Strony

piątek, 26 października 2012

Subiektywne prasowanie 10# - "Nowa Fantastyka" 10/2012


Nie da się ukryć, ze notka na temat jubileuszowego numeru Nowej Fantastyki pojawia się nieprzyzwoicie późno. Winić za to można jedynie moją jesienną chandrę, która sprawiła, że przez większość miesiąca wykazywałam aktywność intelektualną na poziomie ameby. Sam numer jest bowiem smakowity. Nawiązanie do jubileuszu widać już po okładce – tu i tam (czyli na okładce pierwszego numeru) młoda, biuściasta blondynka, pokazująca tego biustu ile tylko się da, żeby nie trzeba go było zasłaniać naklejką „18+”. Myślę, że okładka miała też ukazać pewną zmianę sztafażu fantastycznego – kiedyś na topie były półnagie kapłanki fantasy, koniecznie jako dodatek do równie półnagiego barbarzyńcy. Teraz panie modniej wyposażać w kosmiczne blastery lub postnuklearne wihajstry, półnagi barbarzyńca już nie jest niezbędny. Za to w kwestii ubioru zaskakująco mało się zmieniło.;)

Zaczyna Jakub Winiarski ze swoimi krótkimi, filozoficznymi rozważaniami na temat innych wszechświatów. Muszę przyznać, że to wstępniak najbardziej „o niczym”, jaki do tej pory mi się w Nowej Fantastyce trafił. Ale fajne to "nic", takie nostalgiczno-poetyckie. Jakuba Ćwieka nie było, za to Michał Cetnarowski w bardzo fajnym przekrojowym artykule przedstawił trzy dekady fantastyki w Polsce (dla mnie bomba, bo w pierwszej dekadzie jeszcze nie było mnie na świecie, a przez większość drugiej nie umiałam czytać, więc obserwacja pewnych zjawisk byłaby mimo wszystko mocno problematyczna). Tekst porusza temat ogólnych nurtów w gatunku w kolejnych latach i powinien bardzo przypaść do gustu tym młodszym czytelnikom, których (jak niżej podpisaną) ominęło doświadczanie tego na własnej skórze. Dalej znajdziemy zapiski o ekranizacji przygód Feliksa, Neta i Niki, stworzonych przez Rafała Kosika. Obecnie można już pójść na film i sprawdzić, co wyszło. Na następnej stronie trochę rozważań Wawrzyńca Podrzuckiego (gdyby ktoś nie kojarzył, jest to ten pan, który na łamach pisma zajmuje się wyjaśnianiem fantastycznych bredni podłożu biologicznym). Tym razem autor porównuje wizje stworzone przez pisarzy trzydzieści lat temu ze stanem faktycznym. Smakowity artykuł, chociaż, jak to zwykle u Podrzuckiego, mało optymistyczny. Dalej coś, co pożarłam z wyjątkowym smakiem, czyli Macieja Parowskiego opowieści o sztuce fantastycznej i artystach ją tworzących. Szkoda, że taki krótki. A jak już przy graficznej stronie fantastyki jesteśmy, to dołóżmy coś o komiksie – sporo na ten temat ma do powiedzenia Tomasz Kołodziejczak.

Jeszcze stały punkt programu, czyli felietony. Ćwiekowego, jak wspomniałam, nie było, tak samo jak sullivanowych porad dla pisarzy. Za to felieton kosikowy, w którym autor wspomina o początkach swojego pisania, bardzo przypadł mi do gustu. Miło się do niego wraca. Peter Watts tym razem wysmażył skargę na niegodne zakończenie serialu „Battlestar Galactika”. Sama co prawda znam go tylko z widzianych okazjonalnie urywków, ale skonsultowałam tekst z prawdziwym fanem serialu – przyznał sto procent racji Wattsowi. Łukasz Orbitowski w swoim cyklu tym razem pochyla się nad „Rzeczami”: „Rzeczą” – horrorem w reżyserii Carpentera i „Rzeczą” napisaną przez Wattsa jako swoiste uzupełnienie filmu. Mówcie co chcecie, ale mi to pachnie typowym fanfickiem – z tego, co pisze Orbitowski, majstersztykiem gatunku, bo nie dość, że tekst świetny, do pogłębia i dodaje niejednoznaczności filmowi. Sama bym chętnie przeczytała. 

