Strony

piątek, 25 listopada 2011

Źle być z podziemia - "Nowy dom" R. A. Salvatore

Recenzja dla portalu Insimilion.

Chyba każdy ma czasem ochotę na taką fantastykę, przy której nie nadwyręży sobie mózgu. Taką, gdzie od początku wiadomo, że dobro zwycięży, a reprezentującemu je protagoniście, mimo licznych zadrapań, włos z głowy nie spadnie. Gdzie w dodatku bohater ów jest niedoścignionym mistrzem we władaniu bronią (magia też może być, ale szermierkę ceni się wyżej), obdarzonym mroczną przeszłością/problemami egzystencjalnymi/złym, niechcianym dziedzictwem/niezasłużenie podłą reputacją (niepotrzebne skreślić). Idealne spełnienie dla takiej ochoty to cykl „Legenda Drizzta”, którego trzeci tom już za mną.

Drizzt Do’Urden, wydostawszy się z Podmroku gdzieś w Górach Kręgosłupa Świata (lub, według innego tłumacza, w Górach Grzbietu Świata), niczego tak nie pragnie, jak asymilacji z tutejszą społecznością. Jest to co najmniej trudne do osiągnięcia, zważywszy na paskudną reputację mrocznych elfów. Niemniej jednak Drizzt nie ustaje w staraniach i zaczyna obserwować rodzinę pewnego mieszkającego na uboczu rolnika z nadzieją, że poznanie ludzkich obyczajów pozwoli mu łatwiej wtopić się w społeczność. Biedny drow miał pecha - familia w krótkim czasie zostaje brutalnie wymordowana, a że Drizzt pokazał się kilka razy tu i ówdzie, wiadomo, komu przypisano tę zbrodnię. Za naszym bohaterem ruszył pościg, zaś plany o życiu w zgodzie i szczęściu z narodami powierzchni legły w gruzach. I tak jeszcze kilka razy w „Nowym domu”.


Tytuł: Nowy dom
Autor: R. A. Salvatore
Tłumacz: Piotr Kucharski
Tytuł oryginalny:
Sojourn
Cykl: Legenda Drizzta
Wydawnictwo: ISA
Rok: 2006
Stron: 345

7 komentarzy:

  1. Przechodziłam przez etap Drizzta i innych książek z Forgotten Realms, kiedy chodziłam do gimnazjum i odkryłam coś takiego jak cRPG i Baldur's Gate. I wystarczy. ^^
    Proza pana RAS-a to niestety bardzo niska półka, od której niżej stoi tylko to, co napisał pan Athans. Nawet w uniwersum FR można wymienić kilku lepszych autorów. Na dodatek z trylogii na trylogię było coraz słabiej, więc - pomijając tortury, na które może ktoś mnie kiedyś skaże - więcej tego kijem nie tknę. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oceansoul - Ja to wszystko wiem, ale do pewnego typu kiepskiej fantasy mam sentyment i czasem po prostu MUSZĘ coś takiego przeczytać (i chyba tak mi już zostanie...). Mniej więcej raz na 3 lata.^^ A jak to wspaniale oczyszcza mózg.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś w tym jest... Ja też w pierwszej gimnazjum czytałem Drizzta i okropnie mi się to podobało.
    Teraz bym do tego nie wrócił, ale może kiedyś, tak jak mówisz, najdzie mnie ochota na kiepską fantastykę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć nie sposób nie zgodzić się z Oceansoul, to i ja do Drizzta mam sentyment :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Silaqui - bo w nim jest coś takiego, jak w upierdliwym młodszym bracie - niby wszyscy wiedzą, że jest wredny i upierdliwy, ale jest MÓJ, więc TYLKO JA mogę mu skopać tyłek.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powoli szykuję się do całego cyklu, ale wtej chwili podróżuję w świecie Dragonlance, do Zaginionych Krain wybieram się już niedługo

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.