Strony

wtorek, 24 września 2013

Angielskie wszyscy znamy, czas na niemieckie - "Elfy" t.1 Bernhart Hennen

Zdarzało mi się ostatnio dość mocno narzekać na brak klasycznej fantasy – takiej z wyprawą, wierną drużyną i jakimś określonym (albo i nie) złem w tle. Chciałam tylko, żeby to jeszcze było dobrze napisane. W tym momencie wpadła mi w oko powieść Bernharta Hennena, którą właśnie wydała Fabryka Słów. „Elfy”, bo o nich mowa, dawały nadzieję, że dostanę to, czego chciałam. Teraz jestem po lekturze i nie bardzo wiem, co mogę o książce powiedzieć.

Gdy jarl Mandred wyruszał ze swoimi dzielnymi wojami na poszukiwanie potwora, który podobno zszedł z gór, nie wierzył, że opowieści o pół-człowieku, pół-dziku są prawdziwe. Szybko i boleśnie dotarło do niego, że się mylił. Uciekając przed potworem, schronił się w kamiennym kręgu – bramie do świata elfów. Ku zdziwieniu jarla, brama otwarła się i przeniosła go do Alfenmarchii. Tam udało mu się uzyskać od królowej pomoc – drużyna wojowników miała mu towarzyszyć w polowaniu na potwora. Jednak elfy niczego nie robią za darmo, a cena ich pomocy jest wysoka. Nawet one nie są w stanie przewidzieć, jak bardzo…

Może zaczniemy od tego, z czym mam problemy w tej książce, a jest takich rzeczy kilka. Pierwsza i najważniejsza to bohaterowie. I to nie jest tak, że autor błędnie ich skonstruował, bo wręcz przeciwnie. Po prostu na tych pawie pięciuset stronach nie bardzo jest kogo polubić. Mandred ma pełne prawo być hałaśliwym, porywczym i zapalczywym wikingiem, gardzącym bardziej subtelnymi elfami i uwielbiającym chlać na umór, ale taka postać wzbudza irytację, a nie sympatię. Podobnie z wyniosłą królowa elfów – choć tu mamy jeszcze fakt, że jakoś kłóci mi się wizerunek sprawnej władczyni mającej za sobą tysiąclecia doświadczenia z rozkapryszoną histeryczką, która z niej często wychodzi. Ale najbardziej mnie zabolało, kiedy jedyna zdawałoby się naprawdę sensowna postać kobieca została prędziutko zamieniona w dziewicę w opałach, w sam raz do ratowania. I to w dość nieprzyjemnych okolicznościach.

Największym problemem pierwszej księgi „Elfów”, z którego w większości wynikają wszystkie powyższe, jest to, że to w zasadzie dopiero połowa części pierwszego tomu cyklu. I to dość nieszczęśliwie podzielona, bo w momencie, kiedy bohaterowie zaczynają się zmieniać, a czytelnik do nich przywiązywać, dostajemy planszę z komunikatem, że „ciąg dalszy nastąpi”. W tym momencie zostajemy z nielubianymi bohaterami, akcją zawieszoną gdzieś pośrodku niczego i tym niemożliwie wyświechtanym i znienawidzonym chyba przez wszystkich motywem damsel in distress. Ja widzę, że wszystko idzie ku lepszemu i mam nadzieję (choć marną), że może nawet ta koszmarna zagrożona dziewica okaże się dekonstrukcją wątku i nas zaskoczy, ale nie wiem, ilu czytelników będzie miało tyle nadziei i dobrej woli co ja.

Jakie mamy plusy? Opisy walk i dynamicznych scen wychodzą autorowi świetnie. Hennen potrafi uchwycić ruch i pokazać go jak na filmie, nie zanudzając czytelnika opisami ekwilibrystyki. Co prawda sceny, w których ukazuje życie wewnętrzne bohaterów bywają przeraźliwie nudne, ale na szczęście nie jest ich znowu tak wiele. Inna rzecz, że język jest dość sztywny i niektóre kwestie brzmią bardzo pompatycznie i nienaturalnie, ale taki już widać urok tego autora.

Bardzo trudno mi polecić lub nie tom pierwszy „Elfów”. Byłoby o de facto polecanie (lub nie) połowy powieści, a nikt rozsądny tego nie robi. Radzę poczekać, aż ukaże się reszta, bo mam wrażenie, że to jednak będzie dobra książka. Tylko niech wydawca pozwoli nam doczytać ją do końca.
 
Recenzja dla portalu Insimilion.
 
