Strony

niedziela, 18 grudnia 2016

"Gwiezdny pył" Neil Gaiman

Na żywo jest znacznie ładniejszy.:)
Nigdy nie ukrywałam, że młodzieżowo-dziecięcy Gaiman znacznie bardziej mi się podoba niż ten „dorosły” (doprawdy, powszechne zachwyty nad „Amerykańskimi bogami” chyba na wieki pozostaną dla mnie niezrozumiałe). Przyczyną może być fakt, że tworząc prozę dla młodszego czytelnika autor winien się nieco ograniczyć. Galeria postaci raczej nie powinna iść w dziesiątki, wątki należy ograniczyć i skupić się raczej na głównym przekazie. Przy czym Gaiman lubi swoje powieści dziecięce opierać na dziełach klasycznych. „Księga cmentarna” jest wariacją na temat „Księgi dżungli”, „Koralinę” obstawiam jako nawiązanie do horrorów (acz nie wnikałam, mogę się mylić). „Gwiezdny pył” jest za to baśnią, klasyczną, XIX-wieczną, angielską baśnią.

Tristan Thorn był młodym chłopakiem, który zakochał się w dziewczynie. Niestety, dziewczyna zażądała na potwierdzenie uczuć gwiazdki z nieba, takiej konkretnej, co właśnie spadła. Zwykły chłopak pojąłby aluzję i dał sobie spokój. Ale Tristan nie był zwykły – postanowił więc ruszyć na drugą stronę muru do krainy czarów (a raczej Krainy Czarów), gdzie tę konkretną gwiazdę spodziewał się znaleźć. Bo mieszkał w pobliżu właśnie takiego muru granicznego. Ale to wcale nie początek tej historii, bo zaczęła się osiemnaście lat wcześniej. A może sześćdziesiąt?...

„Gwiezdny pył” zawiera wszystkie elementy charakterystyczne dla baśni. Mamy prawdziwą miłość, mamy złe (albo tylko wredne) czarownice, mamy walkę o władzę (w jakże klasycznym wydaniu „odnajdźcie zagubiony – lub specjalnie ukryty – klejnot koronny”). Mamy też wyprawę za przysłowiową siódmą górę i siódmą rzekę (i z pewnością byłaby dosłownie taka, gdyby Anglicy właśnie takim idiomem się posługiwali. Ale posługują się innym, więc i dystans inaczej opisano), w której roztropny bohater o dobrym sercu, dzięki dobrym uczynkom i życzliwemu wsparciu otaczającego świata (wiadomo przecież, że kiedy jesteś dobry i miły, to cały wszechświat stara się spełniać twoje pragnienia) ma szanse osiągnąć sukces. Zaprawę, brakuje tylko księżniczki do ocalenia.

Może poprzedni akapit wydaje się nieco złośliwy, ale tak naprawdę bardzo podobała mi się akurat taka konwencja powieści. Dobrze opowiedziana baśń w końcu pozostaje ponadczasowa i nie ma się co obruszać na klasyczne rekwizytorium. A ta z pewnością jest dobrze napisana. Autor trzyma się mocno głównego wątku i mimo że wprowadza wiele zagadnień, które możnaby rozwinąć, rezygnuje z tego (ale zrezygnowanie ze wspominania o tych sprawach znacząco spłaszczyłoby opowieść główną). Bo to nie byłaby już opowieść o gwieździe i chłopcu, który obiecał ją przynieść ukochanej. Współczesny czytelnik jest raczej przyzwyczajone, że każdy wątek musi być rozwinięty, jeśli nie w tym opasłym tomie, to w kolejnym z kilkunastu tomów cyklu i może go irytować takie ograniczenie. Dla mnie było fajną odskocznią – wiecie, nie mam nic przeciwko kilkunastu opasłym tomom, ale czasem bardzo przyjemnie czyta się historie wyraźnie obliczone na samotne dwieście stron.

Gaimana oczywiście polecam (prawie zawsze polecam), zwłaszcza miłośnikom baśni. Od czasów „Ostatniego jednorożca” (który aż takiego wrażenie na mnie nie wywarł przecież) nie czytałam lepszej, współczesnej baśni.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mag.

Tytuł: Gwiezdny pył
Autor: Neil Gaiman
Tytuł oryginalny: Stardust
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2016
Stron: 496 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.