Strony
▼
wtorek, 2 listopada 2010
Chłopak z gitarą byłby dla mnie parą? - "Muzyka duszy" Terry Pratchett
Terry Pratchett to w pewnym sensie ikona fantastyki. Piszę „w pewnym sensie”, bo fantastyka pana Pratchetta jest bardzo specyficzna. Trudno ją zaklasyfikować do któregokolwiek podgatunku, a właściwie pasowałaby do wszystkich na raz, gdyby nie pewne szczegóły. Bo pan Pratchett, krótko mówiąc, robi sobie jaja ze wszystkich możliwych konwencji literackich. A robi to, ustroiwszy najpierw swoją powieść w fantastyczne fatałaszki. Trzeba dodać, że robi to naprawdę świetnie, dlatego też na miano ikony w pełni zasługuje.
Susan Sto Helit jest normalną szesnastolatką. No może nie tak do końca normalną, ale rodziny się przecież nie wybiera… A z rodziną są problemy: rodzice właśnie zginęli w wypadku, a dziadek się po prostu ulotnił. Co sprawia pewne trudności, jako że piastował niezwykle ważne stanowisko, a Susan okazuje się jedyną istotą zdolną go na tym stanowisku zastąpić. W ten sposób dziewczyna staje się PO (czyli Pełniącą Obowiązki) Śmierci. Zaś na drugim krańcu Dysku pewien bard wchodzi w posiadanie bardzo niepokojącej gitary. To początki muzyki wykrokowej, na którą niestety, Dyski nie do końca jest przygotowany…
„Muzyka duszy” jest kolejnym tomem (chyba szesnastym, jeśli dobrze pamiętam) cyklu „Świat Dysku” (którego akcja rozgrywa się na Dysku umieszczonym na grzbietach czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie wielkiego żółwia, płynącego przez kosmos), należącym do podcyklu o przygodach Śmierci (który, zaznaczam, jest tutaj facetem!). Jest to mój ulubiony podcykl, zważywszy na osobę głównego bohatera i muszę przyznać, że akurat ta powieść panu Terry’emu się udała.
Pomijając fakt, że mamy moich ulubionych bohaterów, to są oni w najlepszym wydaniu. Humor tak charakterystyczny dla tego autora również jest obecny, ale akurat w tym przypadku niezbyt nachalny. Stężenie absurdu i groteski również nie jest porażające, co jak dla mnie stanowi ogromny plus. Pan Pratchett poświęcił tu wiele uwagi muzyce, jak z resztą wskazuje tytuł. Dlatego każdy miłośnik wszelakich odmian rocka powinien świetnie się bawić odkrywając wszelkie nawiązania i żarciki, dotyczące tej właśnie dziedziny sztuki. Pisarz dodatkowo obśmiewa tutaj rockowo – metalową subkulturę, a robi to z takim wdziękiem, że nie sposób czuć się urażonym. Zwłaszcza, że pisze szczerą prawdę, choćby i była przedstawiona w krzywym zwierciadle.
Zdaję sobie sprawę z tego, że specyficzny humor „Świata Dysku” nie do wszystkich trafia. Dlatego nie będę polecać tej książki wszystkim. Tym, którzy wiedzą, że do nich nie trafia, moje polecanie nie jest potrzebne, tak samo, jak i tym, którzy już się przekonali, że trafia. Wspomnę jednak, że jest to całkiem niezła pozycja do rozpoczęcia przygody z tym cyklem. A jeśli dodatkowo uważasz się za konesera muzyki wykRO(C)Kowej, to z pewnością powinieneś znajomość z Pratchettem rozpocząć od „Muzyki duszy”.
Tytuł: Muzyka duszy
Autor: Terry Pratchett
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Tytuł oryginalny: Soul Music
Cykl: Świat Dysku
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok:?
Stron: 320
Podcykl o śmierci jest drugim z moich ulubionych (na pierwszym miejscu o straży).
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się tylko z Tobą w kwestii zaczynania Pratcheta od tej części, bo wchodzimy już jednak w środek wydarzeń: kto to jest Susan Sto Helit i dlaczego tylko ona może zastąpić Śmierć itp.
Chyba lepiej zacząć od Morta, choć od początku tego podcyklu, jeżeli nie od początku cyklu o Dysku...
