Strony

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Gargulec w Paryżu - "Grim. Pieczęć ognia" Gesa Schwartz

„Grim. Pieczęć ognia” to jedna z tych książek, do których przyciągnęła mnie okładka. To zazwyczaj dobry omen – mam szczęście zakochiwać się w okładkach ciekawych książek. „Grim” nie był wyjątkiem, ale nie był też tak rewelacyjny, jak oczekiwałam. Opowiem wam, dlaczego.

Środowiskiem magicznych istot Paryża wstrząsa seria brutalnych morderstw. Wykonujący rutynowy patrol na ulicach miasta gargulec Grim jest wściekły, że z powodu osobistych uprzedzeń głównodowodzący Najwyższej Policji Gargulców odsunął go od sprawy. Tymczasem włócząc się po mieście przypadkiem widzi, jak jego przyjaciółka Moira spotyka się z człowiekiem, a niedługo później popełnia samobójstwo. Czy chłopaka, z którym się spotkała i jego siostrę coś łączy z makabrycznymi zbrodniami? Grim niedługo się przekona. I odkryje znacznie więcej, niż kiedykolwiek chciałby wiedzieć.

Pierwszym, co rzuca się w oczy podczas lektury powieści pani Schwartz, jest ogromne bogactwo świata przedstawionego. Już sama różnorodność magicznych istot może przyprawić o zawrót głowy (po lekturze nielicznych pozycji niemieckiej fantastyki mam nieodparte wrażenie, że mnogość magicznych gatunków jest cecha rozpoznawczą niemieckiej fantastyki – ani w anglosaskiej, ani w rodzimej nie spotkałam się jeszcze z tym zjawiskiem na tak wielką skalę). Bo czego tam nie ma – gnomy, trolle, niezliczone odmiany skrzatów (w tym jedna w radosnej, smerfowej stylizacji), wróżki, elfy i klasyczne wampiry. Nawet smok się znalazł, choć jego status ontologiczny jest dość nieokreślony. No i gargulce, na których autorka się skupiłam a które popkultura traktuje zazwyczaj po macoszemu. Jest to jeden z powodów, dla których nie polecałabym „Grima” początkującym czytaczom fantastyki, ale starym wyjadaczom ta barwna różnorodność powinna przypaść do gustu. Zwłaszcza, ze nie kończy się tylko na stworzeniach. Autorka nie ograniczyła się bowiem do zaprezentowania jednego świata, podzielonego ewentualnie na część widoczna i „ukrytą”. Co to, to nie, tutaj mamy wiele wymiarów. Zazwyczaj ten motyw mnie irytuje – często okazuje się, ze autor mający tyle pomysłów na świat przedstawiony, nie ma umiejętności lub chęci, aby każdy wymiar przybliżyć czytelnikowi. Skutkuje to rozgrywaniem się utworu w szaroburych, nieokreślonych, ale według autora różniących się od siebie realiach. Tutaj jednak widać, ze pani Schwartz miała pomysł i bardzo sugestywnie opisała to, co wymyśliła. Czytelnik jest więc zadowolony, bo ileż można się włóczyć po terenach zurbanizowanych.
Moja wizja Karfira - smoka o nieokreślonym statusie ontologicznym.
Wiemy o jego wyglądzie tyle, że nosił okulary i miał skrzydła.
A że był klasycznym comic reliefem, to mi się zwizualizował nieco
disneyowsko. Szkic.

Fajnie też wypadają bohaterowie, choć z tytułowym mam mały problem. Grim na moje oko niebezpiecznie zbliża się do bycia Garym Stu: jest niezależny, inny od wszystkich, nienawidzi się podporządkowywać, siłą magiczną przewyższa wielu (autorka co prawda podkreśla, ze są silniejsze od niego gargulce, ale raz, że wypada to mało wiarygodnie, a dwa, na końcu i tak okazuje się, że to ściema), przystojny jest, ma seksowną bliznę na oku i mroczny sekret w przeszłości. Ratuje go w zasadzie to, że czasoprzestrzeń świata przedstawionego nie zagina się wokół niego, aby podkreślić walory i że jest zwyczajnie sympatyczny. Mia, dziewczyna z magicznymi zdolnościami, z którą gargulec występuje w duecie, wypada nieco bezbarwnie i schematycznie – ot, zbuntowana nastolatka odkrywająca swoje przeznaczenie. Naprawdę warte uwagi są postacie drugoplanowe i poboczne. Taki na przykład brat Mii, Jakub. Autorka świetnie oddała jego zaszczucie i desperację, tworząc przedtem niezwykle sympatyczną postać (bardzo żałuje, ze to jego siostra została główna bohaterką – chłopak na tym stanowisku wypadłby dużo ciekawiej). Albo mocno na początku przerysowany przełożony Grima – mimo iż początkowo wyraźnie pełnił rolę elementu komicznego, autorka potrafiła pokazać, jak zmienia się jego miejsce w opowiadanej historii. Właściwie to jedna z lepszych przemian postaci (i mam tu też na myśli zmianę stosunku Grima do przełożonego), na jakie ostatnio się natknęłam. Tylko główny czarny charakter mnie zawiódł.

Spoiler!

