Strony

środa, 24 lipca 2013

Po raz czwarty - "Przesmyk centaura" Piers Anthony

Oto dobrnęliśmy (a raczej wydawnictwo dobrnęło) do czwartej części opowieści o krainie Xanth. Pierwsze dwie uznałam za urocze opowiastki, może nie rewelacyjne, ale dobre do czytania na plaży czy w innym niezobowiązującym miejscu. Trzecia była na kilka sposobów irytująca, ale miałam nadzieję, że w czwartej będzie lepiej. Czy jest? Cóż, i tak, i nie.

Kiedy król Trent wyrusza do Przyziemia z misją polityczną, Dor zostaje jego zastępcą, żeby wprawić się w obowiązkach, które kiedyś, jako przyszły władca, będzie musiał wykonywać. Nagle okazuje się, że prawdziwy monarcha Xanthu wpadł w tarapaty i nie może wrócić do domu. Dor zbiera więc drużynę dzielnych przyjaciół (księżniczkę, ogra, centaura i golema) i już ma wybierać się na ratunek, kiedy dopada go kolejny kłopot – w Xancie pojawił się nowy czarodziej, czyli osoba o ponadprzeciętnym talencie magicznym. Jako że czarodziej może pretendować do tronu, Dor musi zbadać sprawę, żeby uniknąć przykrych niespodzianek. Czy w takim razie zdąży uratować króla?

Największym problemem „Przesmyku centaura” jest to, że autor po raz czwarty podaje nam ten sam odgrzewany kotlet. Owszem, linia fabularna się zmienia, bohaterowie takoż, ale pewne rzeczy powracają jak niezbyt urodziwy refren. Na przykład żarty o podkasanej spódnicy, odsłaniającej zgrabne nogi. Za drugim razem to może jeszcze było zabawne, ale za trzydziestym tylko irytuje. Poza tym przez cztery tomy autor gdzieś zawsze wplatał motyw wojny płci. Gdy pojawiły się po raz pierwszy, uznałam je za koloryt lokalny, zwłaszcza że bohater w swoich stronniczych obserwacjach był wiarygodny. Ale im częściej w kolejnych tomach powracała kwestia napięć między płciami (oczywiście w zamierzeniu autora podana z przymrużeniem oka; nawet widać, że Anthony nie miał nic zdrożnego na myśli, ale co bawiło w latach osiemdziesiątych, teraz już najczęściej nie brzmi dobrze), tym bardziej stawały się denerwujące, zwłaszcza że zasadniczo polegały na powtarzaniu tych samych spostrzeżeń. Po lekturze „Przesmyku centaura” człowiek zaczyna mieć wrażenie, że autor uważa kobiety za wredne manipulatorki, którym tylko upolowanie chłopa w głowie.

Skoro już przy obrazie kobiet jesteśmy, powiem tylko, że jest lepiej niż poprzednio, ale do ideału daleko. To znaczy, że pojawiają się panie, które potrafią zrobić coś więcej, niż tylko omdleć w kluczowym momencie, ale każda jest w jakimś stopniu… „Dwulicowa” byłoby zbyt mocnym określeniem, ale jeśli je osłabicie, to będzie w sam raz. W dodatku autor marnuje taki piękny motyw toksycznej relacji matki z córką… Wiem, że nie każdy jest Pratchettem, potrafiącym poruszać ważkie tematy w powieściach humorystycznych, ale czytelnik czasem miewa pewne oczekiwania, zwłaszcza, jak mu się sygnalizuje coś ciekawego. Zawodzenie czytelnika nie jest dobrą metodą.

A fabuła? Nieskomplikowana, dość przewidywalna, ale całkiem przyjemna. Poza momentami, w których autor wyraźnie bawił się sławnym słownym humorem. Bo o ile czytając oryginał zapewne moglibyśmy się pośmiać, o tyle w przekładzie zieją nudą całe strony tekstu, gdzie nic się nie dzieje. Szkoda.

