Strony

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Tylko malutka szczypta piołunu - "Piołun i miód" Ewa Białołęcka


„Piołun i miód” to trzeci tom „Kronik Drugiego Kręgu” (którego przeczytanie też zawdzięczam Sznajperowi). Trzeci i, jak dotąd, ostatni, choć jesienią ma ukazać się kolejny, definitywnie kończący cykl. Obawiam się, że może to być prawdą, jako że pani Białołęcka dość często napomykała w wywiadach, że pisanie fantasy przestaje ją bawić. Mam tylko nadzieję, że uda jej się zamknąć wszystkie wątki, bo rozpoczęła ich całkiem sporo i obawiam się, że w jednym tomie zakończenia mogą się nie pomieścić.

W tej części mamy kontynuację wątków zapoczątkowanych (dość niezgrabnie, moim skromnym zdaniem) w „Kamieniu na szczycie”. Bohaterowie po raz kolejny muszą opuścić zaciszną przystań, którą ledwo co odnaleźli. Nie wszyscy jednak chcą wyruszyć na wędrówkę. To się pani Białołęckiej chwali. Wzięła pod uwagę fakt, że niektórzy mężczyźni wolą zostać z rodziną i zapewnić jej bezpieczeństwo, niż włóczyć się po świecie w poszukiwaniu przygód. Przypadek to tak rzadki w fantasy, że wypada go podkreślić. W związku z powyższym, niektóre postacie tracą na znaczeniu. Prawie nie ma tu Pożeracza Chmur czy Nocnego Śpiewaka, nawet Kamyk odzywa się rzadko. Za to wychodzą na światło dzienne bardzo zaskakujące tajemnice przeszłości tak niepozornej postaci, jak Koniec. Tu punkt dla autorki, bo mnie kompletnie zaskoczyła. Poznajemy też całkiem nowych bohaterów i odmienną kulturę.

Co mi się podobało? Przede wszystkim, fabuła. Wydarzenia wciągnęły mnie bardzo i nie zakończyły się tak dziwacznie, jak w tomie poprzednim. Pozostała ogromna chęć na więcej. Znalazło się też więcej miejsca na humor, niż w tomie poprzednim (zdarzyło mi się kilkukrotnie głośno roześmiać). Moje uznanie zdobył też pewien trik autorki. Był on związany z zetknięciem się dwóch różnych języków. Dzięki niemu udało się uniknąć wrażenia częstego w powieściach zwłaszcza anglosaskich, mianowicie że wszyscy bohaterowie, niezależnie od rasy i gatunku, mówią po angielsku. Nie będę opisywać, na czym trik polegał, bo zaplączę się w zeznaniach, mimo, że pomysł był prosty. Radzę sprawdzić samemu.;)

Co mi się nie podobało? Przede wszystkim, że postawiono mnóstwo pytań, a ja nie dostałam żadnej odpowiedzi. Niekoniecznie jest to wada, natomiast niewątpliwie fakt strasznie irytujący. Poza tym na jedno z zapowiadanych wydarzeń napaliłam się jak szczerbaty na suchary, a tutaj trzeba czekać do kolejnego tomu… Kolejna wada, to swego rodzaju brak konsekwencji. Autorka w „Kamieniu na szczycie” poruszyła kilka ważnych problemów, po czym.. postanowiła je zignorować. Do tego stopnia, że postacie w problemy zaangażowane praktycznie tu nie występują. Nie widzę w tym większego sensu. Jeśli nie ma się zamiaru rozwijać ważkiej tematyki, to po co ją w ogóle poruszać?

Mimo wszystkich minusów, zdecydowanie przeważyły plusy. Książka podobała mi się bardzo, a zakończenie pozostawiło niezaspokojony apetyt na jeszcze. Dokładka dopiero na jesieni, niestety.

