Strony

sobota, 11 lutego 2012

Panna zbyt idealna - "Uczennica maga" Trudi Canavan

Książeczkę pożyczyła mi Aria. Dziękuję!:)

Pisałam kiedyś o Trudi Canavan jako o rozwijającej się debiutantce, która potrafi swoje błędy wykryć, by następnie w kolejnej powieści ich unikać. W „Trylogii Czarnego Maga” wydawała się tak właśnie postępować. Wrażenie minęło, kiedy przeczytałam „Uczennicę maga” – prequel do wyżej wymienionej trylogii, którego akcja rozgrywa się setki lat wstecz.

Tessia chciałaby tak jak ojciec zostać uzdrowicielką. Niestety, chociaż nie istnieje prawo zakazujące kobietom wykonywania tego zawodu, marne są szanse, aby dostała się do odpowiedniej szkoły. Sytuacja komplikuje się, kiedy okazuje się, że dziewczyna dysponuje samorodnym talentem magicznym. A już kompletnie się gmatwa, kiedy wybucha wojna Kylarii z Sachaką.

Tymczasem po drugiej stronie gór młoda kobieta imieniem Steria podróżuje do posiadłości ojca. Pełna marzeń o wspólnym prowadzeniu rodzinnego interesu boleśnie zderza się z sachakańską rzeczywistością. Okazuje się bowiem, że jedynym, co może osiągnąć tamtejsza kobieta, jest dobre zamążpójście i urodzenie gromadki dzieci, najlepiej chłopców. Oczywiście, jeżeli nie jest niewolnicą.

Książka kipi od ważnych tematów, związanych głównie z dyskryminacją kobiet, trochę więc niezręcznie jest ją krytykować – ale muszę. Bo te wszystkie ważne tematy i ciekawe detale, jakie czytelnik mógłby z niej wyłuskać, giną przytłoczone wszechobecną paplaniną. Marzę o tym, żeby pani Canavan trafił się redaktor-żyleta, który wszystkie zbędne fragmenty bezlitośnie wytnie. Dostalibyśmy wtedy książkę o połowę cieńszą, ale dużo ciekawszą i bardziej wciągającą.

Nie mogę nie wspomnieć o bohaterach. O ile postacie mężczyzn są odmalowane całkiem sprawnie, chociaż nieco sztampowo, to kobiety przyprawiają o ból głowy. Tessii nie da się opisać inaczej niż w samych superlatywach (miła, dzielna, zdolna, z pasją, wrażliwa na cierpienie innych itd.), za to pozostałe kylarianki wydają się niedorozwinięte umysłowo. Jedynym, co zaprząta im głowy, jest zdobycie upatrzonego materiału na męża. Nawet przebywając na froncie młode dziewczęta myślą jedynie o tym, jak poderwać upatrzonego maga (a przecież nie jest tak, że to dla nich jedyna droga do dobrego życia – wszystkie są magiczkami i przy odrobinie pracy mogłyby być w pełni samowystarczalne). Przy książce, która ma w założeniu ukazywać dyskryminację kobiet, to chyba trochę jak strzał w stopę. Sytuację ratuje wątek sachakański, który świetnie ukazuje walkę kobiet jeśli już nie o własne prawa, to chociaż o bezpieczeństwo. Gdyby nie idiotyczne zakończenie, mogłabym powiedzieć, że ratuje całą książkę.

Wspomniana wyżej wojna to jeszcze inna para kaloszy. Ciągnące się przez bite 200 stron opisy walk sprowadzają się do tego, że obie grupy (obrońców i najeźdźców) biegają po mapie niczym kot z pęcherzem – i nic z tego nie wynika (pominę milczeniem fakt, że obrońcy nie są w stanie wytropić i osaczyć kilkudziesięcioosobowej grupy na znanym sobie – a owej grupie właściwie nie –  terenie…). Gdyby nie to, fabuła zyskałaby może trochę dynamiki.

Plusy? Książkę można czytać jako osobną powieść, bo nie ma nawiązań fabularnych do trylogii. Osobiście uważam, że lepiej ją poznać po wcześniejszym zapoznaniu się z „Trylogią Czarnego Maga” – autorka w „Uczennicy…” wyjaśnia genezę kilku magicznych gadżetów, co wywiera dużo większe wrażenie, kiedy już się o nich słyszało. Poza tym nawet najnudniejsze momenty czuta się dość szybko, a historia Sterii jest sama w sobie na tyle ciekawa, że warta polecenia.

Powieściom Trudi Canavan, już chyba więcej nie dam szansy, chociaż chętnie sprawdzę, jak tej pani wychodzą opowiadania. Natomiast „Uczennicę maga” polecam raczej fanom autorki. Reszcie po prostu nie odradzam.

