Strony

piątek, 24 lutego 2012

Szeptem do mnie mów, byle krótko. - "'Szepty dzieci mgły' i inne opowiadania" Trudi Canavan


Po przeczytaniu „Uczennicy maga” zarzekałam się, że powieści pani Canavan długo nie tknę. Powieść powieścią, ale na opowiadania od dawna miałam chrapkę, więc gdy tylko Aria przekazała je w moje parszywe łapki (dzięki!:)), zabrałam się za lekturę. Okazało się, że autorka lepiej wypada w opowiadaniach, niż w powieściach. Ale czy zachwycająco?

„Szepty dzieci mgły” i inne opowiadania to niewielki zbiorek, w którym mieści się pięć krótkich opowiadanek. Nie są one ze sobą powiązane i stanowią zbiorowisko tekstów dość eklektycznych, ale tym lepiej, bo czytelnik nie znudzi się monotonią narracji, jak to często bywa w powieściach tej pani. Tytułowe „Szepty dzieci mgły” są pierwszym opowiadaniem w dorobku autorki. Zostały nawet nagrodzone, ale szczerze mówiąc, trudno mi powiedzieć, za co. Historia z pointą i przesłaniem, ale poziomem oczywistości dorównuje tekstom Paulo Coelho. 

Kolejnym tekstem jest „Szalony Uczeń”, będący uzupełnieniem wątku z „Trylogii Czarnego Maga”. Sam w sobie jest ciekawy, ale nie rewelacyjny, jednak dla miłośników kylariańskich magów to z pewnością gratka. Odpowiada na pytanie, dlaczego wyższa magia (później zwana czarną) została przez Gildię zarzucona.

„Markietanka” jest opowiadaniem najciekawszym pod względem fabularnym. Trudno oczywiście powiedzieć cokolwiek o fabule tak krótkiego tekstu, nie zdradzając jednocześnie zbyt dużo, jednak mogę wspomnieć, że tytułowa markietanka okazuje się kimś dużo bardziej niesamowitym, niż można by wnioskować z jej profesji (co, swoją drogą, w fantastyce nie jest takie niezwykłe; gdyby oprzeć się tylko na literaturze fantastycznej, człowiek niechybnie dojdzie do wniosku, że wszystkie prostytutki są szpiegami, sukkubami i/lub czarodziejkami w przebraniu). Autorce udało się mnie zaciekawić tym tekstem.

„Przestrzeń dla siebie” okazała się najbliższym mi opowiadaniem. Któż z nas nie chciałby  znaleźć magicznego pomieszczenia, które sprawia, że kiedy w nim przebywamy, czas na zewnątrz niesamowicie zwalnia? Główna bohaterka wykorzystywała skradziony w ten sposób czas na doskonalenie umiejętności malarskich, co sprawiło, że łatwo mi było się z nią identyfikować.;) Jak nietrudno się domyślić, takie dary nie są darmowe…

Ostatnim opowiadaniem jest „Biuro Rzeczy Znalezionych”. Muszę przyznać, że tytułowe miejsce od dawna wydawało mi się wręcz stworzone do zagospodarowania jakąś fantastyczną fabułą (a najlepiej niejedną). Ta, jaką stworzyła pani Canavan wydała mi się jednak zbyt mało mroczna, chociaż sam pomysł jest niczego sobie.

Dodatkową gratką dla czytelników może być fakt, że każde opowiadanie jest opatrzone posłowiem. Autorka napisała w nim krótko, jak dany tekst powstawał i co było inspiracją do niego. Uważam, że to bardzo dobry pomysł i należałoby go przeszczepić na nasze rodzime ziemie, najlepiej dla co bardziej eklektycznych zbiorów opowiadań.

Mimo iż zbiór czytało mi się szybko i przyjemnie, nie powiedziałabym, że autorka podbiła moje serce i wzbudziła zachwyt. Jej styl jest dużo bardziej jadalny w opowiadaniach (kiedy z konieczności musi wycinać wszelkie dłużyzny i zbędne opisy) i chętnie przeczytałabym jeszcze jakieś teksty tego typu. Szkoda, że pani Canavan woli produkować raczej opasłe powieści, niż zgrabne opowiadanka.