Serafin z Aten na początku został opisany jako standardowy czarny charakter nr 240, czyli maniak ogarnięty żądzą przejęcia władzy nad światem w celu zrealizowania swego planu, co prawda nikomu nieznanego, ale na pewno mrocznego i szalonego. W trakcie akcji autorka zasugerowała, że zamiary Serafina niekoniecznie są tak mordercze, jak można by sądzić. Zrodziła się bardzo ciekawa niejednoznaczność. Osobiście mam słabość do antagonistów, którzy są tacy sami główni bohaterowie, to znaczy nie przejawiają objawów psychopatii, szaleństwa, ogólnej mroczności, czy opętania złem. Po prostu nie mieli tyle szczęścia, żeby stanąć po stronie wskazanej przez autora jako „dobra”. Jak dotąd z takim zabiegiem spotkałam się tylko raz i przez chwilę miałam nadzieję, że „Pieczęć ognia” będzie drugim razem. Niestety, autorka wróciła do ogranego schematu. To było chyba moje największe rozczarowanie w całej powieści, bo o ileż ciekawiej byłoby, gdyby Mia musiała wybrać między lojalnością wobec przyjaciół, a równie słusznym rozwiązaniem drugiej strony...

Koniec spoilera.

Fabułę powieści zdecydowanie należy zaliczyć na plus. Pędzi na złamanie karku i mam wrażenie, że wydarzeń zawartych w „Grimie” wystarczyłoby na kilka tomów. Mimo to nie czułam się nimi jakoś przytłoczona, tempo akcji nie powodowało zadyszki tylko miłe uczucie, ze cały czas coś się dzieje. Trudne do osiągnięcia przy takim natłoku pościgów, ucieczek, walk i poszukiwań zaginionych artefaktów.

Jeszcze słów kilka o technikaliach. Tłumaczenie jednej powieści przez dwóch tłumaczy nie jest dobrym pomysłem i nie innym okazało się w przypadku „Grima”. Żeby jeszcze ktoś się porządnie zajął redakcją i nierówności wygładził, niestety tak się nie stało. I mamy na przykład nazwy klanów gargulców w pierwszej połowie książki przełożone na polski, a w drugiej pozostawione w wywodzącym się z łaciny oryginale (z resztą, trochę szerzej pisała o tym Agnieszka). Korekta też nie stoi na najwyższym poziomie. Interpunkcja często szaleje, składnia też (im bliżej końca powieści, tym bardziej), zdarzają się zagubione wyrazy. Szkoda. Na szczęście drugi tom ma już przekładać jedna osoba, więc połowa problemów powinna się rozwiązać.

Mimo drobnych wad, „Grima” uważam za powieść udaną. Poza zgrzytającym momentami tłumaczeniem i nienajwnikliwszą redakcją niewiele jest rzeczy, do których można się przyczepić, a nawet jeśli, równoważą je zalety książki. Czekam więc na drugi tom, bo interesuje mnie na przykład, czy autorka zdecyduje się wprowadzić sugerowany wątek miłosny, czy jednak z niego zrezygnuje.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Jaguar

Tytuł:
Grim. Pieczęć ognia
Autor: Gesa Schwartz
Tytuł oryginalny: Grim: Das Siegel des Feuers
Tłumacz: Ryszard Turczyn, K. Żak
Seria: Grim
Wydawnictwo: Jaguar
Rok: 2013
Stron: 632

4 komentarze:

  1. Naprawdę dobra książka :) sam sięgnąłem ze względu na okładkę chociaż ilość stron nie zachęcała ale ostatecznie cieszyłem się ze wziąłem ją do ręki :) rysunek niesamowity :) chciałbym umieć tak rysować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ilość stron była raczej zaletą.;) Dzięki.:)

      Usuń
  2. O! Wspomniałaś o mnie i moim czepialstwie stosowanym :-) I jaki apetyczny Karfir! Fajnie, że Ci się w miarę podobało, nawet nie poczułaś się przytłoczona ilością postaci (ja trochę tak)... Ciekawa jestem, któremu z tych dwóch tłumaczy powierzono przekład drugiej części... Nie czytałam jej jeszcze, może znowu pokuszę się o porównanie oryginalnej i polskiej wersji. Swoją drogą jestem ciekawa zarysowującego się wątku miłosnego, no i w ogóle, w którą stronę pójdzie autorka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak mogłam nie wspomnieć, w końcu co profesjonalistka, to profesjonalistka.:) Dzięki.:)
      Ja jestem z natury odporna na zalew różnorodności, tak że z tym ni przewidywałam problemów. Też jestem ciekawa, kto przełoży drugi tom, jakoś zapomniałam dopytać na blogu Jaguara, kiedy była o tym rozmowa.^^' Ale w sumie wszystko mi jedno, bo oba tłumaczenia trzymały poziom (ich głównym problemem było to, że każde na inny sposób). Pokuś się pokuś, będę miała do kogo linkować.;)
      Też jestem ciekawa tego wątku, ale chyba wolałabym, żeby autorka z niego zrezygnowała, przynajmniej na razie. Póki co, Mija jest zbuntowaną, skorą do pyskówek nastolatką, a taki typowo nastoletni związek z histeriami, kłótniami i nieporozumieniami słabo mi się widzi w tym układzie. Niech nam bohaterowie troszkę dojrzeją...

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.