Tytuł: Elfy. Księga 1
Autor: Bernhart Hennen
Tytuł oryginalny: Die Elfen
Tłumacz: Małgorzata Wilk
Cykl: Elfy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2013
Stron: 460
 
PS. Przypominam, że można polubić "Z pamiętnika książkoholika" na Facebooku.:)

21 komentarzy:

  1. Bardzo by mnie interesowało spojrzenie na elfy z innej niż anglosaska perspektywy, więc na widok tytułu notki aż podskoczyłam z radości, a potem aż mnie zatrzęsło ze złości, że powieść została rozbita na dwie części. Moreni, zapewniłaś mi tym wpisem prawdziwy emocjonalny roller coaster... No nic, zacznę czytać dopiero po zaopatrzeniu się w obie części ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejście autora jest dość klasyczne, takie z tradycji tolkienowskiej, ale śmiem twierdzić, że widać nieanglosaskie pochodzenie autora.:)

      Niemiecka wiki twierdzi, że cały cykl ma 11 tomów. Z czego tylko jeden ma 600 stron, reszta co najmniej 800. Coś czuję, że gdyby to wszystko miało wyjść u nas, byłyby to jakieś 24 książki...

      Usuń
    2. No właśnie takie smaczki międzykulturowe by mnie interesowały, bo wiadomo, że elfy pewnie zawsze będą inspirowane Tolkienem, ale będą trochę inne u pisarza niemieckiego, rosyjskiego, hiszpańskiego, itp. Tak jak inne są u Sapkowskiego. W ogóle żałuję, że mam taki mały dostęp do fantasy nieanglojęzycznej.Trzeba się było języków obcych więcej uczyć, a nie teraz marudzić, ech...

      Usuń
    3. Tzn. zakładam, że byłyby inne, i chętnie bym zweryfikowała tę tezę :)

      Usuń
    4. No rosyjskie są inne, u pani Ratkiewicz można o nich poczytać (aczkolwiek to lekuchne fantasy jest, nie jakieś epic z prawdziwego zdarzenia). Fabryka wydawała w zeszłym roku.:) "Tae ekkejr!" i "Lare i'tae", czy jakoś tak.:)

      Usuń
    5. Pani Ratkiewicz jeszcze nie czytałam, dobre to?

      Usuń
    6. Takie sympatyczne czytadło, choć niektórzy kochają miłością szczerą. Raczej młodzieżowe:)

      http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2012/01/swojski-ksiaze-tae-ekkejr-eleonora.html
      http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2012/08/tym-razem-mniej-modziezowo-lare-i-tae.html

      Usuń
  2. No powiem tak... na klasyczne fantasy mam uczulenie, bo ze wszystkich gatunków fantastyki ma chyba największy odsetek kup i odgrzewanych kotletów w stosunku do naprawdę wartych przeczytania książek (bardziej mierzi mnie tylko paranormal romance). Pierwszym znakiem ostrzegawczym jest dla mnie pseudośredniowieczny setting i tak skomplikowane, że prawie niemożliwe do wymówienia nazwy krain i bohaterów. Trzecim smoki. Drugim właśnie elfy :D
    Nawet, gdyby z recenzji wynikało, że książka jest super, mucha nie siada i w ogóle wiekopomne arcydzieło, i tak miałabym poważne wątpliwości, czy po nią sięgnąć. Przeraża mnie ilość tomów (i stron) wyprodukowanych przez autora. Niektórzy naprawdę nie wiedzą, kiedy skończyć ;O Przydługachne serie mają to do siebie, że w którymś momencie autorowi zaczyna brakować pomysłów i zaczyna wypełniać strony absurdami, nudami itd, a ja mimo wszystko i tak chcę wiedzieć, jak to się skończy, a potem czytam i się wściekam, że marnuję czas ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "ze wszystkich gatunków fantastyki ma chyba największy odsetek kup i odgrzewanych kotletów w stosunku do naprawdę wartych przeczytania książek" - to akurat prawda. Ale cóż poradzę, że lubię gatunek i ciągle mam nadzieję na wygrzebanie jakiejś perełki z morza kompostu?

      No i jak można nie lubić smoków!? (No dobra, jak je zabijają w pseudośredniowiecznym settingu, to i dla mnie znak ostrzegawczy. Ale o takich krucjatach wg. Novik to bym sobie poczytała;)).