A ja, chociaż Świat Dysku kocham miłością pierwszą i najmocniejszą, męczyłam się okrutnie przy tej książce. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale być może wolę więcej absurdu, satyry i groteski, a tutaj było za bardzo "na serio" (jeśli w ogóle można tak powiedzieć o powieści Terry'ego Pratchetta!).
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak książkę posiadam na własność, zdobi mą półkę i myślę, że kiedyś, może już za niedługo spróbuję spotkać się z nią jeszcze raz. I mam nadzieję, że zmienię zdanie ;)
Serenity - kiedy pisałam, że można od niej zacząć, miałam na myśli to, że z pewnością nie należy ona do kategorii tomów, od których na pewno zaczynać nie należy (jak dla mnie to pierwszy i trzeci, bo drugiego jeszcze nie czytałam). Lepiej wprawdzie zacząć od "Morta", ale że w "Muzyce duszy" mamy skrót z "Morta" właśnie na samym początku, to nie wydaje mi się, aby czytelnik się pogubił.:) A podcykl o Straży jest u mnie zaraz na drugim miejscu.;)
OdpowiedzUsuńClaudette - widzisz, a ja właśnie wolę te tomy bardziej "na serio", może stąd nasze rozbieżności w odbiorze.:)
Fuj, Pratchett - moje baaardzo złe wspomnienie (:
OdpowiedzUsuńJa to z fantastyką to raczej nie bardzo, a nawet bardzo niebardzo. Ale jak czyta sie Twoją recenzję to aż chce się przeczytać i książkę. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńJa nic nie mam do Koloru magii czy Równoumagicznienia, a nawet uważam, że są bardzo dobre, choć słyszałam, że niektórzy nie radzą od nich zaczynać. Mnie o wiele bardziej niepodeszły książki z małymi ciutludźmi. Za to te o śmierci i straży są boskie. Myślę, że to wszystko zależy od indywidualnego gustu ;)
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mogłam przebrnąć przez Niewidzialnych akademików, choć zamierzam jeszcze raz spróbować... za jakiś czas...
Futbolowa - nie musisz lubić wszystkiego, ale ważne, że się przekonałaś na własnej skórze, a nie cudzymi opiniami.;)
OdpowiedzUsuńMooly - nie polecam Pratchettem się do fantastyki przekonywać. To może być terapia szokowa.;) Lepiej zacząć od czegoś łagodniejszego - choćby jakieś urban fantasy.:)
Seremity - Mi się te dwa tomy wybitnie nie spodobały. Co do ciutludzi, to na razie czytałam tylko "Wolnych ciutludzi" i uważam ich za całkiem udanych (w kategorii książka dla dzieci i młodzieży, bo tak do niej podchodziłam). "Niewidocznych akademików" mam dopiero w planach, ale kadry Niewidocznego Uniwersytetu sympatią przesadną nie darzę, więc mam pewne obawy. No ale zobaczymy.:)
Pratchett... miałem dwa podejścia (Kolor Magii i Wiedzmikołaj bodajże)... przeczytać przeczytałem i tyle:) No ale jeszcze jedno podejście przede mną! Ponoć Trzy wiedzmy są wyśmienite;)
OdpowiedzUsuńpodsluch - mi się akurat "Trzy wiedźmy" nie podobały, chociaż wiem, że są osoby, które za nimi przepadają. Osobiście wolę raczej "Zbrojnych", a z podcyklu o wiedźmach "Wyprawę czarownic".:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja:)
OdpowiedzUsuńPratchett'a lubię, nie czytam go jakoś wyjątkowo często, ale jak już czytam, to z dużą przyjemnością. Mnie również podoba się podcykl o śmierci. Zwłaszcza "Mort":)
"Muzyki duszy" nie czytałam, ale Pratchetta bardzo lubię, chociaż zabieram się za niego tylko od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńWidzę, że jesteś fanem Fantastyki ;P Ja też trochę jej czytałam i nawet, nawet ;P
OdpowiedzUsuńmilvanna - dziękuję:) Też wolę sobie Pratchetta dawkować, bo spożywany w nadmiernych ilościach mi szkodzi.;) A "Mort" należy i do mojej ścisłej czołówki.:)
OdpowiedzUsuńultramaryna - To tak samo jak i ja. Mama nadzieję, że i do "Muzyki duszy" kiedyś się zabierzesz.:)
Mama - przyznaję wszem i wobec, że to mój ulubiony gatunek.:D Od roku jednak staram się poszerzać horyzonty, żeby nie utknąć w getcie.;)