Strony

sobota, 24 listopada 2012

Wyśmienite milordzie! - "Bezduszna" Gail Carriger

Recenzja sponsorowana przez Arię, która pożyczyła mi książeczkę.:) Dzięki!:)

Czasami czytelnik potrzebuje się rozerwać. Tak zwyczajnie, bez zobowiązań czy ambicji literackich, ot, zabawić się przy niegłupiej książce. Ja wam teraz opowiem o takiej książce. Postaram się zrobić to szybko, bo nie wiem, jak długo dam radę powstrzymywać się przed pożarciem kolejnego tomu.

Alexia Tarabotti jest starą panną. Co prawda ma dopiero 26 lat, no ale w dziewiętnastowiecznym Londynie jest to wiek matuzalemowy, jeśli nie ma się męża. Odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest nie tyle śródziemnomorski typ urody, co trudny charakter. Kto to widział, żeby panna miała własne zdanie i bezceremonialnie je światu komunikowała! Poza tym Alexia nie posiada duszy, ale to już mniejszy problem. Wszystko powyższe sprawia, że młoda kobieta bale zwykła spędzać w bibliotekach organizatorów – nie, żeby jej to szczególnie przeszkadzało, bo książki też są dobrym towarzystwem. Pewnego wieczoru zdarzyło się, że w takiej cudzej bibliotece zaatakował ją wampir. Nawet nie spytał, czy można skosztować, też coś. Wynik szamotaniny jest taki, że nie można się obejść bez odpowiednich służb, które pojawiają się w osobie samców alfa i beta miejscowej watahy wilkołaków. Ten alfa bardzo interesujący, chociaż nie do wytrzymania. Teraz pozostaje tylko wyjaśnić, skąd się wziął nierejestrowany wampir, gdzie się podziały niezrzeszone rejestrowany i kto u diabła poluje na Alexię.

Jestem pełna podziwu dla pani Carriger. Sprzedała mi bowiem fantastyczny kryminał pożeniony z romansem paranormalny i gęsto obsypany humorem, a ja go kupiłam. I to jeszcze jak kupiłam! Prawie tak, jak najlepsze powieści Pratchetta. Terry Pratchett co prawda nie jest kobietą i wątki romantyczne  go raczej nie interesują, ale gdyby był i gdyby go zainteresowały, to powstałaby właśnie „Bezduszna”.

Pora chyba wyjaśnić, co mnie tak ujęło w tej książce, bo jak dotąd wybełkotałam tylko kilka bezładnych zachwytów. Po pierwsze fakt, że ktoś mi umiał sprzedać historie romansu, których raczej nie znoszę. Fakt, że wątek romansowy, mimo iż zajmuje sporo miejsca, nie spycha fabuły właściwej do kąta też wart jest pochwały. Z resztą, już samo to, że wreszcie na widelcu mamy wilkołaka, a nie wampira, jest u mnie punktowane. Osobiście jestem w stanie zrozumieć fascynację ciepłym, puchatym i nieco dzikim dziwadłem, ale sztywnym, zębatym i bladym sztywniakiem już nie. Romans jest więc wiarygodny i poprowadzony zgodnie z wielce temperamentnymi charakterami bohaterów, a do tego z założenia humorystyczny – to ostatnie sprawiło, że autorka zdobyła moje czytelnicze serce. Dobrze napisana, humorystyczna historia miłosna to jest coś, z czym nawet Terry P., dla mnie od zawsze i na zawsze król humoru, sobie nie poradził.

Po drugie – fabuła, która znacznie wykracza poza romans i potrafi szalenie czytelnika wciągnąć. Poprowadzona z brawurą godną Dana Browna (tylko znacznie lepiej) akcja zabierze nas zarówno na londyńskie salony, jak i do podziemia, a nawet do wilczego leża. A przy tym czytelnik (no dobrze – czytelniczka, bo jakkolwiek uważam, że to książka jest świetna niezależnie od płci odbiorcy, nie wiem, czy panowie będą w stanie w pełni docenić jej walory) cały czas chichocze, rozbawiony żarcikami, jakie co rusz pani Carriger raczy utykać na stronach. Nie bez znaczenia jest wykorzystanie w tej materii konwenansów etykiety wiktoriańskiej czy całego ambarasu związanego z ówczesnymi realiami, co wychodzi fenomenalnie.