      Znaczy, jak tak patrzę po niemieckiej fantastyce dostępnej w Polsce, to wygląda na to, że tam wszyscy cegły piszą. I kurcze, nawet bym mogła tą tasiemcowość przeżyć - ewentualne hejtnotki o ostatnich, słaby ponad miarę i wyobrażenie tomach podniosłyby mi klikalność.;) Ale biorąc pod uwagę, kto "Elfy" u nas wydaje, wątpię, żeby wyszła pierwsza część drugiego tomu.;P

      Usuń
  3. Hennen napisał wielopiętrową sagę o elfach, która w Niemczech zdobyła popularność parę lat temu, na fali sukcesu "Władcy pierścieni". Niektórzy twierdzą, że jest znakomita, inni, że nie, że wtórna i nudna. Nie wypowiem się w tej kwestii, bo zwyczajnie jeszcze nie przebrnęłam. Tkwię gdzieś w prologu (dasz wiarę?) i nie chce mi się czytać dalej... Nie mam ostatnio chęci ani weny do tych dłuuuuuugich wielotomowych opowieści, czekają na lekturę dużo ciekawsze (chyba), niż Hennen. Cieszę się mimo wszystko, że ktoś sięga po niemiecką fantasy, ale znów powiem coś, co właściwie wiadomo nie od dziś: kryteria, jakimi kierują się wydawcy przy wyborze licencji, są niekiedy zdumiewające. Mogłabym polecić tyle ciekawszych tytułów, ale jakoś nikt nie pyta... :-( I Moreni, nie są to same cegły, wierz mi. Inna rzecz, że nie uświadczysz teraz niczego w fantasy, co byłoby standalone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że się wypowiesz.:)
      Że tkwisz na prologu, to uwierzę - do sceny walki czytało mi się bardzo wolno (jak wspominałam, autorowi sceny niedynamiczne wychodzą strasznie drętwo), a po prologu też była dłuższa przerwa. I też nie bardzo mam ochotę na tasiemce, ale nie mam też wątpliwości, że u nas całego cyklu nie wydadzą.;) (a ja z kolei, po pierwszym spotkaniu sądząc, tęsknić nie będę, choć czas spędziłam miło).

      Hm, może napisz jakiś list otwarty do polskich wydawców (albo chociaż notkę na bloga)?;) Chętnie bym poczytała coś niemieckiego i oryginalnego ("Grim" ciągle czeka na swoją kolej)...

      Usuń
  4. "Ale cóż poradzę, że lubię gatunek i ciągle mam nadzieję na wygrzebanie jakiejś perełki z morza kompostu?" Dlatego właśnie bardzo sobie cenię działalność takich osób jak Ty, bo dzięki Waszej tytanicznej i często niewdzięcznej pracy tacy jak ja mają kupy i odgrzewane kotlety odsiane i mogą się skupić na spijaniu śmietanki w postaci świetnych książek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę, kiedy wydawca dzieli jeden tom na dwa i to jeszcze w kiepskim miejscu! 460 stron to, co prawda, solidny tom, ale chciałabym, żeby trzymali się oryginalnego podziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, gdyby troszkę zagęścić tekst, bez problemy zmieściłoby się i te ponad 700 oryginału. Fabryka mogła wydać opasłego "Siewcę wiatru", to i "Elfy" by się udało. Tylko najwyraźniej chęci brak.

      Usuń
  6. Nie lubię takich podziałów pierwszych tomów na dwie części, to bywa denerwujące.. jednakże zapoznam się z tą książką, bo coś mnie do niej ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może poczekaj, aż wydadzą drugi tom? Od razu całość przeczytasz.;)

      Usuń
  7. Co prawda byłem bardzo zainteresowany tą książką, jednak jej nie kupiłem i teraz widzę, że dobrze postąpiłem. Zakupie ją razem z drugim tomem! To może jednak trochę potrwać, ale wolę poczekać i przeczytać Elfy w całości za jednym zamachem :)
    Coś czuję po tej recenzji, że będę się przy nich świetnie bawił :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to nie rozumiem tej polityki dzielenia na części - w końcu i tak wiadomo, że po tym zabiegu sporo osób w ogóle zrezygnuje z zakupu, a część i tak kupi dopiero po ukazaniu się całości... Choć sama jestem ciekawa ciągu dalszego, to jego brak w zapowiedziach Fabryki napawa mnie niepokojem...

      Ale myślę, że będziesz zadowolony.:)

      Usuń
  8. Miałam kupić "Elfy" w ramach prezentu na swięta. Nie kupiłam, bo coś mi nie grało - teraz już wiem co. Wydawnictwo i dzielenie jednego tomu na dwa, z gratisem takim, że druga część pierwszego tomu może nie wyjść. Chyba jednak nie będę ryzykować... (a recenzja fajna;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)
      Planuję hejtnotkę o grzechach wydawniczych, dzielenie na tomy będzie na jednej z czołowych pozycji.;)

      Usuń
    2. Nie zapomnij wtedy o, zdaje się, Amberze (pierwszy wydawca Anne Rice) -tak poszatkowali cykl, ze ogarnięcie całości w bibliotekach to był... ekhm.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.