Strony

środa, 3 grudnia 2014

Ukruszmy smokom zęby krat czyli młodociane brewerie - "Smoki na zamku Ukruszon" Terry Pratchett

Pratchett gościł już na łamach tego bloga kilkukrotnie. Najczęściej ze Światem Dysku, ale nie tylko. Gościł w wydaniu dla dorosłych i dla młodszych czytelników. Raz nawet gościł w prasie. I to właśnie wspomnienie tego prasowego występu nakłoniło mnie do przeczytania „Smoków na zamku Ukruszon”. Choć po prawdzie trochę dałam się zwieść własnym rojeniom.

Bo wiecie, jakoś tak byłam przekonana, że opowiadania są jednak bardziej młodzieżowe. „Piekielny interes” pochodzi z tego samego okresu, co teksty ze zbioru (czyli z bardzo, bardzo wczesnej twórczości sir Terry’ego) i jest bardziej uniwersalny. Właśnie czegoś takiego (czyli kierowanego do odbiorców w wieku ok. 12 lat) się spodziewałam. Tymczasem większość tekstów w „Smokach…” jest przeznaczona raczej dla dzieciaków sześcio – dziesięcioletnich. Co nie jest wadą, po prostu rozmija się z moimi oczekiwaniami.

Prywatne oczekiwania może jednak rzućmy w kąt, bo przecież nie autora wina, co sobie czytelnik założył przed lekturą. Jak już wspominałam, opowiadania powstały w czasie nastolęctwa autora i były pisane dla jego rówieśników. I mam z tym mały dylemat, bo nie wiem, czy oceniać je jako twórczość bardzo młodego pisarza (przecież taki je napisał), czy raczej dojrzałego i uznanego (taki je po latach przejrzał i uznał, że nadają się do pokazania szerszej publiczności). Z jednej strony po tych tekstach widać, ze pisała je osoba bardzo młoda (i przybierając perspektywę oceny młodego talentu należałoby uznać, że tak, talent ich autora jest zaiste nieprzeciętny), z drugiej, jeśli ktoś zna późniejszą twórczość Pratchetta, nawet, a może zwłaszcza, młodzieżową, to będzie czuł niedosyt, bo dostanie zaledwie zarodek poziomu, do którego jest przyzwyczajony. A sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że te historyjki jako opowiadania dla najmłodszych tak czy siak się bronią.

Mówiłam, że jak jest ciemno, to jest ciemno.;)
Jakie to historyjki? Ano rozrzut tematyczny mamy spory, choć wszystkie są utrzymane w konwencji humorystyczno-przygodowej. Mamy więc i nawiązania do legend arturiańskich, baśni, podróże w czasie i przestrzeni oraz niecodzienne mutacje codzienności. Mam przy tym wrażenia, że opowiadania są ułożone w kolejności powstawania (tytułowe „Smoki na zamku Ukruszon” są pierwsze i jednocześnie najsłabsze w zbiorze, potem jest już systematycznie lepiej, więc albo to, albo się przyzwyczaiłam). Najbardziej podobały mi się dwie „Klechdy o Ludzie Dywanu”, z których potem wyrósł „Dywan”. Obie podobały mi się do tego stopnia, że postanowiłam przeczytać powieść, której dały początek. Bardzo udane w swej absurdalności były też trzy inne teksty: „Autobus linii 59A cofa się w czasie” (mój osobisty faworyt zaraz po „dywanowym” tandemie), „Święty Mikołaj idzie do pracy” i „Paskudny śniegolud”. Reszta jest raczej przeciętna – przyjemna, ale niezostająca w pamięci. Znalazło się tam nawet rozwinięcie do postaci opowiadania pewnego starego żartu.

Trzy słowa o wydaniu, bo jest piękne, co przyzna każdy patrząc na okładkę. A w środku jest tylko ciekawiej, bo ilustracji jest mnóstwo i chociaż za takim stylem akurat nie przepadam, to nie sposób mu odmówić uroku. Do tego liternictwo wyraża emocje i jak jest ciemno, to jest ciemno. Co prawda wydaje mi się, że ilustracje byłyby znacznie bardziej zachwycające, gdyby dodać im kolor, ale to już tylko takie moje luźne uwagi.

Podsumowując, jeśli macie dzieci/kuzynów/sąsiadów w wieku wczesnoszkolnym i chcecie ich zarazić Pratchettem, ta książka będzie idealna. Jeśli chcecie prześledzić ścieżkę rozwoju stylu i warsztatu pisarza takoż. Ale jeśli oczekujecie zachwytów nad znanym i lubianym z Dysku sir Terrym, to może jednak sięgnijcie po coś innego. „Smoki na zamku Ukruszon” to zdecydowanie nie ten kaliber.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Rebis.


Tytuł: Smoki na zamku Ukruszon
Autor: Terry Pratchett
Tytuł oryginalny: Dragons at Crumbling Castle: and other stories
Tłumacz: Maciej Szymański
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2014
Stron: 390

1 komentarz:

  1. Moje warzęnia też były pdoobne. Dla mnie też najlepsze były opowiadania protodywanowe, autobus, śniegolud i Mikołaj. Pozostałe to dopiero początki tego co Pratchett później pisał

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.