Strony

wtorek, 26 lipca 2016

Zmyślenia #33: Świńskie epizody na Dzień Świnki Morskiej

Tę notkę obiecałam Wam na Dzień Świnki Morskiej, który był w czwartek. Ale ponieważ w zeszłym tygodniu przebywałam na (prawie) totalnym bezinternetowiu, dostajecie ją dopiero dzisiaj.

Już w zeszłym roku narzekałam na brak świnek morskich popkulturze. Rzadko bywają głównymi bohaterami czegokolwiek, w przeciwieństwie do takich królików czy innych szczurów. A jak już tymi bohaterami są, to produkcja jest tak kiepska, że lepiej, żeby jej w ogóle nie było. Najwyraźniej twórcy na świnki kompletnie nie mają pomysłu. Choć ciągle mam nadzieję, że jednak ktoś kiedyś będzie miał pomysł.

Niestety, jeśli chodzi o role epizodyczne czy nawet statystowanie, to świnek też nie ma zbyt wiele. Udało mi się zgromadzić tylko cztery przykłady. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mogła uraczyć Was dłuższą listą, tymczasem musicie się zadowolić tym, co jest. 


„Siostrzeniec czarodzieja” C. S. Lewis
Świnki morskie co prawda nie dostały żadnej roli mówionej w całym narnijskim cyklu (nie to, co bobry albo myszy, prawdaż), ale w jednej części się pojawiły. Stworzonka (przyznam, że nie pamiętam, czy była jedna, czy dwie) zostały wykorzystane zgodnie z angielskim idiomem (u nich określenia „guinea pig” używa się w tym samym znaczeniu, co u nas królika doświadczalnego. I coraz częściej, zwłaszcza w filmach, tłumaczy się ten idiom dosłownie, ku mojej rosnącej frustracji) do przetestowania przejścia między światami. Testy zakończyły się pomyślnie, toteż świnkom nic się nie stało. Teraz sobie myślę, że spędzenie reszty życia w Lesie pomiędzy światami wcale nie było takim złym obrotem spraw. Święty spokój, ciepło i mnóstwo jedzenia to zdecydowanie rzeczy, których życzyłaby sobie każda świnka.


M*A*S*H (serial)
Osobiście ten serial bardzo lubię – zaskakujące, w jak wielu aspektach w ogóle się nie zestarzał. Ale miało być o świnkach. Otóż jeden z bohaterów serialu, kapral Walter "Radar" O'Reilly, rekompensował sobie wojenne stresy hodując różne zwierzątka domowe, między innymi świnki morskie. Przez wiele odcinków przewijały się różne zwierzątka, ale pierwszym była świnka o polskim imieniu Gapcio. Podobno należała do córki reżysera. Dziewczynce bardzo zależało, aby jej ulubieniec wstąpił w telewizji i najwyraźniej dopięła swego.


Dr Dolittle (film)
Chodzi oczywiście o film z 1998 roku z Eddiem Murphym. Córka tytułowego doktora miała samca świnki morskiej o imieniu Rodney, który od czasu do czasu wtrącał swoje trzy grosze. I jak sam film całkiem lubię, tak Rodneya nieszczególnie, bo to wredna małpa jest (w ogóle gryzoniom w „Doktorze…” się dostało, bo Rodney jest nie do wytrzymania, za to szczury są obrzydliwe. Po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że właściwie większość zwierzęcych bohaterów filmu jest mniej lub bardziej niesympatyczna). Ciekawy jest fakt, że Rodneya grały przynajmniej dwie świnki.


Kore wa Zombie Desu
Jest to anime, które z fascynacją ogląda mój Luby, a którego ja osobiście nie trawię, bo to rzecz dla ludzi o mocnych nerwach (ja się w sumie nie znam, ale mam wrażenie, że autorzy obrali sobie za cel dekonstrukcję trendu magicina girls i kilku innych przez robienie sobie z nich absurdalnych jaj). No więc w tym anime jest odcinek, w którym świnka morska pełni rolę, która zazwyczaj przypada kotu - jest pupilkiem czarnego charakteru. Z którym to pupilkiem czarnych charakter nonszalancko przechadza się po planie, znęcając się oralnie nad tym dobrym. To jest coś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.