Strony

wtorek, 25 października 2011

I po co to było dzielić? - "Zbiercz Burz" tom 2 Maja Lidia Kossakowska

Książkę pożyczyła mi Erin. Dziękuję!

Gdy ktoś pyta o anioły w polskiej fantastyce, to na myśl od razu przychodzi jedno nazwisko: Kossakowska. Bardzo lubiłam te jej anioły, potężne, ale jednocześnie po ludzku słabe i kruche wobec wieczności. W „Siewcy Wiatru” mieliśmy okazję poznać arystokratów Nieba, Świetlistych, tych, których Pan szczególnie ukochał i pobłogosławił im. W „Zbieraczu Burz” nacisk kładziony jest na anioły dnia codziennego, pospolite Ptactwo Niebieskie – co jest najwyraźniej widoczne w drugim tomie powieści. I byłoby to miłą odmianą, gdyby nie fakt, że czytelnikowi ciągle towarzyszy wrażenie, że skądś to zna.

Daimon Frey, pełniący zaszczytną funkcję Abbadona, Anioła Zagłady, Tańczącego na Zgliszczach itd. liże rany po ciężkim starciu z przyjaciółmi.  Cóż, chyba raczej byłymi przyjaciółmi, skoro ci uznają go za wariata i używają wszelkich środków, aby go zamknąć w niebiańskim domu bez klamek. A środki mają zaiste imponujące, jak na archaniołów przystało. Toteż Freyowi nie pozostaje nic innego, jak przechodzić rekonwalescencję w ziemskim przytułku dla uchodźców z Głębi, Nieba i Limbo. Tymczasem Lucyfer, pan Otchłani podejmuje bardzo trudną decyzję. Musi to zrobić sam, gdyż jego doradca i najbliższy przyjaciel ugania się po Ziemi za panienkami i ma w głębokim poważaniu, że jego formalny zwierzchnik akurat go potrzebuje. A Lampka bardzo kiepsko sobie radzi z polityką, zwłaszcza, kiedy trzeba wypuścić nicość z lochu… A nad tymi wszystkimi radosnymi obrazkami unosi się widmo zagłady Ziemi…

Cóż, w zasadzie nie powinnam się czepiać, mamy tu przecież wszystko, co fani Kossakowskiej lubią: anielską arystokrację zgnębioną obowiązkami, życie pracowników niskiego szczebla na Ziemi (chociaż to akurat jest ciekawa nowina), akcję, pogonie, pojedynki niszczycielskich sił. A wszystko opisane barwnie i żywo. Autorka nawet zwróciła więcej niż zazwyczaj uwagi na psyche swoich podopiecznych. I byłoby w zasadzie pięknie i kolorowo, gdyby nie pewien drobny szczegół.

Konstrukcja powieści jest wręcz bliźniaczo podobna do „Siewcy Wiatru”: ten sam schemat, nawet część wplątanych w wydarzenia bohaterów się powtarza. A nowinki wprowadzone przez autorkę nie zacierają niestety uporczywego wrażenia, że to wszystko już kiedyś było. Teraz jednak dostaliśmy fabułę rozbita na dwie części, co wyraźnie szkodzi dynamice zdarzeń: przez ponad połowę drugiego tomu dzieje się niewiele i momentami czytelnik się nudzi. W przypadku wydania jednotomowego byłaby to jedynie przyjemna przerwa między jednym żwawym do bólu epizodem a drugim. A tak mam wrażenie, że tomowi drugiemu brak równowagi.

Osobiście mam uraz do autorki za konstrukcję postaci kobiecych. Już pal licho, że najsympatyczniejsza w tym odcinku jest ociężała umysłowo, kaleka demonica, która służy głównemu bohaterowi li tylko do opatrywania ran i wywołania refleksji, że świat nie jest taki zły, skoro stworzenie tak skrzywdzone przez los może mieć w sobie tyle dobra. Już niech będzie, że kobiety w tym cyklu dzielą się na niewinne i naiwne oraz rządne władzy, zimne suki. Ale Hii darować nie mogę. Jako jedyna zdawała się być czymś więcej niż papierową, biuściastą figurką, aż tu nagle okazuje się, że nie. Autorka postanowiła z niej zrobić bezmózgą, rozkapryszoną lalę, która daje sobą manipulować jak trzylatka (zarzut  tyczy się głównie tomu poprzedniego, ale uwypuklają go żałosne próby rehabilitacji postaci w tomie drugim). Całość jest o tyle niestrawna, że całkowicie przekreśla całą psychologię półanielscy, jaką dostaliśmy w „Siewcy Wiatru”, żeby potem starać się do niej w nieudolny sposób wrócić. A żeby było śmieszniej, epizod ma dla fabuły znikome znaczenie.