Tytuł: Uczennica maga
Autor: Trudi Canavan
Tytuł oryginalny: The Magician's Apprentice
Tłumacz: Agnieszka Fulińsk
Cykl: Trylogia Czarnego Maga
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok: 2009
Stron: 816

20 komentarzy:

  1. Czytałam tylko pierwszy tom tej serii i nawet miałam ochotę na ten prequel, ale merysuizm to niekoniecznie to czego chcę w tym momencie. Dzięki Tobie zaoszczędzilam właśnie parę zlotych :) dzięki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takie same odczucia. O ile trylogia bardzo mi się podobała, o tyle Uczennica już mniej, co w efekcie spowodowało, że po kolejne książki tej autorki już sięgać nie mam zamiaru.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja niestety zrezygnowałam po pierwszym tomie trylogii i po kolejne części nie sięgnęłam, choć spotkałam się z wieloma opiniami, że są o niebo lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też się poddałam po jednym tomie, chyba nawet nie doczytałam do końca, zupełnie nie mogąc pojąć fenomenu popularności tej autorki. Może ją krzywdzę, bo w końcu dane mi było poznać tylko jedno dzieło, ale dla mnie to była pisanina nastolatki po kursie kreatywnego pisania...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, a mnie zawsze zadziwia, czemu ta powieść, czy raczej powieści tej autorki są takie głośne i wszyscy się nimi zachwycają. Usiłowałam czytać, naprawdę. Nie mogłam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Taak, ja też uwielbiam to niezrozumiałe zjawisko popularności Canavan. Chyba nawet bardziej od popularności wampirów. Albo tak samo. Trudne to zagadnienie, chyba sobie odpuszczę. ;)

    Fragment z niedorozwiniętymi umysłowo niewiastami przywodzi na myśl Achaję. Mój drugi typ na cykl-fenomen.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie od Canavan odrzuca niemal od samego początku, i raczej się do niej nie przekonam.
    Wbrew pozorom czasem kobieta po prostu nie potrafi pisać dobrze o kobietach :P

    OdpowiedzUsuń
  8. O kurczę, 6 komentarzy i wszystkie na nie? Spodziewałem się, że zaraz posypią się tutaj zarzuty jak można krytykować książki Canavan :) Proszę, proszę ile to jednak rozsądnych ludzi można znaleźć na tym świecie.

    Ja osobiście jestem uczulony na nazwisko "Canavan" i zamierzam konsekwentnie obchodzić jej książki szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kasiek - ja takiego obelżywego słowa jak marysuizm nie chciałam używać, ale to nie zmienia faktu, że pasuje jak ulał.;) Polecam się na przyszłość.:)

    Edyta - to jest nas dwie. Mi trylogia co prawda podobała się raczej umiarkowanie, ale miałam nadzieję, że autorka się rozwija. Nadzieje się rozwiały...

    Lirael, Agnieszka - normalnie, to bym powiedziała, że pierwszy tom jest najgorszy, potem jest lepiej (bo faktycznie jest). Ale ponieważ to najwyraźniej tendencja raczej chwilowa, niż trwała, to nic nie będę mówić.;)

    Gia Stembeck - mnie też zadziwia, ale ja lubię pewien rodzaj kiepskiej literatury.^^'

    Viginti Tress - zgadzam się i to, co wyżej.;) I namawiać w żadnym wypadku nie mam zamiaru.;)
    Pewne podobieństwo w tym motywie do "Achai" jest, ale raczej na bardzo odległej płaszczyźnie. Widzisz, u Ziemiańskiego mamy raczej produkt napalonego czternastolatka, a u Canavan naiwnej dwunastolatki. Heh, w sumie to jest chyba fenomen popularności "Achai" - nastoletni target czyta i się fascynuje seksem z ogoniastymi pannami... (ale trzeba im przyznać, że akurat w "Achai" ilustracje były całkiem fajne.)

