Strony

sobota, 16 lutego 2013

Zmyślenia #1: Co dobra ksiązka fantasy mieć powinna część 1

Jak już gdzieś kiedyś wspominałam, nosiłam się z zamiarem pisania notek bardziej ogólnych, esejopodobnych. Oto właśnie jedna z takich notek - a właściwie jedna trzecia takiej notki, bo jakkolwiek wierzę w dobrą wolę moich czytelników, tak znam możliwości swojego wątłego warsztatu pisarskiego i wiem, że nie piszę aż tak zajmująco, żeby pięć stron mojej pisaniny ktoś wytrzymał. Kolejne części w odstępach tygodniowych.

***

Tyle się mówi o tym, że znaleźć jakąś niezłą powieść fantasy to w zalewie powszechnej tandety nie lada sztuka. Inna rzecz, że każdy ocenia według innych kryteriów. Niektóre pozostają stałe i niezmienne, jak poziom językowy, sprawność posługiwania się piórem i wszystko to, co można określić słowem technikalia – nimi oczywistościami nie będę się zajmować. Reszta może się zmieniać wraz z wiekiem i doświadczeniem czytelniczym. Już za chwileczkę dowiecie się więc, co powinna mieć książka fantasy, żeby Moreni uznała ją za dobrą (przynajmniej teraz, bo za kilka lat lista może się zmienić). Oczywiście książka nie musi zawierać wszystkich wymienionych elementów, jednak w przypadku braków zawsze pozostaje jakiś niedosyt.
No i znajdź tu człowieku coś ciekawego... Obrazek nie jest mój i nie wiem, kto jest autorem (choć dziwnie przypomina mi ilustracje Moersa). Jak wszystkie (chyba, że zaznaczę inaczej) został ściągnięty z otchłani netu.

Świat przedstawiony
Jaki w końcu jest ten dobry świat przedstawiony? Przede wszystkim – dopracowany, czyli taki, w którym każdy z licznych szczegółów wskazuje na to, że autor wszystko opracował w głowie i pieczołowicie rozplanował, a czytelnikowi wydziela informacje w ściśle określonych dawkach. Brak tej cechy w skrajnych przypadkach można rozpoznać po tym, że w trzecim tomie sagi pojawia się coś, co mogłoby być już w tomie pierwszym, ale autor wpadł na to dopiero teraz – vide „Dziedzictwo” Paoliniego i smoczy punkt widzenia. Są co prawda autorzy, którzy tak sprawnie tkają swoją opowieść, że potrafią wmówić czytelnikowi, iż danego elementu wcale nie wymyślili miesiąc temu, przeciwnie, to było zaplanowane. Ponieważ trzeba do takiego wodzenia za nos nie lada warsztatu, chętnie udaję, że dałam się nabrać (a częściej – faktycznie daję się nabrać i wszyscy są zadowoleni).

Zapuszczone średniowieczne miasteczko rzadko bywa pokazywane przez autorów. Chyba, że w tle widać miejsce uwięzienia Wielkiego Zła.

