Strony

niedziela, 1 listopada 2020

"Składniki" George Zaidan

Przyznam, że czytając opis „Skłaników” spodziewałam się książki tłumaczącej, jak przebiegają reakcje różnych substancji w naszym organizmie. Wiecie, takiego wytłumaczenia, co z czym reaguje i dlaczego ewentualnie powinniśmy tego unikać. To byłby ciekawy temat, dlatego w ogóle zdecydowałam się „Składniki” przeczytać. Tymczasem książka okazała się być jednak o czymś innym.

Owszem, Zaidan tłumaczy, jak działają niektóre substancje na poziomie reakcji chemicznych (na przykład cyjanek) i przyznam, że te momenty dały mi najwięcej czytelniczej satysfakcji. Ale tak naprawdę „Składniki” to kolejna książka, która tłumaczy, jak się robi naukę. I dlaczego powinniśmy być sceptyczni wobec krzykliwych nagłówków mówiących o takim czy innym wpływie żywności na nasz organizm.

I to był ten moment lekkiego rozczarowania, bo jednak spodziewałam się innej tematyki. Ale samo w sobie to, o czym Zaidan pisze, jest niezwykle cenne we współczesnym świecie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak właściwie nauka działa i na czym polega od tej formalnej strony. A autor bardzo kompleksowo wyjaśnia, jakie rafy koralowe czekają na naukowców, którzy postanawiają badać zjawiska tak złożone i poddane działaniu wielu nieprzewidywalnych zmiennych jak wpływ diety na zdrowie przeciętnego Kowalskiego. W dobie fake newsów wiedza, dlaczego nie należy się przesadnie ekscytować jakimiś pojedynczymi badaniami czy prasowymi artykułami jest na wagę złota. Ale forma przekazania tej wiedzy już tak kolorowa nie jest.

Zaidan jest twórcą amerykańskich programów popularnonaukowych. I to bardzo widać, bo znaną z nich manierę przenosi do swojej książki. Język, jakim napisane są „Składniki” jest więc krzykliwy i przefajnowany, pełny fajerwerków, dziwacznych metafor, kretyńskich porównań do objętości basenów olimpijskich czy innych obiektów sportowych (serio, ilu statystycznych czytelników wie, jaka choćby w przybliżeniu jest pojemności takiego basenu?) oraz żartów wystrzeliwanych jak z karabinu maszynowego w nadziei, że choć jeden na dziesięć trafi w cel (czyli rozbawi czytelnika). Dodatkowo książka ma absurdalnie niski próg wejścia. Co samo w sobie nie jest wadą, ale mnie jednak trochę irytowało (no bo nie potrzebuje czytać 10 stron opisu, jak działa fotosynteza, miałam to w podstawówce).

Dodatkowo w lekturze towarzyszyło mi poczucie chaosu. Autor porusza wiele tematów, dygresja dygresję dygresją pogania i przez pierwszą połowę książki trudno powiedzieć, do czego zmierza i jaka myśl przewodnia mu towarzyszy. I choć to, o czym pisze, samo w sobie jest ciekawe, miałam poczucie, że nie układa się w spójną całość. Ani nawet spójny wywód. Ale może jestem po prostu za stara i nie nadążam za najnowszymi trendami narracji.

Bo jeśli komuś miałabym polecić tę książkę, to byłaby to młodzież szkolna. Mogłaby docenić krzykliwy styl, a bardzo niski próg wejścia sprawia, że nawet trzynastolatek nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem treści. A wyrabianie nawyku krytycznego myślenia i mówienia „sprawdzam” sensacyjnym newsom powinno się zacząć możliwie najwcześniej.
 
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Marginesy 

Tytuł: Składniki
Tytuł oryginalny: Ingredients
Tłumacz: Robert Waliś
Wydawnictwo: Marginesy
Rok: 2020
Stron: 328

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.