A teraz być może was zaskoczę: mimo tych wszystkich narzekań uważam, że książkę warto przeczytać. Nie jest to co prawda literatura wysokich lotów (a i dużo lepsze powieści Kossakowskiej maiłam okazję czytać), ale fajna rozrywka na trzy wieczory – jak najbardziej. Zwłaszcza, że wieczory robią się coraz dłuższe.
Tytuł: Zbieracz Burz" tom 2
Autor: Maja Lidia Kossakowska

Cykl: Daimon Frey
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2010
Stron: 414

9 komentarzy:

  1. Ja czytałam cały cykl od razu i bezpośrednio po "Siewcy.." "Zbieracz burz" wypadł bledziutko. Jakieś to było dla mnie wydumane jeśli chodzi o pomysł fabułę, przegadane jeśli chodzi o narrację, rytuał był niepotrzebnie obrzydliwy, no i jak piszesz - ta Hija (?) zupełnie mi nie pasowała do wizerunku z "Siewcy...". A sam podział powieści na dwie części był faktycznie niepotrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  2. viv - ogólnie mam wrażenie, że "Zbieracz..." był pisany na siłę - raczej pod zamówienie wydawcy, niż z rzeczywistej potrzeby artystycznej. Może to wszystko lepiej by wyglądało, gdyby wyciąć kilka najlepszych pomysłów, rozwinąć w opowiadania i wydać jako zbiór?

    OdpowiedzUsuń
  3. Uf, całe szczęście, że nie kupiłam "Zbieracza", a miałam taką ochotę...

    OdpowiedzUsuń
  4. "Zbieracza" czytałam jakoś na początku tego roku i rzeczywiście, daje się zauważyć pewna tendencyjność. Jednak, w odróżnieniu od "Siewcy", tutaj udało się Kossakowskiej jakieś trzy razy wywołać u mnie ciarki, a raz "oczy mi się spociły" :)
    Co do podejścia M.J.K. do kobiet - cóż, ja i tak nie lubię książek, w których prym wiodą kobiety, więc takie "pobieżne" potraktowanie płci pięknej nie raziło mnie specjalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moreni, nie zadawaj głupich pytań - to jest Fabryka Słów. Wydawnictwo, które nawet króciutkie książki (patrz Olga Gromyko) dzieli na dwie części, by się nachapać...

    OdpowiedzUsuń
  6. Serenity - miałaś. Książkę można przeczytać, bo czytadło z niej nie najgorsze, ale żeby od razu kupować?

    Silaqui - widzisz, a u mnie nawet śladowych emocji nie wywołała, w przeciwieństwie do "Siewcy...". A co do kobiet, o już nawet nie chodzi o to, żeby wiodły prym (chociaż lubię i takie książki, jeśli są ciekawie napisane). Chodzi o to, żeby były ciekawe, no i żeby tak karykaturalnie nie wypaczać im charakterów w stosunku do części poprzednich (chociaż to ostatnie tyczy się wszystkich bohaterów).

    Fenrir - nie zadaję pytań głupich, tylko retoryczne.:P W celu wyrażenia sprzeciwu oczywiście, bo jak się nie będzie wyrażać, to jeszcze Fabryka pomyśli, że czytelnikom to odpowiada...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mimo wszystko ominę książkę. Kossakowska trochę mi się już znudziła. Ogólnie jak się tak bliżej przyjrzeć to jej książki są dość podobne do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy tom już mam, ale chyba całą serię jeszcze raz sobie przypomnę zanim po niego sięgnę. Jakoś tak w sumie nic nie pamiętam :P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.