Strony

poniedziałek, 17 września 2012

Subiektywne prasowanie #9 - Nowa Fantastyka 09/2012


Do wrześniowego numeru Nowej Fantastyki długo nie mogłam się zabrać. Niby nic mnie od niego nie odrzucało, artykuły (przynajmniej niektóre) wyglądały raczej zachęcająco, ale brakowało silnego bodźca, przyciągającego mnie do czasopisma. W końcu jednak zebrałam się w sobie i zaczęłam lekturę.

Na początek wstępniak Jakuba Winiarskiego, dzięki któremu uświadomiłam sobie, dlaczego ciągle mam słabość do animacji Disney’a, Pixara czy DreamWorks (chociaż w artykuliku nie było o nich ani słowa). Następny jest felieton Jakuba Ćwieka, pośrednio związany z tegorocznym Polconem, a bezpośrednio mówiący o braku dystansu Poważnych Ludzi do samych siebie.

Czas na sekcję artykułową. Tym razem numer obfituje w teksty o szerszym kontekście kulturowym. I tak Jan Żerański pisze o Dickensowskiej genezie najnowszej powieści Dana Simmonsa o wdzięcznym tytule „Drood”. Stronę dalej Piotr Pieńkosz snuje rozważania na temat kinowego fenomenu nawiedzonych domów. Jest to tekst może nieszczególnie odkrywczy, ale z pewnością gratka dla miłośników horroru. Tuż za zakrętem mamy zaś drugą część opowieści Marcina Zmierzchowskiego o wzlotach i upadkach ekranizacji „Pamięci absolutnej”. Muszę przyznać, że część pierwsza była o wiele ciekawsza, ale to pewnie dlatego, że i materiał źródłowy do niej był bogaty w absurdy. Dalej mamy mojego osobistego faworyta numeru. Cykl „Lamus” od kilku numerów wyrastał na mój ulubiony a wrześniowym artykułem o płaskiej Ziemi Agnieszka Hłasko i Jerzy Stachowicz ugruntowali jego pozycję. Zaiste, poznawanie szalonych teorii, jakie kiedyś ludzie wymyślili, okazuje się zaskakująco ciekawe.

Kolejny artykuł traktuje o nowych kontrowersjach wokół strażniczej serii komiksów pióra (czy tak w ogóle mówi się o komiksie) Alana Moora. Tekst jest całkiem ciekawy, ale przeznaczony raczej dla fanów tego medium, gdyż niefani (tacy jak ja), mogą nie zrozumieć, o co właściwie tyle szumu. Chociaż autor bardzo się stara, żeby zrozumieli i chwała mu za to. Dalej mamy artykuł o popkulturowym dziedzictwie „Diuny” Franka Herberta (a służący za tło tytułu kadr, przedstawiający młodego Harkonnena w samych gatkach, jest dla mnie nieodmiennie powodem dzikiego chichotu, niezależnie, czy widziany na ekranie, czy na papierze;)). Sam tekst zaś ciekawy, nie wiedziałam bowiem, że film był tak kontrowersyjny, ani że marką „Diuny” firmują się też wie gry i komiks. Na koniec, jako ta wisienka na torcie, wywiad z Dawidem Weberem, którego rozszerzoną wersję można całkiem darmo zassać z sieci w .pdfie na stronie czasopisma. Ja za autorem nieszczególnie przepadam, więc nie zasysałam.