Drugą cechą dobrego neverlandu jest wewnętrzna logika. Przejawia się w tym, że nawet jeśli autor jakieś prawo fizyki zmienia, to zgrabnie uzasadnia, z czego zmiana wynika i jak wyglądają jej skutki. Wiecie, średniowieczne realia wyglądały, jak wyglądały z pewnych konkretnych przyczyn. Miecz trzyma się za tępy koniec nie dlatego, że ten ostry tak ładnie błyszczy. Wiec jeśli autorowi zamarzy się, żeby w jego powieści miecze trzymano za głownie, niech mi wytłumaczy, dlaczego. Jeśli postanowi na kartach książki umieścić wielkie latające gady, też niech wytłumaczy, jak, do cholery, latają: bo magia napędza (ale z magią trzeba bardzo ostrożnie), bo mają pęcherze wypełnione gazem lżejszym od powietrza, bo to wcale nie gady, tylko co innego, bo jednak gady, ale stałocieplne i o wysoce wydajnym metabolizmie (tu jest pułapka – jeśli mają szybki metabolizm, muszą dużo jeść, a skąd biorą jedzenie? Z drugiej strony, bardzo ładnie w ten model wpisują się legendarne i mityczne gadziny, które przybywają skądś i dokądś mogłyby odlatywać, po oczyszczeniu terenu z ofiar, gdyby ich jakiś bohater nie utłukł – ale to temat na osobne rozważania). W przeciwnym razie czytelnik może się dowiedzieć, że konie piją morską wodę (potem autor trzymał się wersji, że to były „specjalne” konie, ale w tekście o tym nie wspomniał), krowy karmione są suszonymi grzybami, a wraz ze wzrostem wysokości o 3 metry temperatura spada o połowę (z czego nic nie wynika dla fizyki, meteorologii i biologii przedstawionego świata).
Jakiś zamek zawsze musi być.

Gdy występują te dwie główne cechy, niejako w konsekwencji powstaje kilka kolejnych: głębia i wielowymiarowość świata przedstawionego, dopracowana linia czasowa (czytelnik wie, że coś się w krainie działo, zanim rozpoczęła się akcja powieści i to „coś” zostawiło jakieś ślady), mitologia i wiele innych drobiazgów, których imię jest Legion, ale znaczenie mniej istotne, więc dam im spokój. Dopiero, gdy świat ma wymienione właściwości, mogę go uznać za naprawdę dobry.

Chatka wiedźmy też musi być, bo to najczęstsza, poza królewną, postać kobieca w fantasy. O kobietach jeszcze będzie.

Co ciekawe, polskim autorom najnormalniej w świecie nie wychodzi tworzenie neverlandów – osobiście znam dwa (a ze słyszenia trzeci) naprawdę dobry, skomplikowany i rozległy świat stworzony przez Polaków na potrzeby ich powieści (Meekhan i okolice Wegnera oraz świat wiedźmina  Sapkowskiego, ten trzeci to Szerer Kresa; jakby ktoś znał coś jeszcze, to chętnie przeczytam). Znacznie lepiej wychodzi im przerabianie tego, co znają – stąd popularność urban fantasy i wszystkich „zamkniętych drzwi”, gdzie obok naszego świata funkcjonuje jeszcze jakiś inny, mniej lub bardziej podobny (na podobnej zasadzie działają wszystkie fikcje historyczne). Tylko wiecie, ja jestem czytelnik wymagający – najbardziej cenię krainy stworzone od podstaw. I tak na przykład seria o Patrolach Łukianienki (choć ją uwielbiam) nie za bardzo się kwalifikuje do otrzymania najwyższej noty za świat przedstawiony, bo jest to tylko współczesna Moskwa przefiltrowana przez magiczny sączek. Tu z resztą leży i cuchnie mój osobisty problem związany z gatunkami urban fantasy i alternatywnymi historiami – nie oferują mi nowych uniwersów do poznania (no chyba, że jednak oferują, bo i na to są metody, ale my nie o tym). Nawet jeśli w tych powieściach mamy świetnych bohaterów, nieprzeciętne postaci kobiet, zaskakujące pomysły, wartką fabułę i co tam jeszcze czytelnicza dusza by chciała, nie umiem ocenić powieści fantastycznej osadzonej w naszej rzeczywistości wyżej od posiadającej podobne atuty powieści fantasy osadzonej w nie naszej rzeczywistości.

