Rozglądając się po blogosferze i portalach dla miłośników fantastyki można stwierdzić, że Paweł Majka ma wielu oddanych fanów. Większość opinii jest bardzo entuzjastyczna, więc kierowana ciekawością i cudzymi zachwytami, chciałam sama zakosztować tych literackich frykasów. Wymagania miałam spore, choć, szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać. Cóż, ostatecznie Majka nie wywarł na mnie tak dobrego wrażenia, jak bym chciała.
Opowieść zapowiada się dobrze: oto mamy świat, w którym ożyły (dosłownie, bo przybrały fizyczną formę) dawne wierzenia. A spowodowali to kosmici, używając swojej ostatecznej broni. Niestety, nie wszystko poszło tak, jak zakładali – planety nie udało się podbić a resztki armii zdobywców próbują się jakoś zaaklimatyzować wśród rdzennych mieszkańców Ziemi. U jednego z takich właśnie Marsjan (jak nazywają ich ludzie) zatrudnia się Mirosław Kutrzeba. Chce wziąć udział w ekspedycji organizowanej przez obcego (a w tym świecie podróże po Europie to nie przelewki – Wiekuista Puszcza na przykład wyjątkowo nie lubi ludzi i ich wynalazków). Jednak jego prawdziwym celem jest zemsta na mordercach żony i dzieci.
Powiem wam, że trochę mam problem z koncepcją tego świata. Tego wszystkiego jest po prostu za dużo. Z jednej strony świat – niby lata siedemdziesiąte dwudziestego wieku, ale rozwój technologii jak z naszego międzywojnia. Pociągi, sterowce, wielki przemysł ze swoimi fabrykami – czułam się trochę jakbym czytała skrzyżowanie nienachlanego steampunku z powieścią pozytywistyczną (napisałabym, że młodopolską, ale za mało znam ten okres, żeby mi się cokolwiek kojarzyło). Z drugiej strony magia w mieście, pogańskie bóstwa, golemy i ożywające legendy (a poza miastem to już właściwie dzicz i barbaria), czasami pochodzące z laboratoriów. Z trzeciej jeszcze kosmici do tego. Ci ostatni wydają mi się wyjątkowym kwiatkiem do kożucha. Niby bez nich autor nie mógłby uzasadnić konstrukcji świata, ale moim zdaniem wykorzystanie ich w fabule nie wyszło najlepiej.
Taki Nowakowski na przykład. Autor próbował za jego pośrednictwem pokazać rozdarcie istoty, która znalazła się w świecie całkiem obcym pozbawiona możliwości dostosowania go do własnych potrzeb, do czego był przyzwyczajony. Widać tęsknotę Marsjanina za dawnymi czasami. I to wyszło nienajgorzej. Niestety, w powieściowym tu i teraz obecność Nowakowskiego jest niepotrzebna. W praktyce jest to ten typ postaci, który teoretycznie jest ważny, ale tak naprawdę bez niego byłoby znacznie lepiej. Właściwie czytając „Pokój światów” przez jakieś dziewięćdziesiąt procent książki o istnieniu Nowakowskiego w ogóle się zapomina. Jak i o istnieniu kosmitów jako takich. A chyba nie o to chodziło.
Jak już nadgryzłam kwestię bohaterów, to może będę ją kontynuować. Autor konstruował całkiem zgrabną drużynę, którą Kutrzeba zebrał przed wyruszeniem w drogę. Jest więc Jaśko, typowy trzeci syn z baśni – taki, co to rozumem nie grzeszy, ale serce ma złote i trochę magicznej mocy też. W gratisie do jaśka dostajemy Cygankę Sarę i jej przybocznego wielkoluda, stanowiących barwne tło dla reszty. Reszta to Szuler Losu, bóg zbiegły z laboratorium, związany paktem posłuszeństwa z Kutrzebą, jego córka Wanda oraz Grabiński. Szuler jest chyba najciekawszą i najbardziej złożoną postacią w powieści. Wydaje się bardziej samotny od Marsjan, a jego tęsknoty są bardziej ludzkie niż boskie. Garbiński zaś… mam z nim problem. Jest to typowy złamany życiem człowiek, który bez butelki wódki do śniadania nie potrafi funkcjonować. Z drugiej strony, chyba zwyczajnie najsympatyczniejszy członek ekipy. No i jest jeszcze Kutrzeba.
Kutrzeba ma teoretycznie wszystko, co potrzebne bohaterowi, aby zdobyć moje serce. Mroczny sekret przeszłości jest, walka o słuszną (no, załóżmy na potrzeby tego zdania, że słuszną; Majce trzeba przyznać, że jako jeden z nielicznych autorów fantasy stara się zasiać w czytelniku wątpliwości co do moralnej czystości protagonisty) sprawę jest, odrobina mrocznego uroku takoż, ale... To wszystko nie działa. Kutrzeba mimo tych zalet pozostaje dość bezbarwny i jako czytelniczka z coraz większą obojętnością śledziłam jego losy. Znacznie bardziej interesująca była Zmora Kutrzeby – jedyna ciekawa i znacząca kobieta na czterysta stron powieści.
Biorąc pod uwagę powyższe, trudno było mi w pełni cieszyć się fabułą, choć autorowi trzeba przyznać, że prowadził ją całkiem sprawnie. Niektórym narracja może sprawiać problem, bo Majka przeplata sceny teraźniejsze z przeszłymi, ale mi to nie przeszkadzało. Sam język powieści też nie jest wymagający więc z tej strony nie należy oczekiwać trudności.
Rozczarował mnie trochę „Pokój światów”. Nie jest to powieść zła, ale uznaję ją za najwyżej przeciętną. Choć nie powiem, troszkę jestem ciekawa dalszego ciągu. Choć wam ani nie polecam, ani nie odradzam – zdecydujcie sami.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Genius Creations.
Tytuł: Pokój światów
Autor: Paweł Majka
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok: 2014
Stron: 400
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.