Strony

sobota, 31 stycznia 2015

Komedia geriatryczna, czyli w sto lat dookoła świata - "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" Jonas Jonasson

Są powieści, które maja ogromną promocję w blogosferze. W okolicach premiery trudno się opędzić od notek o nich, w pewnym momencie człowiek zaczyna się bać zaglądać do lodówki. „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” właśnie do nich należał, ale szczerze mówiąc w czasie tej kampanii promocyjnej nie zapałałam chęcią przeczytania (choć zapamiętałam okładkę – strasznie mi się podoba). Więc jak rzucili edycję biedronkową w śmiesznych cenach, to się skusiłam. I nie żałuję.

Allan Karlsson kończy dziś sto lat, ale czuje się jeszcze całkiem dobrze. Nie za bardzo odpowiada mu spędzenie reszty życia w tym okropnym domu opieki, gdzie nawet kieliszka wychylić nie można. Toteż postanawia spontanicznie wyskoczyć przez okno (na parterze było). Na dalszy rozwój wydarzeń planu nie ma, ale dworzec wydaje mu się nienajgorszą opcją. To co potem się dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie, a na pewno oczekiwania Allana.

Czytając powieść Jonassona, miałam skojarzenia z prozą Chmielewskiej i to z najlepszych lat jej pisarstwa. Ta sama szalona akcja, nieprawdopodobne teorie i wątek śledztwa. Niemniej, sama konstrukcja powieści dość znacznie się rożni od tego, co królowa polskiego kryminału zwykła nam serwować. U Chmielewskiej to grupa przyjaciół próbuje rozwiązać zagadkę, często tworząc przy tym całkiem fantastyczne teorie. Tutaj poznajemy niejako grupę ściganych, którzy chcą przed stróżami prawa umknąć, za przyjaciół mając najbardziej nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. To tak, jakby jedna z szalonych teorii bohaterów Chmielewskiej nagle okazała się prawdziwa.

Ale brawurowa ucieczka stulatka to tylko połowa fabuły powieści. Druga połowa to biografia Allana. Okazuje się, że stulatek, który zaczynał jako nieletni posłaniec w fabryce materiałów wybuchowych, stał się człowiekiem niezwykle bywałym i światowym. Dwudziesty wiek obfitował w zdarzenia brzemienne historycznie i najwyraźniej Alan w większość z nich był zamieszany. A kulisy tego zamieszania zdradzają dość osobliwe szczegóły.

Sam Allan niezwykle przypomina mi archetypowego wręcz Jasia z baśni. To taki chłopek-roztropek: szkół nie kończył, za przewodnika w życiu najczęściej miał chłopski rozum, ale z drugiej strony sprytu mu nie brakowało i w ciemię bity nie był. A że szczęście mu sprzyjało, to potrafił każdego zrobić w konia i jeszcze się ustawić. W dodatku Allan jest postacią ogromnie sympatyczną, więc czytelnik przyklaskuje mu, gdy kolejne pościgi wyprowadza w pole, a wrogów spotyka mniej lub bardziej zasłużona kara. To klasyczna baśń napisana we współczesnym języku.

Dodatkowe punkty ma u mnie autor za uczynienie bohaterami ludzi starych. Oczywiście, rodzi to dodatkowy potencjał komiczny (dziadek wodzący za nos policjantów zawsze będzie bardziej zabawny niż robiący to samo młodzik. Tylko z fanserwisem gorzej), ale mimo wszystko miło, gdy w plejadzie bohaterów młodych i w średnim wieku pojawi się osoba 70+ pełna werwy i pomysłów, a nie rozpamiętująca ze zgorzknieniem własne życie.

„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” tryska humorem (to naprawdę szalenie zabawna powieść, często dość absurdalna), ale autor komentuje w nim również sprawy poważne – jak choćby zimna wojna, afera Watergate czy masowe sterylizacje „niedostosowanych” w Szwecji (pisałam niedawno o książce, w której o tym ostatnim można poczytać na poważnie), sprowadzając je do absurdu i obnażając ich głupotę. Dzieje się to co prawda kosztem pewnych uproszczeń, ale zadaniem satyry nie jest przecież zabawa w niuanse.


Czy polecam „Stulatka...”? Owszem, to idealna powieść na poprawę humoru, świetnie napisana i z galerią barwnych, często historycznych postaci (o których nie wspominałam, bo spoiery – nie chcę wam psuć zabawy). Teraz z czystym sumieniem będę się mogła zabrać za ekranizację. Ciekawe, czy dorówna pierwowzorowi.

Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
Autor: Jonas Jonasson
Tytuł oryginalny: Den hundredårige der kravlede ud ad vinduet og forsvandt
Tłumacz: Joanna Myszkowska-Mangold
Wydawnictwo: Świat Ksiązki
Rok: 2013
Stron: 416

9 komentarzy:

  1. Lubię absurdalny humor, ale opinie w przypadku tej książki były skrajnie różne - od zachwytów po zupełny ich brak. Trochę się opędzałam przed tą książką, może też trochę z powodu tej namolnej wszechobecności i promocji, którą przebyłam w dwóch wydaniach - najpierw niemieckim, teraz polskim. I choć nie jest ona w tej chwili moim prioryterem numer jeden, to nie mówię nie. Może ją nawet odkopię (mam gdzieś na czytniku).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie nawet nie tyle jestem zachwycona, co przyjemnie zaskoczona. Bo okazała się bardzo fajna, choć przyznam, że początek szedł mi opornie.Najwyraźniej styl autora wymaga lekkiego przyzwyczajenia.

      Usuń
  2. Słyszałam tytuł kilkakrotnie, ale jakoś mnie nie zainteresowało. Ale skoro wypada tak sympatycznie, to może się skuszę.

    A, czytałaś może w oryginale? Bo widzę tag "szwedzki". ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ci wpadnie w łapki, to poczytaj, nie powinnaś się zawieść.:)

      A nie czytałam po polsku, tag dotyczy języka oryginału (mam na to specjalną kategorie tagów.;)).

      Usuń
    2. O, okej. Właśnie tak się zastanawiałam, czy chodzi tylko o język oryginału, czy też to, w jakim czytałaś. :)

      Usuń
    3. Aż taką poliglotką niestety nie jestem.;)

      Usuń
  3. Książką zainteresowałam się, kiedy obejrzałam zwiastun filmu - sprawa wyglądała naprawdę zabawnie. :) Tekst mam na swojej półce, ale od tego czasu trochę opadł mój entuzjazm i jakoś się za czytanie nie zabrałam. Czytając recenzje mam wrażenie, że opowieść dużo lepiej sprawdzi się na wielkim ekranie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam zamiar teraz obejrzeć film i sobie porównać. Może nawet notka z tego będzie.

      Usuń
  4. Czytałam, jak był taki boom na tę książkę - nie żałuję, naprawdę dobrze się bawiłam. To znaczy zaraz, właściwie to żałuję, że czytałam w papierku, bo jest też audiobook, czytany przez Barcisia i podobno Barciś zrobił z tego majstersztyk.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.