Strony

wtorek, 15 maja 2012

Subiektywne prasowanie #5 - "Nowa Fantastyka" 05/2012

Wrażenia z majowej Nowej Fantastyki spisałam sporo później, niż zazwyczaj. Po części winny temu jest fakt, że jestem niesamowicie zalatana, ale w gruncie rzeczy chodziło o tematykę numeru (chociaż motywu przewodniego w sensie ścisłym tutaj nie mamy). Jak wcześniej niemal każdy wydawał mi się skrojony na moją miarę, tak teraz nie jestem targetem. Ale nie narzekam – w końcu miłośnikom filmu i komiksu też się coś od życia należy, a i ja znalazłam kilka rzeczy dla siebie.

Tematy komiksowo-filmowe zaczynają się od felietonu Jakuba Ćwieka. Tym razem autor, przy okazji premiery komiksu „Biały Orzeł” zastanawia się, czy Polakom rzeczywiście potrzebny superbohater w stylu amerykańskim. Następnie mamy temat 2 w 1, bo artykuł „Kto jest kim pośród Mścicieli?” nawiązuje do premierowych „Avengers”, a jednocześnie do komiksów Marvela, z których się wywodzą. W sumie gratka dla kogoś, kto komiksów nie czytuje, a chciałby obejrzeć film. A jeśli po seansie dopadłaby go ochota na papierowy pierwowzór, to w ramce znajdzie listę obowiązkowych pozycji. W klimatach filmowych mamy jeszcze wywiad z Nikolajem Coster-Waldauem (Jaime’m Lannisterem z serialu „Gra o tron”) oraz obszerny artykuł o Timie Burtonie.

Z pozycji bliższych moim zainteresowaniom, mamy wielce ciekawy artykuł z „Lamusa”, w którym Agnieszka Haska i Jerzy Starachowicz opowiadają o leciwych, ponad stuletnich dziś wizjach 2000 roku. Poza tym coś, na co czekałam, mianowicie wywiad z Celią S. Friedman, autorką m.in. „Uczty dusz” i „Trylogii Zimnego Ognia”. Muszę przyznać, że pozostał po nim pewien niedosyt. Na szczęście zawsze można pocieszyć się felietonami. Tym razem teksty Rafała Kosika i Petera Wattsa świetnie się uzupełniają, a w pewnym sensie tworzą niezamierzoną polemikę. Ten pierwszy ubolewa, że współczesna nauka stała się zbyt skomplikowana, żeby na wiarygodnym i szczegółowo opisanym wynalazku oprzeć fabułę powieści, a ponieważ powyższe jest esencją hard SF, gatunek ten powoli umiera. Ten drugi dowodzi, że szczegółowe dokumentowanie i opisywanie na kartach powieści każdej, wybaczcie mój klathiański, (pseudo)naukowej pierdoły służy li i jedynie kryciu tyłka, przeważnie naukowców-autorów. Bo długaśnych wywodów na temat sposobu działania tego czy innego białka i tak niewielu czyta, a jeszcze mniej rozumie, więc po co komplikować dla kilku nerdów, którzy mogliby zechcieć wytknąć nieścisłości? Moim skromnym zdaniem w dobie Internetu nie ma to sensu, bo o takie detale każdy zainteresowany może wypytać autora w mailu, a niezainteresowana większość i tak nie zauważy braku. W końcu powieść to przede wszystkim historia do opowiedzenia, szczegółowym rozważaniom nt. nowych teorii czy odkryć winny służyć publikacje naukowe i popularnonaukowe. Na koniec jeszcze Michal Sullivan dorzuca kilka porad odnośnie tempa powieści, a Tomsz Orbitowski dzieli się wrażeniami z „Triangle” (który to felieton kompletnie mnie nie zaciekawił, bo tematyka grozy w filmie nigdy mnie nie interesowała).

