Strony

środa, 12 marca 2014

Wojenne losy czworonożnej arystokracji - "Czysta biała rasa" Frank Westerman

Wyobraźcie sobie, że wchodzicie na stronę zapowiedzi wydawniczych i widzicie książkę o tytule „Czysta biała rasa”. Do premiery jeszcze sporo czasu, więc nie ma ani okładki, ani opisu, ale wiecie, że wydawnictwo zajmuje się głównie reportażem, w tym także z II wojny światowej i tematami pokrewnymi. Co sobie pomyślicie? Cóż, ja byłam mocno zaskoczona, kiedy okazało się, że tytułowa rasa to nie blond aryjczycy, ale arystokratyczne konie – lipicany. Dla sprawiedliwości muszę jednak dodać, że i hitlerowskie Niemcy miały swój rozdział w historii tych zwierząt.

Podtytuł książki Franka Westermana brzmi „Cesarskie konie, genetyka i wielkie wojny” – idealnie opisuje zawartość. Znajdziemy tam bowiem krótki rys historyczny powstania rasy, jak i założenia Hiszpańskiej Dworskiej Szkoły Jazdy (która wcale nie leży w Hiszpanii), pojedziemy na wycieczkę do współczesnych stadnin, posłuchamy dość obszernego wykładu o Mendlu, Darwinie i Lamarcku a także propagandzie totalitaryzmów. Jednak najwięcej miejsca zajmuje historia wojennych tułaczek – bo lipicany uciekały przed wojną co najmniej czterokrotnie. Jak wysoko musiano je cenić, żeby zawsze znalazł się ktoś gotów zaryzykować życie dla bezpieczeństwa stada?

Autor twierdził, że poprzez badanie losów koni chce dowiedzieć się czegoś o naturze ludzi. Muszę przyznać, że udało mu się to przynajmniej w części. Westerman stawia pytania niedopowiedziane, a odpowiedzi, które uzyskuje, rodzą tylko jeszcze więcej wątpliwości. Bo cóż takiego jest w tych białych koniach (albo w ludziach), że armia amerykańska narażała swoich żołnierzy w akcji ewakuacyjnej stadniny lipicanów? Cóż jest w nich takiego, że wielu totalitarnych przywódców państwowych uważało je za dobro strategiczne? Być może chodzi o niezwykłe przymioty charakteru, może o dystyngowany wygląd (choć, jak pisał autor cytując jednego z rozmówców, każdy hodowca przyzna, że pod względem harmonii budowy lipicanowi daleko do ideału) a może po prostu o to, że biały ogier karnie wykonujący swój taniec był dobrem luksusowym, wyznacznikiem statusu? Cóż, na to pytanie czytelnik musi już odpowiedzieć sobie sam.

Westerman konstruuje swój obszerny reportaż tak, jak najbardziej to lubię – nie skupia się wyłącznie na „samej rzeczy”, ale często ucieka w dygresje. Dzięki temu czytelnik nie tylko może odpocząć od monotonii, ale i poszerza horyzonty. Po zastanowieniu można jednak dojść do wniosku, że dygresje wcale nie są dygresjami. Wątek poświęcony genetyce i różnemu do niej podejściu na początku dwudziestego wieku (eugeniczny zachód versus stawiający na kluczową rolę otoczenia wschód) ma ilustrować podejście do hodowli lipicanów w tym okresie, ale czy na pewno? A może to hodowla koni jest tylko pretekstem, ilustracją i próbą interpretacji trendu mającego znacznie większe znaczenie niż tylko w praktyce zootechnicznej. Może to wykład o dziejach genetyki mendlowskiej w Związku Radzieckim jest tu kluczowy, a jego wpływ na chów koni a tylko zobrazować sprawę?

Miłośnicy osobistych relacji również znajdą coś dla siebie. Mimo dość surowego stylu jest niezwykłe piękno i radość dziecięcych lat we fragmentach opisujących młodość autora spędzoną w sąsiedztwie szkółki jeździeckiej. Przypadkowo złożyło się tak, że w tej właśnie placówce przebywał jedyny podówczas w Holandii rozpłodowy ogier lipicana. Tym samym stylem opisana relacja syna nadzorcy stacji ogierów rozpłodowych z czasów Trzeciej Rzeszy również mogłaby być lekka i młodzieńcza, gdyby nie dotyczyła dość rozpaczliwej ucieczki przed armią Czerwoną. Styl Westermana, pozbawiony zbędnych ozdobników, ale lekki, konkretny i obrazowy idealnie nadaje się do destylacji faktów i emocji, choć czasem autor kładzie akcenty w sposób dość niepokojący. Ale nie wszystko, co dla mnie niepokojące, jest takie w rzeczywistości.

Komu poleciłabym „Czystą białą rasę”? oczywiście wszystkim miłośnikom dobrego reportażu i dobrej literatury faktu. Miłośnicy zwierząt również nie powinni być zawiedzeni, tak jak i ci, którzy lubią poczytać o historycznych zawirowaniach wojen. W zasadzie jestem skłonna stwierdzić, że jeśli ktoś nie dostaje wysypki na wspomnienie o niebeletrystyce, to z lektury „Czystej białej rasy” powinien być zadowolony. W końcu dobry reportaż czyta się jak powieść.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Czarne.

Tytuł: Czysta biała rasa. Cesarskie konie, genetyka i wielkie wojny
Autor: Frank Westerman

Tłumacz: Jadwiga Jędryas
Tytuł oryginalny: Dier, bovendier
Cykl: Reportaż
Wydawnictwo: Czarne
Rok: 2014
Stron: 292


Książka bierze udział w wyzwaniu Klucznik.

5 komentarzy:

  1. Ja również uległam małej zmyłce ;) Podtytułu zupełnie nie zarejestrowałam... Dlatego bardzo cieszy mnie ta recenzja! Poza tym uwielbiam reportaże Czarnego...

    Mogę zaprosić do mojego wyzwania "Czytam reportaże"
    http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2014/01/czytam-reportaze-wyzwanie-2014.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, ale z zaproszenia chyba nie skorzystam - za mało czasu na bieżące lektury, a co dopiero wyzwania...

      Usuń
  2. Ależ przewrotny tytuł!... Figlarz z tego pana Westermana... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej z pani Jędryas, czy kto tam wymyślał polski tytuł - tłumacz Google mówi, że oryginalny tytuł w swobodnym przekładzie to najwyżej "Nadziwerzę".;)

      Usuń
  3. :D :D :D Hehehe, mnie też ten tytuł wprawił w osłupienie ;D Pewnie celowa zagrywka wydawnictwa, ale "nadzwierzę" też jest dobre :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.