Strony

piątek, 28 grudnia 2012

Luźno tym razem - "Bezwzględna" Gail Carriger

O „Protektoracie Parasola” trochę się już upisałam – w końcu trzy tomu zrecenzowane, autorka nie wykazuje znacznego obniżenia formy, głupot nie wypisuje, no nie ma się do czego przyczepić, a produkowanie nowych peanów pochwalnych jest jednak dość nudne. Dlatego tym razem sprzedam wam jedynie garść luźnych i całkowicie subiektywnych refleksji odnośnie „Bezwzględnej” (i nie tylko).

Słów kilka o fabule (tutaj wyrazy uznania dla twórcy blurbów z okładki – właśnie takie powinny one być). Nasza droga Alexia sieje popłoch wśród mieszkańców rezydencji – gniew kobiety w zaawansowanej cięży bywa destrukcyjny, a przeciwstawiać się mu jakoś niezręcznie. Ponadto nagle okazuje się, że czeka ją przeprowadzka, a jakiś duch na granicy zdrowia psychicznego bełkocze o zamachu na królową. Ze względu na zajmowane stanowisko Alexia musi to sprawdzić, co z kolei oznacza grzebanie w brudach przeszłości…

Cóż, tom czwarty może nie wznosi się na takie wyżyny oryginalności i humoru, jakie zajmował tom pierwszy, ale z drugiej strony nie opada poniżej poziomu pozostałych tomów. Tak samo jest pod wszystkimi innymi względami warsztatowymi. W zasadzie więc mogłabym recenzję na tym zakończyć, ale nie będę tak  łaskawa i trochę literek dla szanownych czytelników jeszcze wyprodukuję.
Jest w „Bezwzględnej” kilka rzeczy, które mi się podobały, zarówno takich, których w poprzednich częściach nie było (lub było mało), jak i takich, które wystąpiły wcześniej, ale zapomniałam o nich wspomnieć. Zacznijmy więc od odpisu ciąży. Nie jest to z pewnością stan ociekający łzawym, kiczowatym romantyzmem, jak prezentuje go większość tzw. literatury kobiecej. Carriger co prawda ośmiomiesięcznego brzucha swojej bohaterki nie demonizuje, ale w przezabawny sposób przedstawia wszystkie dolegliwości (ze szczególnym uwzględnieniem huśtawki nastrojów). Bardzo mi się podoba taka szczerość okraszona humorem bez groteskowości.

Drugą rzeczą, jaką autorka mnie zaskoczyła, jest uchylanie rąbka tajemnicy tam, gdzie czytelnik nawet nie podejrzewał jego istnienia. Tutaj niewiele mogę napisać, żeby nie zdradzić zbyt dużo, ale z tomu na tom czytelnik dowiaduje się czegoś, o co nawet nie przyszłoby mu do głowy pytać.

Zebrało mi się też na kilka słów w kwestii strojów. Tak jak niezmiernie mnie nudzi szpanowanie metkami w młodzieżowych paranormalach, tak opisywane przez Carriger kapelusze i suknie wydają mi się fascynujące. W czym tkwi różnica? Cóż, być może chodzi o ilość. W powieściach Carriger takie opisy można na palcach jednej ręki policzyć, w powieściach młodzieżowych (i nie tylko) jest ich po kilka w rozdziale. Co za dużo, to jak wiadomo, niezdrowo. Może też chodzić o technikę. Autorka „Bezwzględnej” nie ogranicza się do podania koloru i napisu na metce, a ja bardzo lubię bogate i zgrabne opisy. A może po prostu chodzi o egzotykę czasów minionych? Dziewiętnastowiecznych sukni nie obejrzymy na ulicy. Spodni od Gucciego może też nie, ale spodnie to przecież zawsze spodnie, a nie dziewiętnastowieczna suknia spacerowa z dodatkami.

Ten zagmatwany i rozlazły wywód pozwolę sobie podsumować krótko: czytajcie Carriger, bo przed nami już tylko jeden tom. A potem wykupią z księgarń i co będzie?


Tytuł: Bezwzględna
Autor: Gail Carriger
Tłumacz:
Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginalny:
Heartless
Cykl: Protektorat Parasola
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2012
Stron: 364

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam serię! Czytałam wszystkie poza tym właśnie tomem i nadal na niego poluję. Chyba się nie doczekam i zakupię na jakiejś wyprzedaży teraz po świętach, jak gdzieś się trafi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja poluję na pierwszy, bo tylko jego brakuje mi do kolekcji. No i nie mogę doczekać się ostatniego.;)

      Usuń
  2. Pierwszy tom już za mną, ale żem leniwa, to nie spłodziłam recenzji i wrzucę wrażenia do najbliższego Przeglądu. Niemniej jestem zachęcona do zapoznawania się z kolejnymi tomami, ale pewnie dopiero za jakiś czas, bo znów mi się jakaś kolejka pilnych lektur ustawiła. Ale wracając do sedna - wyjątkowo przyjemnie rozczarowująca seria, zapałałam sporą sympatią. Jakby tak jeszcze więcej steampunku było, a nie tylko drobne wtręty, to już bym w ogóle była w pełni usatysfakcjonowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Cię zachęcę do dalszej lektury - im dalej w cykl, tym więcej steampunku.;) Choć na poważnie gadżety pojawiają się dopiero w trzecim tomie.:)

      Usuń
  3. Lektura zabawna z mądrym, dojrzałym humorem i satyrycznymi dialogami. Po prostu uwielbiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaaak, i teraz nic tyle czekać, aż Prószyniak łaskawie wyda tom piąty...


    :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie byłam zainteresowana tą serią i fragment o humorze w pierwszej części mnie zachęcił, ale nie jestem do końca pewna, czy chce mi się czytac tą sagę.
    Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam, zaraz sagę - to tylko pięć niedużych tomów. Poza tym, pierwszy tworzy zamkniętą całość, więc jeśli Ci się nie spodobo, to spokojnie możesz na nim poprzestać.:)

      Usuń
  6. Uwielbiam tę serię! Jestem bardzo ciekawa co autorka zgotuje nam w ostatnim tomie :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.