Strony

sobota, 14 marca 2015

To była przyjemność, panie Pratchett

Chyba nie jestem szczególnie dobrym blogerem. Znaczy, powinnam się rzucać na newsy i komentować na bieżąco. Na przykład taką śmierć autora. A ja nie potrafię – muszę rzecz przemyśleć, coś tam sobie ułożyć w głowie, żeby mieć jaką taką pewność, że napiszę mniej więcej to, co chciałam napisać. Więc kiedy ta notka się ukaże, pewnie będzie jednym z ostatnich, jeśli nie ostatnim, komentarzem. Ale pewne wydarzenia muszę przemyśleć, a właściwie przemyśleć, co mam na ich temat do powiedzenia. Zwłaszcza, gdy umiera ktoś, kto okazuje się zaskakująco bliski, choć nawet go o to nie podejrzewaliśmy. 

JAK SIĘ NAZYWA TO UCZUCIE W GŁOWIE, UCZUCIE TĘSKNEGO ŻALU, ŻE RZECZY SĄ TAKIE, JAKIE NAJWYRAŹNIEJ SĄ?
- Chyba smutek, panie. A teraz... 
JESTEM ZASMUTKOWANY 
(Mort)

Rzadko w ogóle rusza mnie śmierć osoby sławnej. Jestem raczej z tych, którzy smutno westchną: „Cóż, szkoda” i pójdą dalej. Zazwyczaj nie przywiązuję się do osób których nie znam, a jeśli chodzi o autorów, to znacznie bardziej mnie boli śmierć stworzonych przez nich postaci. Ale kiedy dowiedziałam się, że sir Terry nie żyje, zrobiło mi się bardzo, bardzo smutno. Tak jakby umarł ktoś z moich dobrych znajomych. To dziwne, ale tego autora traktowałam nie jako człowieka, który pisze uwielbiane przeze mnie książki, ale jak ojca moich najlepszych przyjaciół. Bo sporo postaci stworzonych przez Pratchetta mogę do tego grona zaliczyć. 

Nie powiem, że na książkach Pratchetta się wychowałam, bo poznałam go dość późno (nie uraczę was opowieścią, jak to małoletnia ja odkrywała fantastykę na zakurzonych, bibliotecznych regałach, a Świat Dysku był jej przewodnikiem) ale mam wrażenie, jakby w moim życiu był obecny od zawsze. To taka naturalna przeciwwaga dla Tolkiena: czytasz Profesora i wiesz, że fantasy to niekoniecznie opowieści o groźnych smokach i biuściastych księżniczkach ratowanych przez muskularnych barbarzyńców, że może to być pełna rozmachu opowieść o honorze, braterstwie i walce w słusznej sprawie. I kiedy kolejny autorzy do znudzenia cię w tym utwierdzają (dorzucając tylko tu i ówdzie trochę naturalistycznych flaków), sięgasz po Pratchetta. I nagle okazuje się, że można inaczej, z humorem i satyrycznym komentarzem odnośnie rzeczywistości, ale ciągle z fascynującą przygodą i świetnymi bohaterami. Nagle też okazuje się, że połowa zabawnych tekstów kolegów z fandomu to cytaty. W fandomie wstyd nie znać Pratchetta. I chyba nie ma nikogo, kto by nie znał. 

Należę do tych szczęśliwców (?), którzy jeszcze spory kawałek Świata Dysku mają przed sobą (bo jakkolwiek uwielbiam, muszę sobie dawkować), więc z przyjaciółmi spotkam się wiele razy, a może nawet poznam nowych. Ale w końcu dojdę do momentu, kiedy następnego spotkanie nie będzie. I nie będzie oczekiwania na nie, tak jak dotąd. Nikt już nie będzie się zastanawiał, o czym też Pratchett napisze kolejną książkę. Jakiś rozdział się skończył, kolejny stały element mojego czytelniczego życia okazał się bardziej kruchy, niż bym sobie tego życzyła. Podobno pisanie Świata Dysku ma przejąć po sir Terrym córka, ale to już nie będzie to samo. Nie zrozumcie mnie źle, być może talentem literackim i zrozumieniem świata tworzonego nawet dorównuje ojcu, ale nie będzie przecież nim…

Przykro mi panie Terry, że musiał pan odejść. Wielka to strata dla fandomu i dla mnie osobiście, bo nie dość, że bezpowrotnie straciłam możliwość uzyskania pańskiego autografu (nie żeby kiedykolwiek jakaś realna była, ale zawsze mogłam mieć nadzieję), to już nie opowie mi pan nowych historii. Nikomu już ich pan nie opowie. Chyba że Śmierci, on zawsze umiał być cierpliwym słuchaczem. I choć poczucie humoru ma specyficzne, mam nadzieję, że będzie się dobrze bawił przy pańskich historiach. 

– Ale zaraz, ty jesteś Śmierć! Tak?
– TAK, ISTOTNIE.
– Jestem twoim fanem! Zawsze chciałem cię poznać, wiesz?
(Złodziej czasu)

18 komentarzy:

  1. A wiesz, że mnie też ten cytat ze "Złodzieja czasu" przyszedł od razu do głowy? W ogóle śledząc notki innych zauważyłam, jaką masę celnych uwag odnośnie śmierci - i Śmierci - Pratchett nam zostawił. I tak sobie jeszcze myślałam - i nadal myślę - że to przecież nie jest istotne, kiedy się napisze taki tekst: zaraz po dowiedzeniu się, dzień po, tydzień po, w rocznicę. Każdy żegna się w swoim tempie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pratchett w ogóle miał masę cennych uwag o wszystkim - tylko akurat teraz klimat sprzyja wychwytywaniu tych o śmierci...