A skoro już o opisach mowa, to jestem pod wrażeniem. Autorka co prawda dała sobie spokój z topografią miasta czy opisem zaułków, ale przecież panna z dobrego domu, jaką niewątpliwie jest Alexia Tarabotti, nie ma prawa wiedzieć, jak one wyglądają. Zamiast tego dostajemy opisy spacerowiczów z Hyde Parku, wieczorowych sukni (muszę przyznać, że mało która rycina z epoki wywołuje u mnie tak barwne wizualizacje, jak te opisy) i salonów londyńskiej elity, zarówno śmiertelnej, jak i nadprzyrodzonej. A i sposób, w jaki rozprawiła się z zawiłościami integracji społecznej bytów nadprzyrodzonych zasługuje na pochwałę. Nie ma tu mętnych podziałów i niedopracowanych wyjaśnień. Wszystko do siebie pasuje i chodzi jak w zegarku.

Słów kilka o bohaterach. Niezwykle spodobał mi się sposób, w jaki autorka uniknęła wszystkich typowo romansowych pułapek w tworzeniu damy. Zamiast rozlazłej i nieładnej mamei czy superzaradnej seksbomby (która niby to jest przeciętnej urody, ale wszyscy faceci za nią szaleją, więc coś tu śmierdzi) mamy Alexię, która współczesnemu facetowi z pewnością by się bardzo spodobała. Tyle, że nie jesteśmy we współczesności, jeno w wiktoriańskiej Anglii, a do ówczesnego kanonu piękna panna Tarabotti nijak nie pasuje. Toteż nic dziwnego, że podoba się raczej tym panom, którzy jeszcze pamiętają kanony wcześniejsze. Panowie zaś są urodziwi w różnych typach i o różnych typach temperamentu (najurodziwszy i najbardziej temperamentny jest przeznaczony naszej drogiej Alexii, ale wybaczmy autorce to ustępstwo na rzecz romansowego kanonu), więc nie można narzekać na wycinanie bohaterów od sztancy. Zwłaszcza, że ciekawe postacie męskie są świetnie równoważone ciekawymi postaciami żeńskimi, więc nic tylko czytać. 

Niniejszym postanawiam niezwłocznie zastosować się do rady z końca poprzedniego akapitu i biorę się za drugi tom przygód Alexii. Co też radzę uczynić wszystkim, którzy jeszcze nie zainteresowali się panną z parasolem. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze bawiłam się przy książce.

Tytuł: Bezduszna
Autor: Gail Carriger
Tłumacz:
Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginalny:
Soulless
Cykl: Protektorat Parasola
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2011
Stron: 320

17 komentarzy:

  1. Mam ją na swojej liście życzeń świątecznych:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak chwalicie i chwalicie (znaczy Ty, Silaqui, Viv, i jeszcze jakieś anonimowe recenzje zewsząd), że aż się skuszę w końcu. ;) Co prawda połączenie słów "paranormal" i "romans" brzmi wciąż skrajnie upiornie... No nic, postaram się przynajmniej dorwać angielską wersję i wmawiać sobie, że czytam w celach edukacyjnych. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też brzmiało skrajnie upiornie, dlatego długo zwlekałam z zapoznaniem się. Ale koniec końców, okazuje się, że nie ma się czego bać, bo to jednak bardziej romantyczna powieść humorystyczna, niż romans.:) Swoją drogą, ciekawe, jak wypada polskie tłumaczenie na tle oryginału.

      Usuń
  3. Ha, ja Ci powiem, że się sama zabijam. Mam na półce trzy tomy, leżą tak sobie już od ponad pół roku chyba, a ja dalej co innego czytam ;) Jeśli chodzi o to, czy faceci połasiliby się na taką książkę, to ja osobiście znam jednego - mojego kuzyna. uwielbia paranormale. Wiem, to dziwne. On jest dziwny. Przynajmniej znajdujemy wspólny język, bo on i czytalnik, i gitarzysta i w ogóle.

