Strony

wtorek, 12 listopada 2013

Zmyślenia #5 - Nietypowo: o pokemonach inaczej

Pokemony kojarzy chyba każdy, kto dorastał w latach dziewięćdziesiątych – większość z serialu emitowanego w Polsacie, część szczęśliwców z gry na prawdziwego Game Boya. Sama należałam do tych pierwszych, dopiero niedawno internetowe emulatory pozwoliły mi na zapoznanie się z tym, od czego cała rzecz się zaczęła (uwaga, wciąga!). Gdyby nie odkrycie gry w odmętach sieci, notka ta zapewne by nie powstała.

Na początek krótki rys dla tych, którzy serii nie kojarzą (reszta może spokojnie przejść do następnego akapitu). Otóż w pierwszych odsłonach gry (Red, Blue i Green, serial zaczyna się bodajże od serii Yellow, ale to akurat nie ma znaczenia) wcielamy się w rolę młodego trenera pokemonów, który w wieku lat około 11 wyrusza w świat, aby przeprowadzać walki pokemonów (czyli stworzonek wszelkiego autoramentu, często gęsto ziejących ogniem lub rażących przeciwnika prądem) i w tej dziedzinie osiągnąć mistrzostwo.

Obrazek autorstwa AiWa-sensei
(dzięki dobrej duszy za wskazanie autora:))
I tu zaczyna się powód, dla którego piszę tę notkę. Otóż gra ma swoją specyficzna mechanikę, a co za tym idzie, dostosowany do niej świat przedstawiony. Mechanika powoduje w świecie przedstawionym pewne luki i wynikowe, do których gorliwi fani dorobili teorię spiskową. Teoria nie jest nowa, pisał o niej krótko a węzłowato Misiael już lata temu, ale dla spójności wywodu pozwolę sobie powtórzyć.

Sama teoria mówi, że region Kanto, w którym gracz przeżywa swoje przygody, niedawno, bo najdalej kilkanaście lat temu, dotknęła wyniszczająca wojna. Świadczą o tym liczne dowody, o których może w punktach:
  •  Główny bohater nie ma ojca, a i tak ma lepiej niż jego sąsiad, wychowywany przez starszą siostrę i dziadka – o rodzicach nikt słowem nie wspomina.
  •  Wyrusza z domu w samodzielną wyprawę w bardzo młodym wieku, co absolutnie nie rusza jego matki (nie jest z resztą jedynym dzieciakiem samotnie włóczącym się po bezdrożach).
  •  Drogi są zasadniczo nieprzejezdne, poprzecinane wykrotami, pozarastane trawą i krzakami – dlatego najpewniejszym środkiem transportu, z którego korzystają praktycznie wszyscy, są własne nogi.
  •  W tychże przydrożnych zaroślach czai się mnóstwo dzikich zwierząt, bardzo agresywnych (spontanicznie atakują przechodniów, co z resztą umożliwia chwytanie stworów).
  •  W każdej wiosce, a często w szczerym polu, można natknąć się na szpital.
  •  Bardzo niewiele jest dorosłych postaci, a jeśli już, są to albo kobiety, albo starcy. Nieliczni mężczyźni w sile wieku są członkami grup przestępczych.
  •  Jedno z miasteczek jest cmentarzyskiem pokemonów, które najwyraźniej zginęły nagle i jednocześnie.
  •  Jeden z mistrzów-trenerów, z którymi gracz się mierzy, stwierdza wprost, że elektryczne pokemony podczas wojny uratowały mu życie. W dodatku wygląda na mężczyznę około czterdziestki, więc wiek się zgadza.
Musze przyznać, że ta teoria mnie zafascynowała – jest dość absurdalna, bo jeśli wziąć pod uwagę target gry, to podobna interpretacja z pewnością w głowach twórców nie postała. Jednocześnie tak pięknie wpasowuje się w realia, że trudno o niej zapomnieć. I nie mogłam zapomnieć, toteż w mojej głowie zrodziło się rozwinięcie (pewnie już ktoś na to nieraz wpadł, ale co mi tam;)). Otóż co w przypadku, jeśli pokemony nie są naturalną fauną świata znanego z gry? Co jeśli zostały stworzone w laboratoriach jako broń, która po wojnie uciekła lub została wypuszczona? Dowody wydają się być przekonujące.

