Strony

piątek, 11 stycznia 2019

"Człowiek, który wspina się na drzewa" James Aldred

Każdy chyba miał taki etap w życiu, kiedy namiętnie oglądał programy przyrodnicze (niektórym nawet zostało na stałe). Czy nigdy nie zastanawiało was, jaki robi się zdjęcia tych wszystkich orlich gniazd na czubkach drzew czy bujnego życia w koronach amazońskich lasów? Mniej więcej tym właśnie zajmują się ludzie tacy jak James Aldred, zawodowo wspinający się na kilkudziesięciometrowe drzewa. Aldreda wyróżnia akurat to, że o tych swoich wspinaczkach postanowił napisać książkę.

„Człowiek, który wspina się na drzewa” to zbiór wspomnień autora, usystematyzowanych według pewnego klucza. Widzicie, Aldred kocha drzewa, są dla niego niezwykle ważne nie tylko jako monumentalne organizmy, ale także jako swego rodzaju kamienie milowe życia. I właśnie o takich kamieniach milowych, drzewach, które go ukształtowały, mniej więcej chronologicznie opowiada, począwszy od starego dębu, na który jako dziecko uciekł przed stadem rozpędzonych dzikich kuców, przez pierwszego „świadomie” zdobytego olbrzyma, przez co ciekawsze i ważniejsze wyprawy z ekipami filmowymi aż po rodzinne wycieczki (przy czym rodzina jednak zwykle zostawała na ziemi).
 
Urzekł mnie sposób, w jaki autor opowiada o drzewach. Nie są to dla niego jakieś tam zwykłe, duże rośliny, jakich w każdym lesie wiele albo jakie zawodowa maniera każe traktować en masse (co często przytrafia się naukowcom). W zasadzie czytając w ogóle nie ma się wrażenia, jakby chodziło o rośliny. Aldred nadaje każdemu z nich imię (są potem tytułami rozdziałów), do każdego podchodzi indywidualnie. I to nie tylko dlatego, że wspinanie się na poskręcanego, ale solidnego olbrzyma w tropikach wymaga innego podejścia niż wejście na prosty jak strzelił, ale grożący zawaleniem eukaliptus. Aldred darzy drzewa pewna czcią i ogromnym szacunkiem – mniej więcej takim, z jakim Tolkien pisał o entach. Widzi w nich czystą emanacją potęgi natury i ten punkt widzenia udziela się czytelnikowi.
 
Nie chce przez to powiedzieć, że książka jest pełna natchnionych fraz rodem z broszurek New Age czy innego mistycznego cudactwa. Wręcz przeciwnie. Aldred co prawda bardzo szanuje drzewa, ale jest człowiekiem twardo stąpającym po ziemi i poza zachwytem opisuje też trudy i niedogodności, jakie napotyka chcący znaleźć się, powiedzmy, w gnieździe harpii, kilkadziesiąt metrów powyżej poziomu gruntu. Czasem wychodzą mu z tego iście epickie potyczki czy opowieści trzymające w napięciu niczym najlepszy thriller, innym razem anegdotki. A wszystko to świadczy o pasji autora.
 
Bo „Człowiek, który wspina się na drzewa” to opowieść o pasji. O człowieku, który tak naprawdę kochał robić tylko jedna rzecz i miał w życiu wystarczająco dużo szczęścia, żeby uczynić z niej źródło swojego utrzymania. Lubię czytać takie książki, zwłaszcza kiedy są napisane żywym językiem, który sam prowadzi czytelnika przez opowieść. I gdyby nie pewne mankamenty wydania (na pierwszy rzut oka książce niczego nie brakuje – twarda oprawa, fajna, minimalistyczna okładka. Tyle że okładka z czasem zaczyna się wyginać na zewnątrz) powiedziałabym, że jest książką idealną. Nie do końca jest (zwłaszcza, jeśli lubicie idealnie ustawiać ksiązki na półkach), ale i tak zdecydowanie warto przeczytać.

Tytuł: Człowiek, który wspina sie na drzewa
Tytuł oryginalny: The Man Who Climbs Trees
Tłumacz: Norbert Radomski
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2018
Stron: 280

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.