12 komentarzy:

  1. Trudno się z Tobą nie zgodzić. :)
    Choć ta bardziej sarkastyczna część mnie powie na to: teoria swoją drogą, a praktyka swoją; potem i tak spora grupa "fantastów" zachwyca się Paolinim albo Achają, czy innym tworem podobnego kalibru, gdzie i wspomniany świat, i język, i logika leżą i kwiczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie z tego doskonale zdaję sprawę, dlatego napisałam o sobie, a nie o mitycznej "sporej grupie fantastów".;)
      Co do zachwycania się "Achają", to myślę, że zachwycających się jest kilka grup. Pierwsza to młodzi czytelnicy dopiero sięgający po fantastykę. Sama pamiętam, że kiedy przeniosłam się z mojej wiejskiej biblioteki do byłej powiatowej, byłam w szoku, że w fantasy jest coś poza "Hobbitem" i wiedźminami. Losowo wybrana "Achajka" mnie wtedy zachwyciła, bo to było FANTASY. Teraz na samą myśl chce mi się śmiać.;)
      Im te zachwyty można wybaczyć, bo wyrosną. Gorzej, jeśli jednak nie...

      Usuń
  2. Ano prawda. Przekonujący świat to bardzo ważna sprawa. Zgadzam się, że i Sapkowski i Wegner są dobrymi przykładami (Kresa jeszcze nie czytałam). Nie chodzi o to, by nas mało znaczącymi szczegółami zasypać, ale by przekonać. Uważam też, że kreowanie przekonującego świata jest zasługą nie tylko bujnej wyobraźni, ale i żelaznej dyscypliny i sprawnego pióra. Świat to opis, a dobry opis nie tak łatwo popełnić.

    Co w kolejnej odsłonie? Bohaterowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się z Tobą nie zgodzić - zwłaszcza z tą częścią o dyscyplinie. Dodałabym jeszcze mnóstwo ciężkiej pracy, by to wszystko posprawdzać i nie pokiełbasić.
      Będzie o bohaterach, bohaterkach, przygotowaniu i jeszcze paru bardziej subiektywnych rzeczach.;)

      Usuń
  3. Już mi się podoba ten cykl notek ;) Na świat przedstawiony w trakcie lektury oczywiście zwracam uwagę, chociaż raczej patrzę na niego całościowo i pewnie nie raz przeoczyłam jakieś niedopatrzenia autora. Bardziej mi się rzuca w oczy nielogiczne zachowanie bohaterów, niewiarygodność postaci. Właśnie ciekawa jestem co napiszesz o bohaterach, zwłaszcza tych płci żeńskiej ;)
    (w poprzednim komentarzu zrobiłam błąd więc możesz go całkowicie skasować ;P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi.:)
      Mi też często coś umyka, bo nikt nie jest alfą i omegą i nie zna się na wszystkim. Ale w dobrze skonstruowanym świecie nad drobiazgami się co prawda zrzędzi, ale odbioru dzieła nie utrudniają (no i czasem autor nieco rzeczywistość nagina, żeby mu do konceptu pasowało). Do chyba również jedna z cech, po której można rozpoznać DSŚ.;)

      Usuń
  4. Świetnie dobrane ilustracje, takie klimaty też lubię w fantasy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny pomysł na artykuł i jego wykonanie :) Czekam na kolejne części.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się co do Twoich typów jeśli chodzi o światy w polskiej fantasy, ale ja bym jeszcze dodała do tego powieści Anny Brzezińskiej o zbóju Twardokęsku i babuni Jagódce. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Pewnie dlatego, że Brzezińskiej czytałam tylko jeden zbiorek nie na temat.;)

      Usuń
  7. A świat z Pana Lodowego Ogrodu kwalifikuje się jako takie robiony od postaw? Bo w sumie opiera się na naszym, ale im dalej w las tym bardziej te podobieństwa okazują się złudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Pan Lodowego Ogrodu" to, jak mawiał Sapkowski, science fiction o poetyce fantasy - czyli najczęściej zupełnie osobny świat z charakterystycznymi dla fantasy wątkami dla niepoznaki przeprany za planetę w odległej galaktyce.;) Znaczy - na tyle, na ile jestem w stanie ocenić po lekturze pierwszego tomu, kwalifikuje się.;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.