Zostały nam jeszcze felietony. O ćwiekowym już było, czas na sullivanowy. Tym razem pisarz tłumaczy młodym adeptom, jak ważny jest początek. Czasem się z nim zgadzam (gdy pisze, żeby zaczynać ciekawie), a czasem nie. Nie zgadzam się głównie z tym, co pisze o pierwszym zdaniu, bo zbyt fanatyczne przestrzeganie jego rad może doprowadzić do sytuacji znanej z „Dżumy” (no i wtedy, kiedy radzi zaczynać romans sceną erotyczną – toć to to samo, co zaczynać kryminał od zdradzenia, kto zabił). Dalej mamy felieton Rafała Kosika i tu odetchnęłam z ulgą, bo zgadzam się z autorem znacznie mniej, niż ostatnio. A tym razem rzecz o zapomnianych dialektach, którym autor nie daje racji bytu. Cóż, mi w przeciwieństwie do autora jest trochę smutno, że rzeczone dialektu giną (bo to w jakimś stopniu zubaża i język główny, i kulturę), ale zgadzam się, że jeden język ułatwia życie. A co śmieszniejsze, autor ze wzgardą traktuje wymierające gwary regionalne, ale zachwyca się dialektem tworzonym na potrzeby kilkuosobowej grupy. Czy tylko ja widzę sprzeczność? Ale ale, zaraz na następnej stronie mamy powrót Wattsa. Pisarz tym razem głowi się nad tym, jak sprawić, żeby Igrzyska Olimpijskie były naprawdę uczciwą realizacją. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu pomysł równych dotacji dla każdego zawodnika, niezależnie od kraju pochodzenia. Na koniec felieton Łukasza Orbitowskiego. Ponieważ autor ciągle opowiada nam o horrorach (tym razem „Horror Express”), nie wzbudził mojego entuzjazmu.

Zanim przejdziemy do opowiadań, krótko o tym, co w darmowym .pdfie. O wywiadzie z Weberem już wspominałam – i fanów autora zachęcam do zajrzenia, bo znajdą ponad dwa razy więcej tekstu, niż w gazecie. Poza tym gratka dla fanów Jonathana Carrolla – wywiad z autorem. Może nie tak imponujący, jak poprzedni, ale całkiem fajny. A na koniec coś na otarcie łez dla tych, którzy płaczą po rubryce Rzymowskiego – felietonik o serialu. Tym razem serial taki, że nawet ja nie marudziłam, że nie dla mnie.

Ale dajmy już spokój publicystyce, przejdźmy do opowiadań. Tym razem numer filmują teksty po prostu dobre. Nie wybitne, nie beznadziejne, ale po prostu dobre. „Khulle” Ewy Bury to opowiadanie bardziej o postapokaliptycznym świecie i o tytułowej bohaterce (a także o opowiadaniu historii), niż konkretna historia do przedstawienia. Chętnie przeczytałabym jakąś dłuższą formę w tym klimacie. „Do zwartego zaklęcia” Adama Synowca to wielce pocieszny tekst satyryczny, w którym autor bawi się odwracaniem schematów. Z prozy zagranicznej mamy ciekawy zbiorek. Premierowe opowiadanie rodziny Careyów (z której najszerzej znany jest Mike Carey) uważam za najlepsze w numerze. „Opowieść o siedmiu dżinach” ma klimat nieco okrutnej, ale wielce ciekawej baśni – i jest raczej zbiorem historii. „Sytuacja” Jeffa VanderMeera (znanego fanom serii Uczta Wyobraźni) już mnie tak nie zachwyciła. Owszem, wyobraźnia, rozmach i język autora są zaiste imponujące, ale ta opowieść o biurowych konfliktach jest dla mnie zdecydowanie zbyt surrealistyczna. Na koniec mała gratka Niemiec rodem – „ANALK” Floriana Hellera. Złośliwie zabawny tekst o tajnej niemieckiej wyprawie na księżyc. Muszę przyznać, że bije od niego specyficzny urok.

Poza tym wiele recenzji i konkursów – w tym literacki. Tak więc numer warto kupić.:)

4 komentarze:

  1. Dobry numer, w większości zgadzam się z Tobą :) Opowiadania bez szału, oby w październiku było lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że będzie lepiej. Ale opowiadanie Ewy Bury odebrałyśmy jednak nieco inaczej.:)

      Usuń
  2. Bardzo Ci dziękuję za dokładną relację. Widziałam w kiosku i już miałam kupić, ale zmroziła mnie cena. jakoś nie miałam tego problemu kupując poprzednie dwa numery. :) Po Twoim sprawozdaniu kupię na pewno. Lubię recenzje w "Nowej Fantastyce".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo^^ Ten numer faktycznie nie ma nic, co od razu by do niego przyciągało - sama miałam problem z zabraniem się do niego. Ale w ogólnym rozrachunku jest całkiem fajny.:)
      Ja z reguły czytam recenzje tylko tego, co już przeczytałam/obejrzałam, albo wiem, że nie mam zamiaru czytać/oglądać. A to dlatego, że co prawda teksty są napisane fajnie i rzeczowo, ale opinie rzadko powtykają się z moimi gustami.;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.