    Silaqui - o to, to! Mogę sobie ukraść ten tekst? Na niektóre okazje będzie niezastąpiony.;)

    Harashiken - bo tutaj wiek czytelników nieco wyższy i nawet jeśli ktoś Canavan lubi, to broni jej rzeczowo i z godnością.;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojjj opowiadania tej pani wyszły także tragicznie xD Czytałam 'Szepty dzieci mgły' i mogę powiedzieć, że ze wszystkich pięciu czy sześciu jedno było w miarę ok... Nie dość, że czcionka na pół strony i kartki z grubego papieru (osobiście nie mam nic do grubego papieru, jest naprawdę super, ale w tym przypadku wydawać by się mogło, że został użyty specjalnie tylko po to, by zwiększyć objętość książki :D), to sposób opisu może człowieka załamać. Ogólnie Canavan miała dobre pomysły na te opowiadania, ale nie potrafiła ich ciekawie rozwinąć...
    Ale przeczytaj, przeczytaj, każdy ma inne upodobania, może coś pozytywnego z nich wyłuskasz. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. "Trylogię Czarnego Maga" czytałam jakieś półtora roku temu i byłam nią bardzo pozytywnie zaskoczona. Po prequel jeszcze nie sięgnęłam, może dlatego, że z jednej strony boję się rozczarować, z drugiej zaś mam póki co zbyt długą listę książek, które i tak czekają już na przeczytanie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałam kiedyś zacząć czytać, ale jakoś nie wyszło, a ochota właśnie mi przeszła :P Ale Trylogia Czarnego Maga, a szczególnie ostatni tom, bardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się w stu procentach z recenzją, choć sama czytałam tę książkę jakieś dwa, trzy lata temu i wtedy mi się podobała, całkiem. Ale trzy lata to dużo czasu, by połknąć wiele książek i zmienić zdanie :) Jedyne co naprawdę mi się podobało, to wątek kobiet w Sachace, ale nie jako przedstawienie dyskryminacji, tylko ogólnie, jako historyjka pachnąca wschodem. Canavan ma tendencje do tworzenia okropnie nudnych głównych bohaterek, dlatego po kolejnego tasiemca tej pani już nie sięgałam..

    OdpowiedzUsuń
  14. Całe szczęście, że mam Ciebie, Madziu. Dzięki Tobie wiem, że nie warto szukać książek pani Canavan. No cóż, więcej będę mieć czasu na lepszą literaturę.

    OdpowiedzUsuń
  15. ales - akurat "Szepty..." już miałam w łapkach, za jakiś czas pewnie wrzucę kilka słów o nich.;) Ale fakt, czcionka duża, a kartki grube. I o ile to pierwsze mi nie przeszkadza (słaby wzrok mam...), to kartki były jednak trochę zbyt grube...

    Garncarnia - mnie, poza pierwszym tomem, trylogia też się całkiem podobała. Może dlatego kiedy w prequelu autorka zaprezentowała poziom jeszcze niższy, niż w debiutanckiej powieści, tak się rozczarowałam...

    Silaqui - dziękuję^^

    Immora - ostatni tom też mi się podobał - była to książka całkiem przyzwoita. Czyli autorka jak chce, to potrafi - tylko najwyraźniej rzadko jej się chce... A odchodzącej ochoty raczej nie ma co wołać z powrotem.;)

    Visenna - ja tak miałam z "Achają" - jak czytałam, to się zachłystywałam fantastyką (bo to był trzeci bodajże cykl fantastyczny, jaki czytałam). Teraz bym chyba przez pierwszy rozdział nie przebrnęła. Wątek Sachakański był bardzo udany i wiele by zyskał moim zdaniem, gdyby go wydestylować i przerobić na opowiadanie, względnie minipowieść. No ale cóż...

    Serenity - polecam się na przyszłość. Jak już pisałam, czasem lubię kiepską literaturę.;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczęściem nikt nigdy mnie jakoś usilnie na panią Canavan nie namawiał, to i nie męczyłem się z jej prozą : ) Twoje zdane tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrą decyzję podjąłem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Moreni - przecież dobrze wiesz, że ja również kiepską literaturę lubiem od czasu do czasu :P Ale to co pisałaś o pani Canavan mnie zniechęciło, bo przypomniało mi, jak wyglądały i (o borze szumiący) wciąż wyglądają moje początki zabawy ze słowem. Całe szczęście robię postępy i uczę się na swoich błędach. :P

    OdpowiedzUsuń
  18. Wilk Stepowy - osobiście uważam, że nawet nie dobrnąłbyś do końca jakiejkolwiek powieści tej pani. Po prostu nie jesteś targetem w takim stopniu, w jaki Paolini nie jest Tolkienem.;)

    Serenity - ale wiesz, z drugiej strony, może gdybyś ją szybciej przeczytała, to wystarczyłaby nauka na cudzych błędach.;) No i w Twoich próbach jednak nie było takich dłużyzn.;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Moreni - no obawiam się, że pani Canavan nie było na rynku wydawniczym przed sześcioma laty :P A wtedy uczyłam się pisać. Ja dłużyzn zawsze starałam się unikać, o czym doskonale wiesz :) Nawet w takiej chałturze, jaką jest Mortycja staram się unikać rozwlekania rzeczy niepotrzebnie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.