    Ja z chęcią przeczytałabym o takiej Alexii i o trochę mniej urodziwym typie. Co by nie było za słodko. Ale widzę, że i tak słodko nie jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie ma na co czekać, trzeba czytać (no, chyba, że chcesz zabrać całość i dopiero potem czytać - wszystkiego ma być 5 tomów).:D

      Wiesz, ja nie wątpię, że istnieją jednostki płci męskiej lubiące paranormale. Ale pomijając już nawet to, że są wyjątkami potwierdzającymi regułę, chodziło mi raczej o docenienie barwnych opisów strojów z epoki czy męskiej urody.;) Co nie zmienia faktu, że w sumie fajnego masz kolegę.^^

      Jest raczej śmiesznie, niż słodko, chociaż obowiązkowa dawka lukru jednak w pierwszym tomie się znalazła (przynajmniej nie jest mdląco słodki;)). Za to później to się dopiero dzieje.;)

      Usuń
    2. No taaaaaaak, napalaj mnie dalej, a ja właśnie co innego czytam :D :D Jak to tylko 5 tomów?! Toż to ten ohydny Dom Nocy ciągnie się jak guma przyklejona do buta, a ta chwalona przez wszystkich seria tylko 5 tomów? Eeeeech, przynajmniej nie zbankrutuję :D

      A jeśli chodzi o docenianie kunsztu literackiego, czy wyobraźni autora, to się zgadzam - faceci raczej tego nie robią, bo to im niepotrzebne :D

      Usuń
    3. No na dobrą książkę trzeba napalać.;) Tylko pięć, bo autorka miała dobry pomysł na pięć tomów, więc tyle napisała. Niektórzy mają dobry pomysł na pierwszy tom, a potem improwizują niczym scenarzyści "Mody na sukces" i wychodzi taka przeżuta guma.;)

      Usuń
  4. Dla mnie ta część była nazbyt romansowa i przewidywalna, ale urok ma i tak niesamowity. Za to część druga i trzecia - cuda! Przynajmniej dla mnie, bo wiem, że dla części czytelniczek lepsze są historie bardziej miłosne :)

    Btw skoro przeczytałaś, to będą obrazki? ;) I muszę się znowu zapisywać, jak będziesz przyjmować zgłoszenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się tom pierwszy podobał w sumie najbardziej, po części dlatego, że wziął mnie z zaskoczenia, a po części dlatego, że mimo przewidywalności autorka tak zgrabnie wywraca do góry nogami romansowe schematy, nie roznosząc ich przy tym w perzynę.;)

      Obrazków nie związanych z akcją nie będzie, bo zbyt leniwa jestem (a po prawdzie trochę ostatnio brak czasu mi na radosną twórczość nie pozwala).;) Ale zgłaszać można, najlepiej wytrwale co miesiąc i poprosić znajomych o wsparcie, co bym mogła uczciwie wylosować.;) I możesz zgłosić nawet teraz, bo jeszcze w tym miesiącu nie zgłaszałaś (zapisy przyjmuję od 1 do 30 (względnie 31) każdego miesiąca). Masz link do aktualnych:
      http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2012/11/jak-to-widze-czyli-kogo-zobaczymy-w.html

      Usuń
  5. Świetnie to napisałaś ;) Jakkolwiek nie znoszę romansów zwykłych i tych paranormalnych, tak naprawdę mam ochotę sięgnąć po tę książkę ;) Jeśli można się przy niej pośmiać i rozerwać to miłosne wątki przeboleję. Po za tym widzę, że dość cienka to książeczka więc dam radę ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki^^ Sięgaj, sięgaj, książeczka jest niewielka, a czyta się ją błyskawicznie. Tylko kiedy już weźmiesz się za drugi tom, radzę mieć pod ręką trzeci.;)

      Usuń
  6. Czytałam i podzielam Twoje zdanie;)

    OdpowiedzUsuń
  7. I pomyśleć, że mam parę tomów, część po niemiecku, część w oryginale - wszystkie dziewicze, nietknięte, czekające na lepsze czasy;-)... No niby były pozytywne opinie, ale - szczerze, bez wazeliny - dopiero Twoja mnie tknęła na tyle, by jednak rzucić łaskawszym okiem na ten cykl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, miło być pomocnym:D Mm nadzieję, że będzie mi niedługo dane poznać Twoją opinię.:)

      Usuń
  8. W kolejnych tomach forma autorki delikatnie spada. Na szczęście bardzo powoli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się z Tobą trochę zgodzę, a trochę nie.;) Bo faktycznie drugi tom jakoś nieco mniej porywa, ale z drugiej strony wiele osób uważa go za lepszy od pierwszego. Stąd wnoszę, że to dlatego, że autorka przeniosła ciężar akcji z romansu na zagadkę.

      Usuń
  9. "Protektorat..." to rzeczywiście świetna seria :) Tym bardziej, że z tomu na tom robi się ciekawiej i bardziej zabawnie :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.