Czas na jubileuszowe opowiadania. XV miniatur Grzegorza Janusza po prostu mnie urzekło – jak zazwyczaj nie znoszę tej formy, tak tutaj mam ochotę kilka sobie wynotować. Tekściki przypominają bowiem długie dowcipy o mocno surrealistycznym klimacie i nieco wisielczym humorze. „Jad” Marty Malinowskiej pozytywnie zaskakuje. Nie jest to może tekst wybitny, ale w skali szkolnej zasłużyłby sobie na solidną czwórkę z plusem. Poza tym chętnie spotkałabym się ze światem i bohaterką w jakiejś dłuższej formie. A jest to historia tajemniczego zatrucia pewnej małej ulicznicy (ulicznicy w sensie formy żeńskiej od dickensowskiego „ulicznika”, nie panny spod latarni). Opowiadanie Zbigniewa Wojnarowskiego pozwoliłam sobie ominąćpoprzedni kontakt z tym autorem nie wypadł zbyt pomyślnie, a ten miał być w podobnych klimatach. W opowiadaniach zagranicznych czuć powiew egzotyki. „Nocna parada duchów” Xia Jia to ciekawy konglomerat chińskich wierzeń, niepokojącej technologii, rozważań o przemijaniu i istocie człowieczeństwa. Konglomerat udany, choć czegoś w nim zabrakło. Jaffrey Ford to autor znany mi z „Fizjonomiki”. W „Siódmej minie Gnerała Robota” widać podobieństwo stylu. Autor zdecydowanie chciał pokazać kilka ludzkich słabości w krzywym zwierciadle, ale forma jak dla mnie była zbyt rubaszna. Do Luciusa Sheparda pałam czytelniczym afektem, od kiedy poznałam smoka Griaule’a. „Chudzina” z jednej strony dorównuje opowiadaniom z udziałem jaszczura, z drugiej zaś pozostawia niedosyt. Jest to wynikiem podobieństw do „Czaski” – i tu,  i tam mamy nietypową nimfetkę o złowieszczych mocach, i tu, i tam kręci się wokół niej facet dużo starszy, wchodzący z nią w nietypową relację. Przesłanie również jest podobne. Dwa opowiadania Nira Yaniva to teksty satyryczne, ironiczne i niepokojące. „Spopielacze” to etiuda na temat choroby psychicznej – niezbyt przypadła mi do gustu, schizoidalni bohaterowie nie należą do moich ulubionych. Za to „Słowo Boże”, będące odpowiedzią na pytanie „Co by było, gdyby słowo ludzkie miało moc sprawczą?”, wydaje mi się świetną, złośliwą, choć zwięzłą charakterystyką ludzkich przywar. 

Tymczasem zachęcam do lektury nowego numeru, który właśnie wpadł mi w łapki. Zapowiada się jeszcze bardziej smakowicie.

14 komentarzy:

  1. Ja dopiero wczoraj w nocy skończyłam czytać ten numer, więc jest ktoś, kto spóźni się z publikacją omówienia jeszcze bardziej - pewnie u mniej pojawi się w poniedziałek :)
    Generalnie wrażenia mamy pozytywne, ale szczegóły będę sobie musiała przypominać z NF w dłoni, bo lekturę miałam rozłożona na 3 tygodnie i trochę już się w pamięci pozacierało :) Co pamiętam to faktycznie świetny wstępniak, felieton Orbitowskiego i artykuł Podrzuckiego. Trochę za to zmęczyły mnie teksty dotyczące ilustracji, ale to pewnie z racji braku zainteresowania tematyką, a nie ich jakości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko miło wiedzieć, że nie jestem sama.;) Czekam na Twoją opinię.:)

      Też sobie rozkładałam lekturę - z tym, że publicystykę przeczytałam praktycznie w dwa dni, a później tygodniami męczyłam opowiadania.;)

      Usuń
    2. Czyli system ten sam, tylko u Ciebie szybciej poszło :)

      Usuń
  2. Bardzo podobają mi się twoje spostrzeżenia dotyczące okładki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.^^ Ostatnio coraz bardziej pociąga mnie takie "filozowanie".;)

      Usuń
    2. Dobre "filozowanie" nie jest złe. W kontekście faktu, że autorami w NF są głownie panowie, okładka jest naprawdę ciekawym zjawiskiem ;)

      Usuń
    3. Zastanawiałam się nawet nad napisaniem przytyku, że redakcja zapomina o żeńskiej części publiczności, a ponieważ mamy równouprawnienie, to w imieniu tejże części życzę sobie następnym razem jakiegoś smakowitego, półnagiego pana na okładce, ale się powstrzymałam.;)

      Usuń
    4. hehe, a bo zapomina redakcja, zapomina ;) Fantastyka jest w ogóle sprzedawana, mam wrażenie, jako bardziej "męski" gatunek, a mnie się wydaje, że proporcje czytelnicze już dawno się wyrównały.

      Usuń
    5. Hm, nie wiem, jak na świecie (zawsze myślałam, że od czasu Le Guin ten męski punkt widzenia nie jest tak podkreślany), ale jeśli chodzi o Polskę, to mam bardzo podobne wrażenie. U nas nawet paniom pisarkom robi się kampanie reklamowe na zasadzie "napisane po męsku" (poza jedynymi Białołęcką i Brzezińską). Myślę, że znalazłoby się wiele czytelniczek, które chętnie przeczytałyby dobrą, polską fantastykę "napisaną po żeńsku" - która nie byłaby tanim romansidłem, bo to się dziwnie często wydawcom myli.

      Usuń
  3. Podobał mi się tekst Kołodziejczaka, trochę mi się przy nim wzięło na wspominki...
    Ale ta goła baba na okładce to już hardcore prawie. Mój trzynastolatek łypał okiem, oj łypał:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ni z gruszki, ni z pietruszki, skłoniłaś mnie swoim komentarzem do zauważenia, że trzydzieści lat temu goła baba była bardziej ubrana, mimo, że pokazywała w zasadzie tyle samo.;) Czyli coś się jednak w modzie fantastycznej zmieniło.;)

      Usuń
    2. A potem przyjdzie taki 13latek z NF coby sobie jakieś opowiadanie przeczytać i po łbie od nauczycieli dostanie. A jak po łbie dostanie, to i do czytania się zrazi ;)

      Usuń
    3. Grendello, obawiam się, że nie tylko od nauczycielki - on w świętym oburzeniu wezwie rodziców, a ci nie dość, że dadzą burę i szlaban, to jeszcze obniżą kieszonkowe, żeby dzieciak na takie bezeceństwa pieniędzy nie wydawał... Ot, represjonowanie czytelnictwa od najmłodszych lat, no.;)

      Usuń
    4. Ja myślę, że należałoby wystosować jakiś protest do redakcji ;) bo jestem przekonana, że redakcja nie taki efekt zamierza osiągnąć!

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.