Strony

sobota, 22 grudnia 2012

Oprawa ładniejsza - "Osobliwy dom pani Peregrine" Ransom Riggs

Kiedyś (jeszcze w czasach podstawówki zapewne) gdzieś przeczytałam anegdotę odnośnie do powstania „O krasnoludkach i sierotce Marysi” Marii Konopnickiej. Anegdota opowiadała o tym, jak to wydawca spotkał się z pisarką, pokazał jej zestaw ilustracji z krasnoludkami i dziewczynką i kazał do nich dopisać historię, co też pani Maria uczyniła. Czy opowieść jest udana, rzecz gustu (osobiście uważam, że tak), sposób jednak co jakiś czas w książkach kolejnych pisarzy powraca. „Osobliwy dom pani Peregrine” był inspirowany starymi zdjęciami, które autor postanowił ocalić od zapomnienia, dopisując do nich niesamowitą historię. Jak wygląda efekt?

Kiedy Jacob był mały, dziadek często opowiadał mu niesamowite historie: o dzieciństwie w czasie wojny, o domu dziecka na angielskiej wyspie, o kolegach i koleżankach z tego domu, którzy a to byli niewidzialni, a to lewitowali, wreszcie o walce z ohydnymi potworami przypominającymi zombie z przerostem języka. Mały Jacob wierzył dziadkowi, siedmioletni Jakob wkurzał się, że dziadek robi go w balona, dopóki ojciec nie uświadomił mu, że stary Abraham fantazjami ubarwia wnukowi okropności wojny. Jednak piętnastoletni Jacob przekonuje się, że zarówno opowieści dziadka, jak i przechowywane przez niego niesamowite zdjęcia nie są jedynie fantazjami…

„Osobliwy dom pani Peregrine” jest powieścią młodzieżową, ale dość nietypową, jeśli porównać ją z innymi współczesnymi produktami tego gatunku. Mniejszy nacisk kładzie na aspekt przygodowy, najwięcej miejsca przeznaczając na psychologię postaci. Autor nie chciał jednak całkiem rezygnować z przygody (poniekąd słusznie). Niestety, zabrakło mu umiejętności, w związku z czym zamiast pełnego gracji balansowania na wąskiej granicy mamy nieprzystojny szpagat między Problemami Psychologicznymi a Awanturniczą Rozrywką. Jacob przechodzi traumę związaną ze śmiercią dziadka i lęki, koszmary czy paranoje chłopaka są całkiem nieźle opisane. Schody zaczęły się w momencie, kiedy autor zachciał nakreślić relacje z rodzicami, którzy syna kochają, ale nie za bardzo potrafią go zrozumieć, a dodatkowo mają własne problemy. W zestawieniu z ilością stron na to przeznaczonych, skomplikowane w założeniu więzi wydają się bardzo płytkie i potraktowane powierzchownie. A szkoda, bo ta warstwa powieści miała ogromny potencjał.

Przejdźmy do akcji. Samo jej rozłożenie może sugerować, że autor w ostatniej chwili doszedł do wniosku, że zbyt dużo czasu poświęcił relacji ojciec-syn i fabułę trzeba na gwałt zdynamizować. Przez to książka początkowo (czyli gdzieś do połowy) wlecze się niemiłosiernie. Niemniej, kiedy już przyśpiesza, mamy klasyczną rozprawę z antagonistą, która na tle statystycznej powieści młodzieżowej wypada bardzo dobrze. Wnioskuję, że autorowi typowa akcja wychodzi lepiej niż psychologia.

A jeśli już przy fabule jesteśmy, to pomysł był świetny. Samo osadzenie akcji dwutorowo: na początku II wojny światowej współcześnie oraz wplecenie w nią potężnej dawki retrofantastyki jest godne pochwały. Tak samo koncept galerii osobliwych postaci rodem ze zdjęć. Sądząc po otwartym zakończeniu, część pomysłów autor chwilowo zachował dla siebie i jeśli tylko zdoła uniknąć nużących schematów i błędów z pierwszej części, druga może być o niebo lepsza.

