Strony

wtorek, 12 lutego 2013

Subiektywne prasowanie #14 - "Nowa Fantastyka" 02/2013


Skończyłam właśnie lutowy numer Nowej Fantastyki. Na okładce Van Helsing ze swoją nieśmiertelną samopowtarzalną kuszą automatyczną.  Czyli wiadomo, co będzie tematem numeru. Ale zamiast od razu do niego przejść, omówmy wszystko po kolei.

We wstępniaku Jakub Winiarski cieszy się, że żywe trupy wyszły z mody. Bo skoro w prasie wszystko próbuje się pożenić z aktualnie modnym motywem popkulturowym, to już lepiej z hobbitem, niż z zombie. Jakub Ćwiek zaś rozwodzi się nad zaletami entuzjastycznej, amatorskiej improwizacji. Bo amator to przecież także miłośnik.

Zaraz za Ćwiekiem – temat z okładki. Robert Ziębiński w „Łowcy potworów: historii prawdziwej” próbuje przybliżyć czytelnikom tę profesję, zarówno w ujęciu legendarno-folklorystycznym, jak i popkulturowym. Właśnie wchodzą do kin „Hansel i Gretel”, a przecież nie oni pierwsi parają się ucinaniem łbów maszkarom - jest więc okazja powspominać. Ziębiński bardzo ciekawie opisuje, co było przed nimi i wspomina zarówno o produkcjach, które wszyscy znają (choćby ze słyszenia), jak i o bardziej niszowych.

Następny jest długi artykuł Pawła Laudańskiego o rosyjskiej fantastyce. Może nie porywający, ale każdy czytacz może sobie dzięki niemu skomponować własną listę rosyjskiej fantastyki wartej poznania. Zaraz za nim zdecydowanie najlepsza pozycja numeru – „Darwin w wielkim mieście” Wawrzyńca Podrzuckiego. Autor pięknie wypunktowuje w nim wszystkie głupoty na temat ewolucji człowieka, jakie ostatnio są na topie nie tylko w fantastyce, ale i w szeroko pojętym mainstreamie, jednocześnie dodając co ciekawsze wyniki badań i polemik naukowych. Aż szkoda, że tak krótko.

Dalej mamy wspomnienie o sobie samym Macieja Parowskiego po około trzydziestu latach działania w fantomie i wywiad z Dave’em McKeanem. Muszę przyznać, że prace McKeana do mnie nie przemawiają (takie ilustracje w „Koralinie” są owszem, klimatyczna, ale wracać do nich raczej nie chcę), ale fanom jego twórczości rozmowa powinna przypaść do gustu.

Z okazji wznowienia „Świata Czarownic” Andre Norton redakcja zapewniła czytelnikom artykuł o tym właśnie cyklu. O tyle ciekawy, że zawiera spis wszystkich pozycji wchodzących w skład serii z podziałem na podcykle. Potem czekają nas jeszcze dwie rozbudowane recenzje (i mnóstwo standardowych, ale nad nimi rozwodzić się nie będę). Pierwsza dotyczy najnowszej i nieco kontrowersyjnej produkcji Googla – czyli interaktywnej gry „Ingress”. Jedni są nią przerażeni, bo to kolejny krok ku wirtualizacji życia codziennego, ale drudzy, jak autor tekstu Paweł Chełchowski, są zachwyceni. Jest to bowiem pierwsza gra, która od gracza wymaga ruszenia tyłka z domu. Szkoda tylko, że jak się zdaje ma cokolwiek do zaoferowania jedynie mieszkańcom dużych miast. Druga zaś dotyczy nowego serialu z uniwersum „Battlestar Galactica” – „Blood & Chrome”. Z pewnością będzie gratką dla fanów serii.

To teraz przejdźmy do pozostałych felietonów. Michael Sullivan radzi adeptom sztuki pisarskiej, jak w swoich tekstach mają łączyć elementy realne z fantastycznymi, aby ich były przystępne dla czytelnika. Rafał Kosik dowodzi, że wojna w krajach wysoko rozwiniętych raczej nie wybuchnie, bo to się nie opłaca. Zaś Peter Watts pisze o Philipie K. Dicku i o nowej książce tego autora, jaka niedawno na zachodzie wyszła. Łukasz Orbitowski tym razem opowiada o filmie „John Dies at the End”.

Czas przejść do opowiadań, którymi numer lutowy wypchano wyjątkowo obficie – choć dominują teksty króciutkie. Zacznijmy od prozy polskiej. „Ceną będzie samotność” Bernadety Prandzioch to klimatyczne opowiadanko, któremu najbliżej chyba do horroru. Historia ma raczej poruszać, niż straszyć i całkiem dobrze spełnia swoje zadanie, choć wątek fantastyczny jest tu najwyżej pretekstowy. „Non serviam” Pawła Ciećwierza to historia o ciekawym klimacie i dekoracjach, jednak z mało zaskakującą fabułą. Niemniej powiedziałabym, że to najciekawsze polskie opowiadanie numeru. „Rzeźbiarze światła” Macieja Musialika to miniaturka horroru z bardzo ciekawym i nośnym pomysłem – przy odrobinie umiejętności możnaby na nim zbudować ciekawą powieść. „Lwiątko Heraklesa” Macieja Salamończyka zupełnie nie przypadło mi do gustu. Sam pomysł z oplatającą planetę siecią życia wpływającą na ewolucję może i ciekawy, ale w opowiadaniu przegadany i zarzucony zwałami surrealistycznej i pustej w zasadzie erudycji – typowy przykład przerostu formy nad treścią. 

Przejdźmy więc do prozy zagranicznej. „Jesteś tutaj” Jacka Skillingsteada to futurystyczny kryminał i w swojej klasie wypada całkiem dobrze. „Dziewiąta muza” Tada Williamsa to tekst na dobrym poziomie i całkiem ciekawa interpretacja starego motywy spotkania z obcą cywilizacją. „Dziesięć Sigm” Paula Melko jest chyba najbliższy hard SF z całego numeru. Porusza problem podejmowania decyzji i alternatywnych rzeczywistości w sposób nieco odmienny, niż przyzwyczaiła nas popkultura. „Zajęcia w terenie” Alexa Shvartsmana to humorystyczna miniaturka o ćwiczeniach terenowych grupki studentów ksenoarcheologii. Muszę przyznać, że ma niezaprzeczalny urok.

A poza tym w numerze konkursy recenzji i to, co zwykle. Miłej lektury.

2 komentarze:

  1. Podobał mi się ten numer, oj, podobał:3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezły numer. Co do "Jesteś tutaj" raczej nazwałbym go cyberpunkowym kryminałem :) Widzę też, że "Non serviam" spodobał się nie tylko mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.