Strony

wtorek, 21 stycznia 2014

Człowiek wilkowi przyjacielem - "Filozof i wilk" Mark Rowlands

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest trzymać w domu dzikie zwierzę? Niewielu z nas pewnie by się na to odważyło. Są jednak tacy, którzy lubią ten sport i niekoniecznie są pasjonatami-specjalistami od egzotycznych zwierząt. Niektórzy stają się posiadaczami takich, powiedzmy, wilków przypadkiem – szukali ogłoszenia ze szczeniakami do wzięcia, a tu trafiły się wilcze. Coś takiego przytrafiło się Markowi Rowlandsowi, doktorowi filozofii. I całkowicie odmieniło jego życie.

„Filozof i wilk” jest próbą uchwycenia tej przemiany, ale nie tylko. Jest po trosze autobiografią, po trosze wspomnieniem o najlepszym przyjacielu, nieco próbą rozliczenia się z etapu życia, który już minął, a miejscami (a może przede wszystkim) skondensowanym wykładem filozoficznym ilustrującym poglądy autora na sprawy zasadnicze, niekiedy zmieniające się na przestrzeni lat (poglądy, nie sprawy). Dostajemy więc emocjonalną podróż przez lata spędzone z niezwykłym czworonożnym przyjacielem na zaglądaniu w głąb siebie.

Mogłoby się wydawać, że jest to podróż niezwykle nużąca, jednak tak się nie dzieje. Rowlands ma dar płynnego przechodzenia od anegdoty ze swojego życia z Breninem (tytułowym wilkiem, któremu zdarzyło się uchodzić zarówno za mieszańca, jak i za malamuta) do egzystencjalnych wniosków, jakie na przestrzeni czasu z niej wyrosły. Nawet gęsto poutykane w tekście nazwiska filozofów nie przeszkadzają cieszyć się lekturą. Jedynie we wstępie i ostatnim rozdziale muza najwyraźniej opuściła naszego filozofa. Zabrakło tam zakotwiczenia rozważań na rzeczywistym przykładzie, a najwyraźniej tylko ten zabieg pozwala uzyskać treść atrakcyjną dla czytelnika-laika. Dostajemy więc dwa rozdziały wypełnione tekstem-watą, który co prawda próbuje przekazać ważkie treści, ale robi to w sposób tak niepowabny, ze wspomniane treści wydają się banalne i wylatują z głowy zaraz po przeczytaniu. Ot, kwintesencja nieatrakcyjnego stylu.

Ciekawą rzeczą jest też obraz relacji autra-narratora z wilkiem. Śmiem twierdzić, ze gdyby Rowlands nie był w czasie, kiedy zakupił wilka jednostką dość aspołeczną (aspołecznością przejawiająca się w niechęci do tworzenia głębokich relacji, nie do przebywania w gronie znanych osób), nie nawiązałby tak głębokiej relacji z Breninem. Niewiele osób miałoby chęć i możliwości podporządkowania zwyczajów w miejscu pracy swojemu czworonożnemu przyjacielowi, niewielu tez chciałoby znosić poważne uszkodzenia zasłon, rur, mebli i ogrodu czy organizować sobie ciężkie treningi i wielogodzinne biegi, aby w jakimś stopniu dorównać zwierzęciu fizycznie (gdyby, na przykład, trzeba je było odciągnąć w czasie walki z innym psem). Większość wolałaby w tym czasie zrobić cos innego. Z reszta, autor kilkukrotnie podkreśla, ze gdyby przyszedł czytelnikom do głowy pomysł nabycia wilka, niech go sobie stamtąd czym prędzej wybiją. Ponieważ wilk wymaga innych relacji i innego postępowania niż pies. A także znacznie więcej poświęcanego mu czasu. Niemniej, właśnie dzięki tej konieczności, filozof mógł ze swoim wilkiem stworzyć niezwykłą więź, zacząć go podziwiać i doceniać, aż w końcu zrodził się z tego uczucia światopogląd, który zaważył na karierze naukowej. Jest w tym coś pięknego.

„Filozof i wilk” to z pewnością ciekawa lektura, godna polecenia zarówno miłośnikom filozofii, jak i zwierząt. Można tam znaleźć wiele rzeczy, a niektóre z pewnością dadzą każdemu czytelnikowi do myślenia. Czasem warto.

Tytuł: Filozof i wilk. Czego może nas nauczyć dzikość o miłości, śmierci i szczęściu 
Autor: Mark Rowlands
Tytuł oryginalny: The Philosopher and the Wolf. Lessons from the Wild on Love, Death and Happiness
Tłumacz: Dominika Cieśla-Szymańska
Seria: Biosfera
Wydawnictwo: WAB
Rok: 2011
Stron: 289

4 komentarze:

  1. Tak sobie spoglądam na tę okładkę i stwierdzam, że piękny jest:-) Wilk, w sensie. I jakiś taki... ogromny. Pamiętam jakieś okazy w parku w Kadzidłowe, to chude były i mizerne w porównaniu z tym. Jak podwórkowe burki... Czytać o zwierzach nie za bardzo lubię, ale filmy oglądać to już tak :-) Czasem tak sobie siądziemy całą familią i zapodamy coś ładnego na arte albo 3sat w HD - miodzio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo był duży - autor kilka razy podkreślał, że Brenin był bardzo dorodnym samcem. Poza tym należał do podgatunku amerykańskiego, który jest większy od europejskiego. No i sądzę, że wilk, z którym właściciel codziennie urządza sobie kilkunastokilometrowe biegi ma lepszą "rzeźbę", niż taki zamknięty na wybiegu w zoo.;)
      Też lubię filmy, zwłaszcza takie ukazujące pracę weterynarzy. Swego czasu oglądałam namiętnie "Weterynarzy bez granic" i jeszcze jakąś inną serię, dotyczącą weta z angielskiej wsi - niestety, nie pamiętam tytułu.

      Usuń
  2. Jak spoglądam na nią to bardzo mi przypomina "Afrykańska love story" Daphne Sheldrick tam też było o relacjach ludzi ze zwierzętami uważanymi za dzikie. Ja chętnie po nią sięgnę ponieważ bardzo wiele możemy się od zwierząt nauczyć i wystarczy dobrze się przyjrzeć żeby zobaczyć jak wiele nas łączy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieść Sheldrick jeszcze czeka na półce, więc nie mogę powiedzieć, czy się z Tobą zgadzam.;) Z książek o wilkach polecam jeszcze "Żyjącego z wilkami" - tam wilki nie są oswojone jak Brenin pana Rowlandsa, tylko dzikie, mieszkające w lesie.:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.