Strony

środa, 26 grudnia 2012

Dopiero się rozkręca - "Uczta dusz" C. S. Friedman


Celia S. Friedman to pisarka o nazwisku bardzo znanym w światku fantastycznym – w swej karierze  miała bowiem powieści fantasy, sci-fi i hybrydy obu gatunków napisane na wysokim poziomie. Nawet na mojej półce czeka na lepsze czasy słynna „Trylogia Zimnego Ognia”. Tymczasem Prószyński postanowił wydać nieznaną jeszcze w Polsce „Trylogię Magistrów”, której pierwszy tom to „Uczta dusz”. Po tak znanym nazwisku można się wiele spodziewać, prawda?

Kamala ma siedemnaście lat, niesamowitą determinację i pewien interesujący dar – potrafi splatać magię z ognia własnej duszy. Nie jest to w sumie nic nadzwyczajnego, czarownice i czarowników można spotkać we wszystkich miastach królestwa. Tylko że każde zaklęcie zabiera trochę czasu życia czarownicy. Kamala nie chce skracać swojego. Chce dołączyć do kasty Magistrów, którzy dzięki tajemniczym rytuałom uzyskują nieograniczoną moc i nieśmiertelność. Problem polega na tym, że jak dotąd żadnej kobiecie nie udało się przeżyć rytuału… Tymczasem znajdująca się na północy bariera chroniąca ludzkość przed potworami zaczyna słabnąć. Czy bestie, które doprowadziły do końca Pierwszej Epoki Królów mogą ciągle stanowić zagrożenie?

Amerykański hardcover. Stąd.
Muszę przyznać, że trochę rozczarowałam się tą książką. Po tak znanej autorce spodziewałam się czegoś niesamowitego, a dostałam kolejnego przyjemnego przeciętniaczka – ciekawą historyjkę fantasy z kilkoma oryginalnymi pomysłami i przynajmniej taką samą ilością wad. Choć muszę dodać, że warsztatowi pisarskiemu pani Friedman nie da się niczego zarzucić.

Z ciekawych pomysłów można wymienić system magiczny friedmanowego neverlandu. Już w „Trylogii Zimnego Ognia” autorka wykazywała pewną fascynację szeroko pojętym wampiryzmem, a „Uczta dusz” wydaje się być jej kolejną odsłoną. Mamy więc wampirycznych Magistrów, którzy zarówno do swoich czarów, jak i do egzystencji potrzebują cudzej energii życiowej. Mamy też autowampiryczne czarownice i czarowników, którzy magię opłacają własnym życiem i stąd też wszystkie ograniczenia w jej stosowaniu. W zasadzie Magistrowie posiadają wszystkie cechy, które literatura eksploatowała w przypadku wampirów – są to istoty bardzo stare i praktycznie nieśmiertelne, mające wiele tajemnic, których nie ujawniają zwykłym śmiertelnikom, które na tych śmiertelnikach żerują i które w swoim wielowiekowym życiu śmiertelnie się nudzą. Autorka postarała się dać czytelnikowi wgląd w psychikę takiej istoty, której po kilku setkach lat przestają dotyczyć tak przyziemne sprawy, jak moralność czy wyrzuty sumienia. Wyszło całkiem nieźle, bo bez sztucznego nadęcia i pompatyczności.

A tu paperback - polska wersja ładniejsza.;)
Przejdźmy może do bohaterów. Notka na okładce polskiego wydania sugeruje, że będziemy śledzić historię Kamali, młodej dziewczyny, której zamarzyła się rewolucja w świecie Magistrów. Prawda jednak wygląda tak, że jest to tylko jedna ze składowych wątku głównego. Co gorsza, poprowadzona w ten sposób, że Kamala niebezpiecznie zbliża się do wizerunku standardowej, zbuntowanej Mary Sue. Miała ciężkie dzieciństwo, jest sierotą, ma niezwykłe moce, a na dodatek wszyscy ją lubią (a nawet jeśli nie, to z miejsca czują się nią zafascynowani, nawet, jeśli nie wiedzą, jaką osobliwością w istocie jest) i nie ma takiego problemu, którego nie mogłaby sama rozwiązać. Na szczęście bliżej końca powieści autorka najwyraźniej się opamiętała i Kamala przestała być tak irytująca. Mam nadzieję, że ta tendencja utrzyma się do końca cyklu.