„Przesmyk centaura” nie jest może powieścią szczególnie udaną, ale na plażę czy inne miejsce wakacyjnego leniuchowania się nada. Sama po kolejny tom „Xanthu” zapewne sięgnę. Ciekawe, ile ich jeszcze wytrzymam.
 
Recenzja dla portalu Insimilion.
 
Tytuł: "Xanth. Przesmyk centaura"
Autor: Piers Anthony
Tytuł oryginalny: Xanth. Centaur Aisle
Tłumacz: Paweł Kruk
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2013
Stron: 407

15 komentarzy:

  1. ;D ta puenta jest cudowna ;D
    Pierwsze słyszę i dzięki Tobie będę się trzymać z daleka. Btw...
    "człowiek zaczyna mieć wrażenie, że autor uważa kobiety za wredne manipulatorki, którym tylko upolowanie chłopa w głowie"
    Może rzeczywiście tylko z takimi pielęgnował znajomości? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to chyba nie to - autor jest szczęśliwie żonaty, dzieciaty i chyba zadowolony ze swojego życia rodzinnego, więc i fajne babki najwyraźniej spotykał. Myślę, że to raczej wina czasu, w którym książki powstawały - na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych takie żarciki były najwyraźniej na topie i wszystkich bawiły. Teraz już nie bardzo.

      Usuń
  2. Ja ledwo przebrnąłem przez trzeci tom, czwarty to była nędza do kwadratu, a piątego nie tknę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze dzielnie planuję piąty i szósty, dalej zobaczymy.;) Toć już nawet Sapkowski pisał, że od czytania kolejnych tomów z nudów bolą hemoroidy ale od dziewiątego bodajże.;)

      Usuń
    2. No bo to jest nudne po prostu. Jeszcze do "Źródła magii" było znośnie, ale już w "Zamku Roogna" się zaczęło dopisywanie Xanthu na potrzeby fabuły, a operowanie najwyżej dwoma dowcipami już sprawia, że mnie, lekko mówiąc, szlag trafia. Może dwadzieścia lat temu "cycki" były zabawne, teraz niekoniecznie, na dodatek w otoczce fantasy.

      Usuń
    3. Nie, no wiesz, tam jeszcze w oryginale był podobno humor językowy w hurtowych ilościach. Tyko że już go nie ma. A fabuła "Zamku Roogna" imo była całkiem fajnie obmyślana (wiadomo, że nie rewelacja, noale), tylko te żarty z cycków i tych durnych bab zepsuły efekt.

      Usuń
  3. No to ja na wszelki wypadek będę się trzymać od całego cyklu z daleka. W moim wieku hemoroidy ciężka sprawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc, to jakoś nie bardzo trafia do mnie ta seria. Sama nie wiem dlaczego :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powód zawsze warto odkryć, choćby w ramach samopoznania.;)

      Usuń
  5. Hmm za oknem upał więc czasem chce się sięgnąć po coś lżejszego, może ta książka to dobre rozwiązanie ? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też myślę, że na takie upały jakie podobno idą byłaby idealna :)
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tak może nie w temacie książki, ale czy tylko u mnie jest tak dziwnie powiększony twój blog, czy to zabieg na stałe? To znaczy porządkowanie szablonu jakieś się zaczęło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już tak na stałe będzie. Choć oczywiście drobne zmiany pewnie jeszcze długo będę wprowadzać.

      Usuń
    2. No to muszę się przyzwyczaić, bo pierwsze wrażenie było takie: łooooł, czekaj, czy ja trafiłam na dobrego bloga? xD

      Usuń
    3. Też mi się było trudno przyzwyczaić do braku drugiej kolumny, no ale nie będzie przecież pusta stać.;) Ni i z niejaką konsternacją stwierdziłam, że czcionkę 12 kiepsko mi się czyta. Jeszcze tylko ogarnąć nagłówek i tytuły postów i będę zadowolona (w miarę).

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.