Na początek trzeba wspomnieć, że „44 Scotland Street” trafiła do mnie jako Książka wczasowiczka z Miasta, w ramach akcji „Książka na wakacjach”, organizowanej przez Magdę. Jak na miastową wczasowiczkę przyjeżdżającą na letnisko na wieś przystało, książka dostała nocleg w stodole na sianie, o tak:
(Ok, tak naprawdę to było tylko pozowane zdjęcie, żeby było się czym chwalić po powrocie. Ale o tym cicho sza!, nie psujmy efektu;)).
Natomiast co do samej wczasowiczki… Cóż, pewnie gdyby nie akcja, nie przeczytałabym jej, jako że w żadnej bibliotece (włączając biblioteczki naciąganych przeze mnie znajomych) nie mogłam jej dostać. Mimo iż recenzje bardzo kusiły, nie byłam jeszcze dostatecznie zdesperowana, aby książkę kupić. Aż tu nagle Magda wykazała się wspaniałą inicjatywą (świetny pomysł, swoją drogą. Może w przyszłym roku i ja się przyłączę?) i miałam okazję przeczytać. Chcecie wiedzieć, jak mi się podobało? Posłuchajcie…
Scotland Street to ulica Nowego Miasta w Edynburgu, ciesząca się sława miejsca dość eklektycznego. Można tam spotkać zarówno studentów (na szczęście w niewielkich ilościach), artystów wszelkiego autoramentu, jak i nobliwych mieszczan. Przy takim miszmaszu nie mogło zabraknąć postaci cokolwiek nietypowych, o czym Pat, dwudziestoletnia dziewczyna świeżo zamieszkała w kamienicy nr 44, szybko się przekonuje. Pierwszym odkryciem jest Bruce, jej współlokator – typ niepoprawnego narcyza przekonanego (ze sporą dozą słuszności zresztą), że żadna kobieta nie może mu się oprzeć. Kolejną barwną postacią jest mieszkająca obok Domenica (moja osobista ulubienica), starsza pani antropolog o ujmującej osobowości i niezwykłym charakterze. Niżej zaś mieszka mały Bertie, którego matka uważa za cudowne dziecko, w związku z czym wypróbowuje na nim różne teorie psychologii dziecięcej (oczywiście dla jego dobra). To na szczęście tylko w przerwach między przedszkolem, włoskim, saksofonem, matematyką… Lokatorzy kamienicy nr 44 to dopiero mała próbka mieszkańców Scotland Street i okolic, a każda kolejna postać, którą autor nam przedstawia jest ciekawsza od poprzedniej.
Ciekawostką dla mnie był fakt, że „44 Scotland Street” jest powieścią odcinkową. Ta forma powieściopisarstwa kojarzy mi się z „Lalką” Prusa – nawet tematyka nieco podobna (życie pewnych warstw społecznych miasta) – i nie jest dziś zbyt popularna. Tym bardziej intrygująca wydała mi się powieść pana McCalla Smitha. Rzeczywiście, różni się ona od powieści pisanych „jednym ciągiem”: ma inny, dużo żwawszy rytm narracji i mnóstwo wątków, z których większość czeka na zamknięcie w kolejnych odcinkach. Szalenie podoba mi się taka półotwarta forma tekstu, pozwalająca na nieustane dopisywanie dalszego ciągu. Przypomina trochę prowadzenie bloga.;)
Największą siła powieści są jednak bohaterowie, których autor zarysował wręcz po mistrzowsku. Ma do tego niezwykły talent, czasem wystarczy jedna sugestywnie opisana scena, żebyśmy mogli sobie wyrobić zdanie o danej osobie. Mimo tego, bohaterowie często nas zaskakują. I są niezwykle wręcz realistyczni. Nie wszystkich da się lubić, bywają osobnicy irytujący, tacy, których nigdy nie chciałoby się poznać. Ale nawet oni niezmiernie nas ciekawią, chcemy wiedzieć, co takiego się im przydarzy (nawet, jeśli marzy nam się coś bardzo paskudnego).
Pan McCall Smith napisał przeuroczą, ciepłą, ale nie pozbawioną uszczypliwości satyrę na mieszkańców Edynburga. Widać, że mimo złośliwości kocha to miasto i jego mieszkańców i ogromną frajdę sprawia mu malowanie ich portretów – nie wygładzonych i upiększonych, ale dobrotliwie ukazujących wszelkie wady i zalety modeli. I chyba właśnie ta autentyczność najbardziej pociąga w mieszkańcach „Ulicy Szkockiej”. Będę za nimi tęsknić. A propos: ma ktoś może do pożyczenia tom drugi?;)
Tytuł: 44 Scotland Street
Autor: Alexander McCall Smith
Tytuł oryginalny: 44 Scotland Street
Tłumacz:Elżbieta McIver
Wydawnictwo: MuzaRok: 2010
Stron: 311