Sierpniowy numer „Nowej Fantastyki” nie jest już tak filmowy, jak numery poprzednie, co niesłychanie mnie cieszy. A zawartość tym razem wielce udana, więc zaczynajmy.
Jakub Ćwiek tym razem rozważa połączenia między sportem a popkulturą. Oświadcza, że co prawda sport nieszczególnie go interesuje, ale kino sportowe to i owszem. Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego, przeczytajcie felieton. Ja zdania pana Ćwieka nie podzielam, bo ani sport, ani kino sportowe mnie w najmniejszym stopniu nie rusza – i nie czuję obowiązku bycia ruszaną.
Następnie Marcin Zmierzchowski opowiada historię ekranizacji „Pamięci absolutnej”. A właściwie tylko pół historii, bo drugie pół będzie w następnym numerze. Mimo wszystko, warto przeczytać, bo pan redaktor ciekawie prawi. A jak już przy filmach jesteśmy – czas na najciekawszy moim zdaniem artykuł w numerze. Dotyczy on współczesnej cenzury, która nie jest co prawda narzucana przez jakiegoś naczelnego cenzora, ale którą sami producenci uprawiają w sposób najróżniejszy – czasem obrażając inteligencję widza, a czasem tylko tworząc zabawne absurdy. Ale cóż począć, doczekaliśmy się świata, w którym więcej zgorszenia budzi zezowaty animowany kucyk (który, dodajmy dla jasności, nic sprośnego nie robi), niż łyskający co parę minut nagi biust.
Artykuł Wawrzyńca Podrzuckiego tym razem traktuje o mutantach – i znowu: dla mnie nic nowego, ale polecam. I przyłączam się do apelu autora: niech twórcy zamiast tworzyć nieprawdopodobne cuda na kiju typu mutacja-teleportacja, pogrzebią trochę w tym, co matka natura już oferuje. Byłoby znacznie ciekawiej. Stronę dalej straszy pół twarzy filmowego Harry’ego Pottera i mamy kilka słów o Pottermore – o tyle na czasie, że dwa tygodnie temu założyłam tam konto (żeby rozwiązać testy na rodzaj różdżki i dom). Jak będę miała lepszy internet, skonfrontuję własne doświadczenia z artykułem. Dalej trochę o zjawisku mushupu. Tekst bardzo ciekawy, aczkolwiek ja do tego gatunku się nie przekonam – o ile na ekranie Lincoln ganiający z siekierą za zombie jest przynajmniej widowiskowy, o tyle „Duma i uprzedzenie” wzbogacona opisami krwawych jatek z nieumartymi mnie nie pociąga. No, chyba że by to na ekran przenieść i porządnie przyrządzić.
Jest też coś na kształt felietonu o konwentach, autorstwa Marcina Zmierzchowskiego. O konwentach lubię czytać, bo jeszcze nie miałam okazji uczestniczyć (ale kiedyś będę!), a ten tekścik jest zaiste ciekawy, bo autor próbuje zasygnalizować pewne zmiany w samej idei konwentów, jakie aktualnie zachodzą. Skoro już przy felietonach jesteśmy, Michael Sullivan próbuje uświadomić wanna be pisarzom, że warto zaufać czytelnikowi i jak już się napisze, że bohater poczerwieniał na twarzy, a jego oczy rzucały błyskawice, to nie trzeba dopisywać, że się zdenerwował. Rafał Kosik stworzył naprawdę fajny tekst (coraz gorzej ze mną…) o interwencjach „z góry” na placach starożytnych budów. Mój ulubiony felieton tego autora spośród dotychczasowych. Wattsa znowu nie ma (ale podobno ma jeszcze być), za to jest Tomasz Rzymowski, ze swoim serialowym kącikiem. Felieton fajny, tylko zupełnie nie dla mnie, za to z pewnością gratka dla braci poszukującej dobrego serialu z dreszczykiem. Zaś Łukasz Orbitowski tym razem dywaguje nad filmem „Incident at Loch Ness”, a ja mam dziwne wrażenie, że przynajmniej jeden ilustrujący tekst fotos pochodzi z zupełnie innego filmu.