Nie mogę nie wspomnieć o wydaniu, gdyż strona wizualna książki stanowi w tym wypadku integralne dopełnienie fabuły. Szycie i twarda oprawa z piękną grafiką co prawda tylko cieszą oko, tak jak przecudnej urody pocztówki z reprodukcjami niesamowitych zdjęć dodane do książki. W środku mamy kolejne zdjęcia, dopasowane do fabuły i odpowiednio ułożone, a także inne ilustracje, jak policyjny portret pamięciowy potwora czy listy ręcznie pisane. Strony tytułowe rozdziałów utrzymane w kolorze sepii to dla mnie już przesyt szczęścia, ale nie będę narzekać. Mam wrażenie, że to jeden z tych niezwykle rzadkich przypadków, kiedy wydawca spisał się znacznie lepiej niż sam autor.

„Osobliwy dom pani Peregrine”
jest dla mnie powieścią problematyczną, posiada bowiem zarówno mocne strony, jak i bolesne braki. Bolesne tym bardziej, że wspaniała oprawa zapowiada niesamowitą przygodę. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że książka może się podobać, zwłaszcza nastoletnim czytelnikom. Niech więc sami zdecydują, czy warto poświęcić jej czas.

Recenzja dla portalu Insimilion.

Tytuł: Osobliwy dom pani Peregrine
Autor: Ransom Riggs
Tłumacz:
Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Tytuł oryginalny:
Miss Peregrine’s Home for Peculiar Children
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok: 2012
Stron: 400

13 komentarzy:

  1. Książka wygląda bardzo ładnie z zewnątrz, tylko szkoda, że jej wnętrze nie jest równie dobre. Zarys fabuły brzmi ciekawie, ale to mi jednak nie wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie pomysł na fabułę był świetny, tylko to wykonanie szwankuje...

      Usuń
  2. Przyznam, że się solidnie rozczarowałam, ponieważ liczyłam na achy i ochy, które sprawią, że pobiegnę do księgarni i nabędę to cudeńko. A tak w jednej chwili mój apetyt na tę pozycję bardzo osłabł. No ładna jest, śliczna nawet - jak ją kiedyś mocno przecenią, to dla samej oprawy może się skuszę. :D Ale z listy zakupów wykreślam, trudno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też liczyłam na achy i ochy, ale o dziwo nie czuję się szczególnie rozczarowana. Chyba po prostu nauczyłam się podchodzić do młodzieżówek bez wymagań.;)

      Usuń
    2. Właśnie, za mało, Moreni, wymagasz od młodzieżówek (a ja muszę za Ciebie nadrabiać). ^^ A już na poważnie, też jestem rozczarowana. Najbardziej słabą stroną psychologiczną, bo na nią liczyłam. Zresztą o wiele bardziej wolałabym, aby autor nie przypominał sobie o dodawaniu akcji, tylko skupił się na tym pierwszym.

      Usuń
  3. książka czeka na mnie na półce, więc muszę tylko wygospodarować dla niej czas :)

    OdpowiedzUsuń
  4. pomimo wielu pozytywnych opinii o książce nic mnie do niej nie kusi :)

    zapraszam także do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie "nie oceniaj książki po okładce" ;) piękne wydanie, szkoda, że zawartość taka sobie. Ale dzięki temu na razie trochę zaoszczędzę, bo może tak jak Oceansoul kupię gdy kiedyś ją przecenią ;) Póki co półki i tak się uginają od ciężaru nieprzeczytanych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczyłam na to, że Cię zmuszę tą recenzją do natychmiastowego galopu do księgarni, ale niestety, nie było jak.;) Tymczasem może faktycznie lepiej zająć się tą smakowitą klasyką (i nie tylko), którą prezentowałaś na stosikach.;)

      Usuń
    2. Właśnie staram się nią zająć, ale przez ten rozgardiasz przedświąteczny coś mi nie idzie. I tak największą frajdę w przedświątecznych porządkach sprawiło mi wycieranie półek mojego regału i reorganizacja układu książek :D
      A korzystając z okazji, życzę spokojnych, radosnych Świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze i mnóstwo książek pod choinką ;)

      Usuń
  6. Mimo wszystko zaczynam być co raz bardziej ciekawa tej powieści. Może dam się skusić jak tylko cudem wpadnie w moje ręce :P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.