Profesor Oak, będący autorytetem w sprawach pokemonów, nie wie nawet, w jaki sposób one się rozmnażają, za to zna dokładną liczbę gatunków (która swoją drogą jest dziwnie niska w porównaniu do znanych ekosystemów). W przypadku cywilizacji, która potrafi zmieniać materię w przekaz cyfrowy i na odwrót (przecież nadprogramowe pokemony gracz przechowuje w… komputerze, a i leczenie odbywa się „cyfrowo”), tak mała wiedza o lokalnej faunie bardzo zaskakuje, jest wręcz nieprawdopodobna. Można to prosto uzasadnić – pokemony nigdy nie miały rozmnażać się same ani funkcjonować w środowisku naturalnym, miały być jedynie produkowane w laboratoriach na potrzeby armii. Jednak w czasie działań wojennych część z nich uciekła i w pewnym momencie okazało się, że system nie jest tak szczelny i coraz łatwiej o dzikiego pokemona (możliwe też, że po zakończeniu działań nikt nie przejmował się pozostałymi w ośrodkach badawczych osobnikami, które uwolniły się same lub zostały wypuszczone, jak to często bywa ze zwierzątkami futerkowymi na likwidowanych fermach). 

Fragment grafiki arvalis. Całość i więcej tutaj.
Tajne laboratoria-fermy ładnie też wpasowują się w nagłe przyrosty liczby znanych gatunków o kilkadziesiąt, skokowo. Ot, po prostu stopniowo ujawniane są listy osiągnięć kolejnych tajnych labów. Dodatkowo syntetycznych tworów, jakimi są pokemony, nie musza obejmować bariery międzygatunkowe, stąd łatwość tworzenia nowych form.

Sztuczna geneza ładnie tłumaczyłaby tez niektóre absurdalne dla zwierząt zachowania pokemonów. Bo kto to widział, żeby dziki, samotny szczur czy gołąb (nawet jeśli jeden jest wielkości kota, a drugi sporego kurczaka) atakował człowieka (napomknę, że człowiek jest istotą, przed którą spora część zwierząt odczuwa instynktowny lęk i często ucieka nawet wtedy, gdy różnica rozmiarów nie jest tak wielka)? Chyba tylko w wypadku, gdy jest na takie zachowanie warunkowany. Dziwi też fakt, że po pokonaniu bez szemrania podporządkowuje się rozkazom człowieka, zamiast odczuwać lęk wobec tego, który je de facto skrzywdził. Trochę to pasuje do wojskowej potrzeby szybkiego podporządkowania nowego rekruta i związania go z dowódcą.

Łatwo też wytłumaczyć, dlaczego w takim razie nie spotykamy gdzieś pierwotnej fauny (z tego co można zaobserwować w serialu, bo w grze nawet to nie, zostało tylko trochę ryb). Jak zwykłe zwierze ma walczyć z wysoce agresywnym konkurentem, często rażącym prądem, ziejącym ogniem lub posiadającym inne skuteczne metody eksterminacji przeciwnika? Tym szybciej też zostają wytrzebieni naturalni roślinożercy, pozbawieni podobnych umiejętności – po prostu łatwiej na nich polować.

A syntetyczny Mewtwo? Cóż, nie jest eksperymentem, tylko ukoronowaniem wielu lat działań – wreszcie udało się stworzyć pokemona – żołnierza doskonałego.

Bardzo fajna teoria, prawda? Znacie jeszcze jakieś pop kulturalne teorie spiskowe, ukryte pod oficjalną fabułą? Podzielicie się?:)

2 komentarze:

  1. @ serial zaczyna się bodajże od serii Yellow

    No więc serial nie jest ekranizacją żadnej z gier. Owszem, pojawiają się w nim postaci z gier, ale poza tym wszystko jest tam poprzekręcane. A, i Yellow to w zasadzie nie jest kolejną częścią, tylko reedycją pierwszych gier zrobioną na fali popularności serialu.

    Co do teorii... Bardzo mi przykro, ale muszę ją podważyć istnieniem skamielin Pokemonów (obecnych tak i w serialu, jak i w grze) takich jak Aerodactyl, Omastar czy Kabuto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki za sprostowanie - w sumie wiedziałam, że dosłowną ekranizacja nie jest, bo przeplatają się w nim różne motywy z kilku edycji gry, ale nie śledziłam genezy powstania żółtej edycji.

      Ale sam przyznasz, że istnienie tylko pięciu kopalnych gatunków (w początkowych seriach, ale głównie do nich się odnoszę), z których trzy do czterech można spokoje wziąć za zwykłe zwierzęta, samo się prosi o dorobienie teorii spiskowej. Mało to mamy handlarzy lewymi skamieniałościami?;>

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.