Żona Abdela Dżamili - szybki szkic. |
Czas na opowiadania, sponsorowane przez słówko „egzotyka”. W tym numerze prezentują zaskakująco równy, przynajmniej dobry poziom i tylko jedno mnie zawiodło. „Lisiczka” Małgorzaty Wieczorek to bardzo przyjemna historia w klimacie dalekowschodnim. Sporo w niej fantastyki o mitologicznym rodowodzie i mimo, że nie wgniata w fotel, to czyta się bardzo przyjemnie. „Mistrz” Tomasza Zawady również przenosi nas na Daleki Wschód, ale do Japonii, a nie do Chin. Jest to zgrabna, krótka historia o samurajach, z dużą dozą smutnego uroku. „Tajemna historia Nowej Huty” Jewgienija T. Olejniczaka to jedyne opowiadanie, które mi się nie spodobało. Nic nie poradzę na to, że mieszanki realizmu magicznego z legendami miejskimi PRLu w formie króciutkich szkiców nie umiem strawić. W prozie zagranicznej na dzień dobry dostajemy znane nazwisko. „Jipi i elektroniczny parnoik” Neala Stephensona jest historią osadzoną w nieco futurystycznych realiach, z bardzo ciekawym pomysłem i mistrzowskim wykonaniem. Jedyne, co mi nie pasowało, to fakt, że narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym. „Mamo, jesteśmy Żenią. Twoim synem” Toma Crosshilla to również tekst z niezwykle oryginalnym pomysłem, o tym większym ładunku emocjonalnym, że bohaterem i narratorem jest ośmioletni chłopiec. Moim zdaniem całkiem słusznie nominowano je do Nebuli. „Racice i szałas Abdela Dżamili” Saladina Ahmeda były dla mnie tym ciekawsze, że to moje pierwsze spotkanie z fantastyką o arabskim rodowodzie. Klimat opowieści mocno przypomina „Baśnie z 1001 nocy”, ale realistyczne opisy nadają mu twardszy rys. Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać powieści tego pana (która ma podobno wyjść w październiku) – jeśli będzie tak dobra, jak opowiadanie, zapowiada się coś bardzo ciekawego.
Jak wspominałam na początku, numer wielce udany. Zawiera standardowo jeszcze mnóstwo recenzji i konkursów (w tym jeden literacki!), więc nie pozostaje nic innego, tylko pogratulować redakcji.
właśnie czytam :D. Dobry numer
OdpowiedzUsuńNieprawdaż?;)
UsuńJestem już za połową, ale też mi się podoba ;D Też szczególnie przypadł mi do gustu artykuł o cenzurze. No aż niewiarygodne te niektóre zagrywki producentów :P
OdpowiedzUsuńPrawda? I jakieś takie niemożliwie wydumane.;) Chociaż czarnoskóry Haimdal to jeszcze nic, kiedyś widziałam fragment jakiejś niskobudżetowej produkcji z czarnoskórym nazistą (ale nie dam głowy, czy to nie było specjalnie).;)
Usuńuwielbiam fantastykę, ale tak naprawdę nigdy nie sięgałam po to czasopismo. wstyd :( mam nadzieję, że jak najszybciej nadrobię zaległości!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
http://setkado40stki.blogspot.com
Oj tam, od razu wstyd.:)
UsuńPozdrawiam również.:)
Mnie też bardzo usatysfakcjonował ten numer, zwłaszcza Stephenson (choć też nie lubię narracji w czasie teraźniejszym). A Twoja szybka wizja żony - hm, interesująca:-)
OdpowiedzUsuńTak, Stephenson zaiste udany, chociaż ja miałabym problem ze wskazaniem najfajniejszego opowiadania. Z jednej strony, mistrz to mistrz, ale z drugiej uwielbiam wschodnie klimaty.;)
UsuńA dziękuję - powinna mieć jeszcze łuski, ale doszłam do wniosku, ze zepsują efekt.;)
"Mamo, jesteśmy Żenią..." nie do końca mnie przekonało. Troszkę zbyt chaotyczne jak dla mnie, choć niewątpliwie taki był zamiar. Ciekawe i oryginalne, ale nie najlepiej przedstawione, moim zdaniem oczywiście.