Tytuł: "Szepty dzieci mgły" i inne opowiadania
Autor: Trudi Canavan
Tytuł oryginalny: Whispers of the Mist Children
Tłumacz: Agnieszka Fulińska
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok: 2010
Stron: 202

8 komentarzy:

  1. Jeśli poziom oczywistości plasuje się na poziomie Coelho, to raczej zrezygnuję... Choć pewnie masz rację, lepiej przeczytać kilka średnich opowiadań niż kilka średnich opasłych ksiąg.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam te książkę kiedyś w Biedronce. Chciałam kupić ale niestety portfel był pusty :/
    Po Twojej recenzji stwierdzam, że dobrze, że jej nie kupiłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Póki co omijam Canavan szerokim łukiem i nie sądzę, by prędko miało się to zmienić. Zbyt wiele innych lektur i zbyt wiele złych opinii o tej autorce. Z drugiej strony - mam czasem przemożną ochotę zmęczyć choć jedną jej książkę, by móc podjąć dyskusję z tymi, co toną w zachwytach i wynoszą na piedestał (a coś mi mówi, że niesłusznie :D). No, tak więc - może kiedyś. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Madziu! Bardzo mi się nie podoba stwierdzenie: "tytułowa markietanka okazuje się kimś dużo bardziej niesamowitym, niż można by wnioskować z jej profesji (co, swoją drogą, w fantastyce nie jest takie niezwykłe; gdyby oprzeć się tylko na literaturze fantastycznej, człowiek niechybnie dojdzie do wniosku, że wszystkie prostytutki są szpiegami, sukkubami i/lub czarodziejkami w przebraniu)", bo markietanki nie są prostytutkami. Takie stwierdzenie to uproszczenie, uogólnienie, a nawet przekłamanie. Markietanki przynajmniej w średniowieczu nie zajmowały się świadczeniem usług seksualnych (przynajmniej nie było to ich głównym celem).

    OdpowiedzUsuń
  5. Agnieszka - tak jest w pierwszym opowiadaniu, później robi się lepiej. W wolnej chwili można przeczytać.;)

    Samash - lepiej od kogoś pożyczyć.;)

    Oceansoul - ja myślę, że jeden cykl warto przeczytać - właśnie w celu wyrobienia własnego zdania. Chociaż ta pani tworzy takie piękne Mary Sue w niektórych swoich powieściach, że aż szkoda nie obejrzeć.;)

    Serenity - a to nie wiedziałam, możesz parę słów szerzej o tym? Albo jakimś linkiem chociaż?
    Mimo tego akurat w tym opowiadaniu większość markietanek zajmowała się głównie tego typu usługami - tylko oficerowie mogli sobie przygarnąć taką do namiotu w celu "prowadzenia domu" (i grzania łoża wraz z właścicielem). Autorka z resztą mocno ten akcent podkreślała (znaczy: usług seksualnych), ale trudno wywnioskować, czy dla zaznaczenia ich wykonywania, czy raczej dla możliwości dementowania, bo "ona nie tylko tym się zajmuje".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę, zgodnie z Twoją prośbą zarzucam linkiem. http://pl.wikipedia.org/wiki/Markietan
      Co prawda właśnie głównie z usługami seksualnymi kojarzone są panie markietanki, ale no trudno mi się z tym zgodzić, jako markietance grunwaldzkiej, serwującej wodę naszym dzielnym rycerzom-krzyżakom na polu batalii :D

      Usuń
  6. „Zostały nawet nagrodzone, ale szczerze mówiąc, trudno mi powiedzieć, za co.” Podoba mi się. ;)

    Co do „Żmii”, nie powiedziałabym, że się ze sobą nie zgadzamy. Czytałam Twoją recenzję i rzeczywiście, krytykujesz strasznie, a ja tylko trochę, natomiast wady podajemy te same. Nie kusiłam się o przypuszczenia, że AS uwielbia chwalić się wiedzą, ale mnogość specjalistycznego nazewnictwa wytknęłam. Pisałaś, że „wątła fabułka tego profesjonalizmu nie jest w stanie udźwignąć”, ja skróciłam uwagę o fabule do „najsłabszej strony powieści” i skupiania na nieważnych szczegółach. Przyznam, że miałam pewien problem z oceną tej książki, bo wady są i to niezaprzeczalne, ale plusy też dałam radę dostrzec. I sama zastanawiałam się, czy podnoszę ocenę z racji tego, że ASa pisarstwo szanuję. W efekcie doszłam do wniosku, że nie, a jeśli, to naprawdę nieznacznie. Z tego też względu w recenzji unikałam wartościowania (na rzecz podania mniej nasiąkniętych emocjami faktów). Recenzujesz długo i dużo, może chociaż trochę mnie zrozumiesz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Viginti Tres - ale tu przecież nie ma nic do rozumienia, przecież to oczywiste, że każdy ma prawo do własnego gustu.:) Kategoryczny ton mojego komentarza u Ciebie wynikł po części z tego, że chyba odebrałam Twoją recenzję jako dużo bardziej przychylną, niż miała być w rzeczywistości, a po części dlatego, że dużo bardziej niż Ty rozczarowałam się tą książka i to uczucie nie słabnie.^^' Absolutnie nie chciałam sugerować, że moja racja jest mojsza i jedynie słuszna.:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.