conany i nie zachwyciły mnie tak, jak te "nowe". Patrzę na Conana jak na klasykę gatunku i dlatego wiele mu wybaczam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Conan zawsze będzie kojarzył mi się z filmem z dzieciństwa i niezniszczalnym Arnoldem. Z książkową wersją nie miałem okazji się zapoznać. Może już nie długo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jako ortodoksyjny fan howardowskiej wizji Conana "wychowany" na jego książkach czuję się dotknięty ;)
    A na poważnie. Conan to archetypiczny bohater "samczej" fantasy. Mocarz, nieustraszony wojownik, złodziej itd. Przez jego "łoże" przewijają się tabuny kobiet (choć nie wszystkie są słabe vide Belit) a przez jego miecz tabuny potworów, nekromantów i podłych rabusiów.
    Jak dla mnie niewątpliwy klasyk fantasy bez którego nie wyobrażam sobie kanonu tego gatunku. Aczkolwiek mogę sobie wyobrazić, że nie każdy podzieli moje uwielbienie do tej postaci i książek opisujących jej dokonania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że to klasyka - tak tylko się dla zasady ciskam.;)
      Najbardziej przeszkadza mi nie to, że mu się te tabuny przewijają (niech się przewija i po pięć na raz, przynajmniej wesoło będzie;)), ino o to, że te silne kobiety przy Conanie w magiczny sposób przestają być silne. Jak wspomniana Valeria, która im dłużej z Conanem przebywa, tym cięższej lobotomii jest poddawana.

      Usuń
  13. A mi póki co podobają się opisy oraz opowieści o Conanie różnych vlogerów oraz blogerów.
    No, tak żadnej książki o przygodach barbarzyńcy nie czytałem, jednak mimo to odczuwam lekką sympatię do jego postaci. - no co? ;D

    Pozdrawiam!
    Jemenos

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.