Na koniec mały bonus: moja prywatna wizja artystyczna "Pożeracz Chmur z siostrzyczką (Liską)".:)


Tytuł: Piołun i miód
Autor: Ewa Białołęcka
Wydawnictwo: Runa
Rok: 2003
Stron: 353

15 komentarzy:

  1. Kolejna piękna grafika kochanie:) Jak mogłaś wątpić, że mi się nie spodoba. Piękne:*

    Luby:*

    OdpowiedzUsuń
  2. O widzę kolejna książka Ewy Białołęckiej. Muszę się przyznać, że coraz bardziej mnie zachęcasz do jej książek. No i oczywiście zapomniałabym - Śliczny rysunek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuj się zachęcana.;) Myślę, że warto przynajmniej spróbować.:) Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak napisała Meme, kusisz tą Białołęcką oj kusisz! A art rzeczywiście niezły. I technika wykonania także mi podeszła, uwielbiam ołówki i węgle (o ile to ołówek bądź węgiel, laik ze mnie kompletny). Nie wahaj się dodawać więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uświadomiłaś mi, że dawno nie czytałam nic Białołęckiej. Pora odnowić tę znajomość :) Pamiętam z jakim zachwytem pochłonęłam jej opowiadanie w "Fantastyce" - tak się zaczęło. Mam jednak duże zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  6. podsłuch - Mam nadzieję, że i Ty dasz się skusić.;)I dziękuję.:) To jednak ołówek, nie węgiel. Jak coś jeszcze wyprodukuję, to z pewnością dodam.:)

    Lirael - ja po czasopisma "branżowe" raczej nie sięgam, zaczęłam znajomość od zbioru opowiadań.:) Ale sądzę, że warto odświeżać stare znajomości, zwłaszcza te miłe.;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie wiem. Ja z fantasy jestem trochę na bakier ;) Ale tytuł fajny.
    Rysunkiem jestem oczarowana. Sama nie mam teog talentu więc część prac z plastyki zawsze odrabia mi starsza siostra, która też robi odlotowe arty ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Eta - może warto zacząć znajomość z fantasy? Na początek polecam coś z nurtu młodzieżowego: Rowling, "Trylogię Czarnego Maga" Canavan, albo, z polskich autorów - Białołęcką właśnie. Najlepiej "Tkacza Iluzji" albo "Naznaczonych błękitem" na początek.:)
    Hy hy, też robiłam bratu prace z plastyki.;D Tylko, że on był niewdzięczny strasznie i marudził, że za ładne.;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, cóż za piękny rysunek! Jestem oczarowana :)

    Sama książka niestety nie dla mnie. Zupełnie nie umiem się przemóc do takiej tematyki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Sama to narysowałaś? Jej, jak ja bym chciała choć w połowie mieć taki talent jak Ty... ale ja to ogólnie jedno wielkie beztalencie - ani rysować, ani tańczyć, ani tym bardziej śpiewać. Ech, cóż zrobić... :)

    ...nie mogę się napatrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  11. Futbolowa - Dziękuję:) A próbowałaś powieści tylko z elementami fantastycznymi? Taki Musso na przykład bardzo fajnie pisze.:)

    imantra - Dzięki:) E tam, piszesz przecież bardzo fajnie.:) A jak Ci się podoba "Tkacz Iluzji", bo widziałam, że czytasz? Bardzo ciekawa tego jestem.:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Musisz poczekać, dopiero jestem na 6 stronie. ;)) Zdobyłam naprawde nieciekawe wydanie, przez co czuje, że będzie mi to szło powoli (a moze nie?). Co interesujące przejrzalam wszystkie sklepy internetowe i tylko to wydanie bylo mozliwe do zdobycia, a przecież pisałaś mi, że Ty miałaś całkowicie normalne, na białych kartkach i z czcionką przyzwoitą - szkoda ALE się nie poddaje. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Będąc ostatnio w księgarni zbadałam sprawę namacalnie i stwierdziłam, że nowe wydanie (które Ty zapewne masz) ma co prawda okładkę taką samą jak stare (moje, może poza napisem "<> poleca"), ale teraz wydawnictwo poszukało oszczędności i nie dość, że papier gorszy, to jeszcze czcionka zmniejszona i ściśnięta... Ale mam nadzieję, że mimo trudności się nie poddasz.:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Muszę, po prostu muszę sięgnąć po Białołęcką, bo nic jeszcze jej nie czytałam. Problem jest jeden: kiedy???

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.