OdpowiedzUsuńReszty opowiadań jeszcze nie przeczytałem, bo ten numer NF dopiero co dorwałem w swe ręce:)
Pozdrawiam
A moim zdaniem świetnie przedstawione - chociaż akurat pewnie dlatego mam takie zdanie, że jestem świeżo po lekturze "Drzwi o trzech zamkach" - książki dla dzieci wyjaśniającej podstawowe zagadnienia fizyki kwantowej.:) Dlatego wszystko w "Żeni" wydało mi się bardzo adekwatne. Tym bardziej, że narratorem jest dziecko, które samo nie rozumie, co się wokół niego dzieje.
UsuńCiekawe, jak Ci się spodobają pozostałe opowiadania.:)
Off Topic - zastanawiam się, czemu znikają zewsząd grafiki, między innymi Twoja tytułowa narysowana przez Ciebie dziewczyna, u mnie jakaś okładka wzięta ze strony wydawnictwa, na innych blogach też coś tam. Zamiast tego pojawia się "Tinytypic. This image has been deleted or moved". Czy Wy to tez widzicie, czy to moja przeglądarka znowu dostała fioła?
OdpowiedzUsuńU mnie wszystko w porządku. Czasem tylko znikają grafiki ze starych notek, ale tylko te wstawiane z zewnętrznych adresów - jak mniemam dlatego, że z adresu źródłowego też Kę usunięto.
UsuńDziś wszystko znowu ok, u mnie, u Ciebie, u innych... Uff.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co powiedzieli na temat Pottermore...
OdpowiedzUsuńA tak w zasadzie to nic odkrywczego - krótki przegląd tego, co można znaleźć w serwisie i kilka superlatyw odnośnie tematu. Ale całość wyszła zachęcająco.
UsuńZnów tak szybko opublikowałaś to omówienie, że ja mojego numeru nie zdążyłam doczytać nawet do połowy i żeby sobie nie psuć niespodzianek, nie czytałam Twojego tekstu. No ale wczoraj skończyłam NF i mogę porównać wrażenia :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że z racji wykształcenia tekst o mutantach dla Ciebie był tylko okej, ale to mój typ na artykuł numeru - zresztą jak każdy z dotychczasowych tekstów tego autora :)
Przy ocenie opowiadań w każdym kolejnym numerze coraz bardziej widzę, jak różne teksty nam się w sumie podają i na jak różne elementy zwracamy uwagę :) Dla mnie z tekstów polskich najlepszy jest ten J.T.Olejniczaka - czyli ten właśnie, który Ciebie zmęczył :) W prozie zagranicznej jest mniej rozbieżności, ale i tak tekst S.Ahmeda w mojej opinii z tych trzech opowiadań był najsłabszy :)
A jakoś tak się złożyło, że mi opowiadania podeszły (to je zazwyczaj czytam najdłużej).^^
UsuńWiesz, to nawet nie jest tak, że tylko ok. Ja naprawdę doceniam, że ktoś próbuje prostować fantastyczne mity - inicjatywa tak zacna, jak rzadka. Tylko po prostu nie jest to dla mnie lektura ani zaskakująca, ani szczególnie zajmująca. Swoją drogą, czasem mam ochotę popolemizować z poglądami autora, ale w notce o gazecie zajęłoby to nieprzyzwoicie dużo miejsca, a na osobną notkę polemika z kilkoma zdaniami (bo większość to jednak dane w jakimś stopniu naukowe) to za mało.
No przecież nasza siła w różnorodności.;) Ja lubię egzotykę w fantastyce, to Ahmed trafił w moje gusta. Za to kompletnie nie rozumiem/nie trawię/ nie interesuje mnie PRL.;) No i poza wszystkim cenię zajmujące opowiadanie historii- mam awersję do eksperymentów.