Przejdźmy o sekcji z opowiadaniami, która w tym numerze jest dość uboga w tytuły. Pierwsze z dwóch polskich opowiadań, „Po drugiej stronie oka” Jacka Wróbla, zapowiada się nawet ciekawie. Warsztat mamy całkiem niezły, nastrój niezgorzej budowany, tematyka dość oryginalna (przemoc w rodzinie, ale to mąż jest ofiarą) i tylko jeden problem – organicznie nie znoszę horrorów. Ale jak ktoś lubi, to smacznego.

„Sąd Ostateczny: Ucieczka” Krzysztofa Kochańskiego to oryginalna apokaliptyczna fantastyka. Autor miał całkiem ciekawy pomysł, sprawnie żongluje motywami biblijnymi (chociaż bardziej w ich konwencjach popkulturowych: trochę prześmiewczo, trochę ironicznie) i potrafi zająć czytelnika, w opowiadaniu brakuje jednak wyrazistych akcentów (porywające emocje, przykuwający jak magnes uwagę bohater, mocne łupnięcie fabularne). Tekst nie ma pazura, w związku z czym w dwa dni po przeczytaniu pamięta się tylko, że to jakaś Apokalipsa z aniołami była.

Najlepiej w zestawieniu wypada opowiadanie zagraniczne, „Kwiaty Minli” Alastaira Reynoldsa. Mamy tu wiele różnych ciekawych rzeczy, podanych w konwencji space opery: możemy zobaczyć, jak nadmiar władzy prowadzi do potworności, jak zaślepienie nim powoduje, że odkładamy cele priorytetowe dla realizacji własnych, małych założeń, wreszcie jest coś na wzór samospełniającej się przepowiedni. Opowiadanie bardzo przyjemne, choć przygnębiające w wymowie.

Cóż, pozostaje mi tylko czekać na następny numer.

10 komentarzy:

  1. Ja też już czekam na kolejny numer. Ten artykuł o Burtonie był niezły... Kosik i Watts też.
    Brakuje mi porządnego periodyku o podobnej jakości na niemieckim rynku. Ciągle narzekamy na tą naszą "Fantastykę", a to jest naprawdę unikalne pismo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej unikalne, że dwa inne pisma branżowe niedawno upadły.:( Hm, skoro mówisz, że w Niemczech nie ma czegoś takiego, to chyba tego typu prasa radzi sobie tylko na anglosaskich rynkach...

      Usuń
    2. Wypraszam to sobie, ale SFFiH tylko zawiesiło działalność, a nie upadło.

      Usuń
    3. Ale na rynku go niema, co, póki co, na jedno wychodzi. Część jego niszy zajmie pewnie "Coś na progu".

      Usuń
    4. Na rynku jeszcze jest - bo w tym miesiącu wyszedł ostatni, jak dotąd, numer. "Coś na progu" tylko częściowo wypełnia niszę po SFFiH, bo jest bardziej skierowane na thriller, horror a nawet kryminał.

      Usuń
    5. No to przecież napisałam, że część.;) Ale za to Fabryka ma ponoć uruchomić serię dla debiutantów. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

      Usuń
    6. No to się może na tę serię dla debiutantów załapię kiedyś :)

      Usuń
    7. W Niemczech niby jest "Nautilus", ale to kolorowe, bardzo komercyjne pisemko bardziej o grach i filmach niż literaturze, a felietonu porządnego też w nim nie uświadczysz.

      Usuń
  2. Dobry numer,trochę za bardzo filmowy. Za to opowiadania mnie zachwyciły tak jak trzeba, szczególnie po słabym kwietniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem niefilmowa i niekomiksowa i może dlatego ciekawiło mnie w sumie wszystko (poza wywiadem z Lannisterem, ale to dlatego, że nie mam pojęcia ani o książkach, ani o serialu, więc co na ten temat ma do powiedzenia odtwórca jakiejś roli kompletnie mnie nie interesuje). Bardzo fajny numer :) A Orbitowskiego czytam w sumie nie dla filmów (patrz zdanie poprzednie), tylko tego co poza nimi, więc znów mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.