Strony

środa, 22 sierpnia 2012

Prawie jak szaman i prawie jak Bond - "Człowiek ze złotym amuletem" Simon R. Green

Czasem czytelnik potrzebuje książki ściśle rozrywkowej. Takiej, która nie sili się na głębokie przesłanie czy szczególne odniesienia do aktualnych problemów świata. Takiej, w której akcja toczy się wartko i w miarę gładko, dając się śledzić z zainteresowaniem, ale bez szczególnego zaangażowania umysłu. Problem polega na tym, że książki pisane, aby zaspokoić tego typu gusta, często bywają irytująco naiwne (żeby nie powiedzieć: głupie) i puste. A jak to jest z „Człowiekiem ze złotym amuletem” Simona R. Greena?

Eddie Drood lubi się przedstawiać jako Szaman Bond. To taki niewinny żarcik z jego strony, kiedy chce pozostać incognito. Zazwyczaj bywa w lokalach, w których fakt bycia szamanem, wilkołakiem, wampirem czy innym magicznym dziwadłem nie budzi zdziwienia, zaś z zawodu jest agentem terenowym rodziny Droodów do walki z siłami nieczystymi. Tymi samymi, do których zdarza mu się przypijać, więc sami rozumiecie…

Niestety, sprawy się komplikują. Eddie pewnego dnia, zdawałoby się bez powodu, zostaje uznany za zdrajcę rodu – co oznacza, że cała jego liczna rodzina będzie go teraz niezmordowanie ścigać, zaś dla tych, co są spoza niej, wyznaczy solidną nagrodę za głowę naszego agenta. Eddie jednak za wszelką cenę postanawia dociec prawdy, co oznacza, że będzie musiał poszukać pomocy u tych, których do tej pory uważał za wrogów.

Lubicie filmy o Jamesie Bondzie? Jeśli nie, nie ma sensu sięgać po „Człowieka ze złotym amuletem”, jest on bowiem swoistą parodią (chociaż w tym miejscu równie dobrze pasowałoby słowo „hołd”) poczynań najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości. Tak jak prawdziwy Bond, Eddie Drood jest jednym z najlepszych w swoim fachu, a zaplecze, jakie zapewnia mu rodzina, może się równać z tym, za które odpowiada brytyjski wywiad - wliczając laboratorium pełne najdziwniejszych gadżetów służących do robienia innym kuku bądź ratowania własnego tyłka. Fabuła książki również przypomina film o 007 (tylko dziewczynom agenta nie dzieje się krzywda): nagłe zwroty nieprzerwanie wartko płynącej akcji, strzelaniny, pościgi, walki, ucieczki, strzelanie z wyposażonej jak czołg zabytkowej bryki, trup ścielący się gęsto i wątek miłosny, a na końcu konfrontacja z głównym wrogiem w jego własnej siedzibie. Wszystko to przepuszczono jednak przez filtr fantastyki, toteż wraży agenci nie są normalnymi rzezimieszkami, a i nasz bohater wyposażony jest w magiczne gadżety. Brzmi zachęcająco?

Niestety, „Człowiekowi ze złotym amuletem” nie brakuje wad. Akcja mknie z zawrotną prędkością, co byłoby niekwestionowaną zaletą, gdyby dawała od czasu do czasu chwilę wytchnienia i zwalniała. Niestety, tak się nie dzieje, a w konsekwencji mniej więcej w połowie powieści czytelnik jest już znużony i śledzi te nieustanne strzelaniny i podchody jedynie siłą rozpędu. Kolejny minus to irytujący bohater. Praktycznie niezniszczalny, z odpowiednią zabawką na każdą okazję, z każdej opresji jakoś się wykaraska, każdemu przygada i ogólnie nikt mu nie podskoczy, a jeśli nawet, to pożałuje. Z prawdziwym Bondem to jakoś przechodziło, ale z Szamanem Bondem nieszczególnie. Bohater po pewnym czasie staje się irytujący do tego stopnia, że czytelnik ma ochotę coś mu zrobić, żeby tylko wprowadzić jakieś urozmaicenie. Sytuacji nie poprawia fakt, że naszemu Eddiemu wszystko przychodzi praktycznie bez trudu, a całość niebezpiecznie zbliża go do typu postaci określanego mianem Gary’ego Stu. Szczęście, że bohaterowie z dalszych planów są wyjątkowo barwni i różnorodni.

Co jeszcze można znaleźć w „Człowieku ze złotym amuletem”? Z pewnością nieco humoru, garść zaskakujących wydarzeń, elfy bliskie pratchettowskim i mnóstwo wybuchów. Zatem jeśli lubicie powieści akcji w konwencji fantasy (czy też urban fantasy) i nie przeszkadza wam wszechmogący bohater bez wysiłku i szwanku wychodzący z każdej opresji, sięgnijcie śmiało po powieść Greena. Cykl ma kilka tomów, więc jeśli polubicie Eddiego, niebawem prawdopodobnie będziecie mogli znowu się z nim spotkać.

Recenzja dla portalu Insimilion.

Tytuł: Człowiek ze złotym amuletem
Autor: Simon R. Green
Tłumacz:
Dominika Schimscheiner
Tytuł oryginalny: The Man with the Golden Torc
Cykl: Sekretne historie
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok: 2012
Stron: 492

13 komentarzy:

  1. Za Bondem nie szaleje, więc podziękuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Bonda lubię, ale tylko tego granego przez Craiga ;) Więc raczej nie jestem targetem tej książki. Mimo wszystko może kiedyś sięgnę, bo lubię i humor, i szybką akcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie miłej lektury na przyszłość.:)

      Usuń
  3. Jak mi się znudzą kryminały i nastapi wielka posucha fantastyczna, to może sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam już coś Greena w domu i chyba najpierw (kiedy?) to przeczytam, żeby zobaczyć, czy styl autora w ogóle mi pasuje. Chyba że to zupełnie inny Green niż w poprzednich książkach. Masz porównanie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam porównanie - co sama skonstatowałam z pewnym zdziwieniem.;) Ogólnie styl jest raczej ten sam, tylko w "Człowieku..." nieco bardziej dynamiczny i humoru jest więcej. Generalnie ten Green bardziej mi się podobał, niż ten z cyklu o Hawk i Fisher.:)

      Usuń
  5. A ja właśnie zaliczam sobie wszystkie Bondy po kolei i chociaż nie jestem jakimś wielkim fanem jego przygód, to jednak jest to dobra rozrywka. Jeśli książka w jakimś stopniu trzyma podobny poziom, to z chęcią bym sobie przeczytał w jakimś luźniejszym czasie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że Bonda znam z filmów jedynie, bo do powieści akcji nie mam ciągot. Do filmów też nie, ale puszczają je w telewizji z taką częstotliwością, że nie sposób się nie natknąć.;) Trudno mi więc porównać książkowego Bonda z Szamanem Bondem, ale podejrzewam, że brak mu klasy sławnego prekursora.

      Usuń
  6. Ostatnio wpadłam gdzieś na opis tej książki i mnie zaciekawił. Bardzo możliwe, że kiedyś ją przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie możliwie miłej lektury życzę.;)

      Usuń
  7. Mimo tej pędzącej akcji, z chęcią poznałabym tą historię :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.