Strony

wtorek, 12 marca 2013

Klimatycznie - "Powolne ptaki" Ian Watson


Po dłuższej przerwie naszła mnie nieprzeparta ochota na opowiadania. Jako że polecany kiedyś przez viv zbiorek Iana Watsona leżał i czekał na swoją kolej już od dłuższego czasu, a gabaryt miał niewielki, a ja ochotę na SF, to postanowiłam wreszcie się nim zająć. I tak oto rozpoczęłam lekturę „Powolnych ptaków”.

Zbiorek zawiera osiem opowiadań autora znanego u nas głównie z krótkich form. Wszystkie są co najmniej dobrej jakości.

Tytułowe „Powolne ptaki” to, jak się zdaje, historia z Ziemi w niedalekiej przyszłości (lub jakiejś Ziemi alternatywnej – „Długa Ziemia” mnie zepsuła i wszędzie widzę światy alternatywne), tyle że nawiedzanej przez anomalie o kształcie mniej więcej ptasim, poruszające się w powietrzu ślimaczym tempem i od czasu do czasu wybuchające i zamieniające kilka hektarów gruntu w taflę szkła. Autor pomysłowo wykorzystał tę scenerię do pokazania konfliktu dwóch skrajnie różnych postaw (a najbardziej poruszający w tym wszystkim jest chyba fakt, że człowiek w obronie własnych idei jest gotów całkowicie się im sprzeniewierzyć). Tekst charakteryzuje też najlepsza pointa ze zbioru (co w sumie nie jest szczególnym osiągnięciem, ale pointa nawet obiektywnie jest dobra).

„Zimne światło” było na okładce rekomendowane jako jeden z najciekawiej opisanych kontaktów człowieka z całkowicie obcym bytem. Choć sam pomysł (którego nie przybliżę, bo wokół motywu interakcji obraca się cała fabuła) jest niewątpliwie ciekawy, to nie wydaje mi się ani szczególnie oryginalny, ani porywający.

„W duchu Lukrecjusza” to opowiadanie przewrotne i nazwałabym je nawet humorystycznym, gdyby nie dramatyczne wydarzenia, jakie opisuje. A pomysł na fabułę jest prosty i błyskotliwy zarazem. Każdy pewnie w jakimś stopniu kojarzy greckich i rzymskich filozofów starożytnych oraz niektóre z ich bardziej szalonych teorii odnośnie genezy i budowy świata a także praw nim rządzących. Teraz wyobraźmy sobie, jak wyglądałby świat, gdyby te teorie dosłownie powcielać w życie.

„Okna” to drugie opowiadanie z pomysłem na spotkanie z obcą cywilizacją, jednak bardzo różne od „Zimnego światła” zarówno pod względem fabuły, jak i klimatu. Choć ostrzegam, że jeśli ktoś spodziewa się kontaktu na miarę E.T., to się zawiedzie. Dla mnie opowiadanie to byłoby świetną bazą dla rozbudowanego uniwersum powieściowo-serialowego, bo ma ogromny potencjał inspiracji.

„Rentgenowscy rozbitkowie” to króciutki tekścik w realiach postapokaliptycznych (dość oryginalnych, bo katastrofę wywołał wybuch Syriusza-supernowej). Autor zwrócił tu uwagę na ten aspekt katastrofy o charakterze globalnym, który, mam wrażenie, rzadko jest poruszany. Pojawia się mianowicie pytanie: skoro przeżyli praktycznie wyłącznie obywatele krajów najbogatszych (głównie biali), to jak wygląda kwestia rasizmu? Czy nastroje ocalałych ukształtują się w poczuciu winy, czy radości, że „gorsi” już nie zajmują miejsca?

Teraz kilka słów o opowiadaniu, które urzekło mnie pomysłem i wykonaniem. „Powrót do domu” opowiada historię dość osobliwej wojny nuklearnej pomiędzy USA i ZSRR. Przy okazji autor ładnie pokazuje, co dla którego ustroju jest najważniejsze (a że jestem w trakcie czytania „Nowego wspaniałego świata”, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że amerykańscy żołnierze są w jakiś sposób warunkowani) i jak silnie wpływa na nas otoczenie i zwykłe przedmioty.

Na ciekawym pomyśle oparto „W lustrze Ziemi”. Mamy tu bowiem świat alternatywny, który przypomina naszą planetę z zamienionymi miejscami wodami i lądami (oraz kilkoma innymi detalami), w istocie połączony z naszym światem. Cóż, sam koncept ciekawy, ale przydałaby się do niego równie ciekawa fabuła.

„Anomalia” kojarzy mi się w jakiś sposób z „Długą Ziemią” Pratchetta i Baxtera (w jaki – nie powiem, bo to byłoby ujawnianie zbyt wielkiej części fabuły). Niemniej, znowu ciekawy pomysł, który mógłby być jeszcze ciekawszy, gdyby autor postawił na opis strefy emocjonalnej bohaterów.

Wszystkie te opowiadania są dobre – osadzone na świetnych pomysłach i bardzo sprawnie napisane. Jednak wszystkim czegoś brakuje i w każdym przypadku jest to jedna i ta sama rzecz: mocna pointa. Może to tylko moje preferencje, ale właśnie pointę uważam za najważniejszą część opowiadania i dlatego podczas lektury „Powolnych ptaków” odczuwałam niedosyt. Jeśli dla was mocna nuta na koniec nie jest najważniejsza, powinniście być opowiadaniami Watsona zachwyceni. A nawet jeśli w tej kwestii jesteście podobni do mnie, to i tak warto.

Tytuł: Powolne ptaki
Autor: Ian Watson
Tytuł oryginalny: Slow Birds
Tłumacz: Lech Jęczmyk
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 1998
Stron: 174

2 komentarze:

  1. Miałem okazje przeczytać tą książkę, opowiadania są bardzo ciekawe i momentami dają do myślenia.

    Świetna recenzja.

    Luby.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.