      Usuń
  2. Poznałam Pratchetta jako nastolatka. Poleciła mi Go przyjaciółka, która stała się dla mnie taką trochę przewodniczką po literaturze fantastycznej (starszych braci miała ;)) No i "Kolor magii" i "Blask fantastyczny" mi się nie spodobały! Chyba byłam za młoda i nie do końca rozumiałam jeszcze Pratchetta. Złapało mnie dopiero przy Jego trzeciej powieści i już tak od prawie 15 lat dawkuję sobie książki sir Terry'ego. Na szczęście, tak jak Tobie, zostało mi jeszcze sporo. Mam nadzieję, że córka Pratchetta jednak nie będzie kontynuowała Świata Dysku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze mówiąc, to mi "Kolor magii" do tej pory się nie podoba. Ale znajomość zaczynałam od "Prawdy", która mnie zachwyciła. To chyba naturalne, woleć książki z intrygą, zamiast pokazu zabawnych slajdów.;)
      Też wolałabym, żeby cykl nie był kontynuowany - może względnie jakiś tom zamykający, ale to tyle.

      Usuń
    2. " Ale znajomość zaczynałam od "Prawdy", która mnie zachwyciła. "

      Pozostaje mieć nadzieję, że Terry miał przy sobie swojego ziemniaka.

      Usuń
  3. "Nie zrozumcie mnie źle, być może talentem literackim i zrozumieniem świata tworzonego nawet dorównuje ojcu, ale nie będzie przecież nim…"

    Ona nie będzie pisać nowych książek, tylko dbać o spuściznę autora - doglądać ekranizacji i adaptacji, rozporządzać licencjami itd. Jak sama stwierdziła - będzie chronić Świat Dysku przed wszystkimi, także przed samą sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie lepiej. Tylko trochę się obawiam modelu tolkienowskiego - gdzie spadkobiercy do jakiś czas wyciskają resztki soków ze starych notatek i kleją z nich nową książkę. Mam nadzieję że jednak mimo wszystko do tego nie dojdzie (choć jakaś pożegnalna antologia byłaby chyba fajnym pomysłem).

      Usuń
    2. Ejże,Christopher Tolkien dokonał uporządkowania notatek ojca, zebrał jedną spójną wersję dla Silmarillionu, opublikował rozproszone notatki wyraźnie pokazujące, jak zmieniały się wersje historii, dodatkowo opracował kilka gotowych dzieł i doprowadził do ich wydania (Legenda o Sigurdzie i Gudrun, Upadek Króla Artura). Nie, nie klei kolejnej książki z notatek ojca ;) bo chyba wszystko co dało się powiedzieć o Ardzie, zostało już powiedziane.

      Usuń
    3. Bo ja wiem? Silmarillion jest jeszcze spójnym opracowaniem, fajnie uzupełniającym świat Tolkiena, ale jak tak patrzę na "Dzieci Hurina", to to jest właśnie idealny przykład wyciskania ostatnich soków, bez którego chyba moglibyśmy się doskonale obejść...

      Usuń
    4. "Dzieci Hurina" pokazują akurat właśnie te etapy zmieniania się zarysu historii i pracę redaktorską Christophera nad wybraniem tej właściwej i uczynienie zbiorku notatek jednolitą historią.

      Usuń
    5. Nie wiem, jak zmienianie się historii ma się do wydawania rzeczy zwyczajnie kiepskich literacko. Dla mnie błędem było w ogóle osobne wydanie tej historii (dziwnie śmierdzi skokiem na kasę).

      Usuń
    6. Kwestia jest taka, że "Dzieci Hurina" świetnie nadają się do analizy ewolucji pomysłów Tolkiena, to nie ma być książka a'la literatura do poczytania, bardziej analiza pewnej historii, tak jak "Niedokończone opowieści", gdzie Christopher przedstawia różne wersje wydarzeń, różne koncepty ojca. Z drugiej strony "Dzieci Hurina" pokazują również proces redagowania notatek i składania kilku wersji tej samej historii w całość. Dla mnie jako zatwardziałego Tolkienisty to gratka, móc przeanalizować proces powstawania historii Turina.

      PS. Ekhem, zmieniłabyś odnośnik do mojego blogasia :P

      Usuń
    7. No ale zauważ, ze to ma znaczenie tylko dla hardcorowych pasjonatów. Ktoś, kto po prostu lubi prozę Tolkiena, może się srodze rozczarować. Jak ja na przykład.

      Usuń
    8. A rozczarowanie wywołał źle poprowadzony marketing, ale to nic nowego w tym kraju.

      Usuń
  4. Cholernie mi się smutno zrobiło na wieść o śmierci Pratchetta i chyba był to moja pierwsza tak żywiołowa reakcja na śmierć kogoś zmarłego. Zasmutkowałam się bardzo i teraz nie chce mi to przejść. Ale na notkę o Pratchetcie się u mnie nie zanosi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam nie pisać, ale jakoś tak samo wyszło...

      Usuń
  5. Patrz, akurat przecież niedawno się nim zainteresowałam i postanowiłam poznać jego książki, a teraz umarł... Też zrobiło mi się smutno.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiele osób pisze, że nigdy wcześniej tak bardzo ich nie poruszyła śmierć znanej osoby. Ja też tak miałam. Chyba Pratchett był naprawdę wyjatkowy.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.