Przypadek Kamali jest tym dziwniejszy, że Friedman pokazała przy okazji innych postaci, iż bohaterów tworzyć potrafi bardzo sprawnie. Nie ma problemów ani z postacią zbuntowanego, śmiertelnie chorego księcia, ani z surowym, a później coraz bardziej szalonym władcą wielkiego imperium, ani wreszcie z królową pełną gębą (Gwynofar to jedna z lepiej napisanych kobiecych postaci, z jaką spotkałam się od dłuższego czasu), o całej plejadzie zimnych, wyrachowanych Magistrów nie wspominając. Zaiste, różnorodni bohaterowie to mocna strona powieści, pomijając wpadkę w osobie Kamali.

Może na to nie wygląda, ale „Ucztę dusz” mimo wszystko oceniam na plus – w szkolny dzienniczek wpisałabym za nią 3+, może nawet 4-. Jest to zasługą bardzo dobrze skonstruowanych postaci, które nie pozostają obojętne czytelnikowi i których losami pozostałam żywo zainteresowana. Już mniejsza o to, że fabuła średnio zaskakuje – może w drugim tomie będzie lepiej. I nawet pomylenie dzidy z lancą wspaniałomyślnie wybaczę.

 Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i s-ka. 

Tytuł: Uczta dusz
Autor: C. S. Friedman
Tłumacz:
Grażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Tytuł oryginalny: Feast of Souls

Cykl: Trylogia Magistrów
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2012
Stron: 608

10 komentarzy:

  1. Całkiem podobała mi się "Uczta dusz" choć faktycznie nie jest to jakieś wielkopomne dzieło. Kamalę z bohaterów polubiłam najmniej, ale w recenzjach "Skrzydeł gniewu" przeczytałam, że tej bohaterki jest trochę mniej, więc jestem dobrej myśli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dobrze wiedzieć. Chciałabym więcej Gwynofar.;) A książka już czeka na półce, więc niedługo się sama przekonam.;)

      Usuń
  2. Przeciętnemu fantasy zdecydowanie podziękuję. Już prędzej sięgnę kiedyś po - ponoć lepszą - Trylogię Zimnego Ognia, acz to też jedna z mało priorytetowych pozycji na mojej liście zakupu/czytania. Jakoś coraz bardziej nie mam ochoty na klasyczne fantasy, a już o fantasy z Mary Sue w roli głównej nie wspominam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo bardzo trudno znaleźć dobre klasyczne fantasy. Jak mi się ta sztuka udaje czasem, to jestem w niebo wzięta. A szkoda, bo ja takie klasyczne historie z neverlandów ogromnie lubię. Trylogię Zimnego Ognia też mam na półce, ale nieprędko się wezmę.

      Usuń
  3. Ja na razie się nie skuszę bo już po twoim opisie widzę, że prawdopodobnie nie polubiłabym głównej bohaterki, jedynie ci magistrowie mnie zaciekawili ;) Po za tym nie chcę na razie rozpoczynać kolejnego cyklu, dopóki nie skończę jakiegoś innego. Ale może kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz sobie poczekać, szalu nie ma. Ale ze względu na Magistrów kiedyś przy okazji zajrzyj.;)

      Usuń
  4. porównanie z wampirami otworzyło mi oczy: rzeczywiście, coś w tym jest!
    Uczta dusz może nie jest arcydziełem, ale fajnie się zgrywa z Skrzydłami Gniewu. Ot... książka fajna, bez fajerwerków/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem co raz bardziej ciekawa tej książki i jej kontynuacji :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się podobała :) Jeszcze mam przed sobą "Skrzydła gniewu", ale też sądzę, że będą fajne. Szkoda tylko, że nie genialne :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.