Strony

niedziela, 6 października 2013

O odpowiedzialności i kotach na chwilę - "Biuro kotów znalezionych" Kinga Izdebska

Już kilkukrotnie wspominałam, jak bardzo lubię serię Biosfera (tak, wiem, jestem w tym strasznie nudna. Ale uważam, że dobro trzeba rozprowadzać, więc jeszcze sobie o tym poczytacie). Niedawno cykl przeszedł pewną przemianę. O namacalnej części tej przemiany pomówimy później, tymczasem wspomnę, że do tego roku była to seria zawierająca dzieła zagranicznych autorów. Teraz dołączyli do nich polscy. Oprócz tekstów Zofii Nałkowskiej, które jeszcze przede mną, ukazała się książka bardziej współczesna. Chodzi o „Biuro kotów znalezionych” Kingi Izdebskiej.

„Biuro kotów znalezionych” to roczne zapiski, refleksje i spostrzeżenia autorki na temat wolontariatu w organizacjach prozwierzęcych i prowadzenia domu tymczasowego dla kotów. Na początku Kinga, będąca narratorką, nie wie niczego o tego typu instytucjach, ale miała kiedyś kota. Patrzymy na jej przemianę, polegającą na uświadomieniu sobie, na czym zasadza się odpowiedzialna opieka nad kotem (nie znajdziemy tu zmiany poglądów o 180 stopni, autorka-bohaterka zwierzaki lubiła zawsze, tyle że nigdy nie zastanawiała się nad odpowiedzialnością, jaka spoczywa na właścicielu). Poznajemy też kocich lokatorów – nielicznych, ale bardzo charakterystycznych oraz ludzi z organizacji, których można opisać tymi samymi przymiotnikami.

Czarnobiałe zdjęcie podopiecznego (z tym że aukrat nie autorki).
Musze przyznać, że styl pani Izdebskiej przypadł mi do gustu (pomijając fakt, ze osoba pisząca o kotach ma u mnie na wstępie bonus za temat). Nie jest może szczególnie krągły czy erudycyjny, ale autorka potrafi i żartem rzucić, i celnym spostrzeżeniem. Pisze krótko i zwięźle, ciepło, choć bez czułostkowości. Zważywszy na fakt, że to debiut, liczę, że przy następnej powieści pokaże nam coś więcej.

Właśnie brak czułostkowości najbardziej mnie urzekł. Autorka do wielu zagadnień podchodzi zdroworozsądkowo i w sposób bezkompromisowy – jakoś blisko mi do tego. Bez ubarwiania opisuje też działalność organizacji pomocy zwierzętom. I przyznam, że tutaj pewnej rzeczy nie rozumiem: dlaczego postanowiła zastąpić w książce prawdziwe nazwy organizacji, w których się udziela, fikcyjnymi? Rozumiem ukrywanie ludzi pod pseudonimami, ale organizacji pożytku publicznego (zwłaszcza, że w podziękowaniach i tak je wszystkie wymienia)? Przecież czytelnik oswajany przez ponad dwieście stron z nazwą znacznie łatwiej ją zapamięta i wesprze (instytucję, a nie nazwę), a do podziękowań nie wszyscy zaglądają…

Przejdźmy może do strony wizualnej. Wnętrze książki to biosferyczny standard – tekst dość duży, przejrzysty i porządnie zredagowany, okraszony czarnobiałymi zdjęciami podopiecznych autorki. Niemniej, jak dotąd serię wydawano w twardej oprawie z obwolutą, tak teraz oprawa jest miękka ze skrzydełkami, a książka klejona, nie szyta. Moim zdaniem to dobre posunięcie, bo nie dość, że nie lubię obwolut, to jeszcze mogę kupić książkę z ulubionej serii kilka złotych taniej. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, aby nieco zwiększyć format miękkookładkowych wydań – znacznie różnią się od poprzednich wysokością. 

Porównanie między "starą" (na dole) i "nową" Biosferą. Obie książki mają podobna liczbę stron.
Na koniec polecę książkę pani Izdebskiej. Dla kociarzy to lektura obowiązkowa. Tym, którzy zastanawiają się nad wolontariatem, też może pomóc. Co prawda w ograniczonym zakresie, bo mocno brakuje w niej konkretnych informacji, ale w końcu mamy do czynienia z nieregularnie prowadzonym dziennikiem, a nie przewodnikiem młodego wolontariusza. Najbardziej jednak polecam tym, którzy szukają fajnej książki na jesienne wieczory. Nie powinni się zawieść.

Tytuł: Biuro kotów znalezionych
Autor: Kinga Izdebska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok: 2013
Stron: 252

10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię koty, więc pozycja jak najbardziej dla mnie! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestę kociarzę :D

    Głupota z tymi fikcyjnymi nazwami organizacji, skoro w podziękowaniach występują prawdziwe.. :o

    Być może przeczytam w przyszłym roku, coś z tej twojej Biosfery, jak dalej będziesz tak namiętnie o niej pisała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tego nie rozumiem. Jeszcze gdyby autorka udzielała się w kilku organizacjach i dla wygody postanowiłaby je w książce skleić w jedną, to bym zrozumiała, ale z tego, co widziałam, autorka co prawda się w kilku udziela, ale każda z nich dostała własną fikcyjną nazwę... Nie ogarniam.

      Mam jeszcze cztery Biosfery do przeczytania, tak że trochę nimi jeszcze pospamuję (a jak w międzyczasie wyjdzie coś nowego, to jeszcze więcej.;)). Ogólnie najbardziej polecam "Corvus" i "Żyjącego z wilkami" (no i "Biuro...", ale to dlatego, że ono o kotach;)) - reszta opcjonalnie.

      Usuń
    2. A jest coś o psiakach, bom też psiarzem? :D
      O!! Tego "Żyjącego z wilkami" na pewno przeczytam, bo podoba mi się już tytuł, a zaraz przeczytam jeszcze na ten temat kilka recek, pewnie też twoją, jeśli coś o tym pisałaś.
      No jak tego "Corvusa" tak polecasz, to też "chyba" w przyszłym roku go sobie machnę ;)

      Usuń
    3. Jest "Wielkie małe życie" - Dean Koontz napisał biografię swojej labladorki.;)
      Wszystkie starsze Biosfery (to znaczy te, które nie wyszły w tym roku) mam zrecenzowane o tu:
      http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/search/label/Seria%20Biosfera

      Polecam jeszcze "Powiedz, gdzie cię boli" Trouta - o pracy weterynarza w dużej, miejskiej klinice.:)

      Usuń
  3. Tytuł bardzo intrygujący. Dziękuje za recenzję :)
    Zapraszam oczywiście do siebie :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od zawsze lubię koty, a od kilku miesięcy mam własnego dachowca więc tym bardziej książka ciekawa dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie się nie podobało - brzmiało zniechęcająco...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wręcz przeciwnie, choć przyznam, ze na dłuższą metę sceptycyzm autorki-narratorki może być męczący.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.