Strony

sobota, 17 maja 2014

Subiektywne prasowanie #21 - "Nowa Fantastyka" 03/2014

Czas na ciąg dalszy nadrabiania zaległości prasowych. Marcowy numer „Nowej Fantastyki” jest nieco eklektyczny, ale bynajmniej nie uważam tego za wadę.

Wstępniak Jerzego Rzymowskiego tym razem traktuje o korzyściach z przegranych dyskusji. W miejscu zwyczajowego już, popularnonaukowego felietonu Mateusza Wielgosza mamy sponsorowany tekst o ekonomicznym RPG „E.U.ROPA”. Mimo że pomysł wydaje się nawet ciekawy (o ile ktoś lubi takie rozrywki), to jednak wolałabym felieton.

W „Obliczach hydrozagłady” Przemysław Pieniążek zajmuje się dwoma tematami. Po pierwsze przedstawia mity o potopie z różnych zakątków świata, a po drugie przybliża czytelnikom film „Noe”, który niedawno wszedł na ekrany. Mimo ciekawych opowieści autora, nie poczułam się zachęcona do spotkania z kinematografią (choć też nie przypuszczam, żeby tekst w założeniu miał do czegokolwiek zachęcać).

Interesujący jest „Mały srebrny ekran” Adama Siennica, czyli rzecz o serialach tworzonych na podstawie przebojów kinowych. Każdy fan historii w odcinkach zapewne znajdzie w nim kilka interesujących ciekawostek. Niestety, na uzupełnienie listy tytułów do obejrzenia raczej nie ma co liczyć, bo omawiane produkcje albo są jeszcze na wczesnych etapach planowania, albo okazały się kompletna porażką.

Dalej mamy dwie strony poświęcone przybliżeniu wręczonej po raz pierwszy na tegorocznym Pyrkonie Nagrody „Nowej Fantastyki”. Choć jestem raczej sceptycznie nastawione do idei rozmnażania wyróżnień w bardzo małym i już i tak w nie obfitym polskim światku fantastycznym, to pomysłodawcy przynajmniej sensownie wykładają swoje intencje.

Kolejna strona przynosi kontynuacje artykułu o fantastyce w Izraelu – zgodnie z obietnicą, tym razem dane jest nam rzucić okiem na młodych twórców. W bonusie, niejako w charakterze przedłużenia tematu, długi wywiad z Lavie Tidharem, znanym u nas z niedawno wydanego w Uczcie Wyobraźni „Osamy”. Musze przyznać, ze pan Tidhar jawi się bardzo interesującym i wszechstronnym twórcą.

Maciej Parowski przedstawia nam pierwsza część wynurzeń o krytyce filmu fantastycznego. Robi to w sposób ciekawy, choć nieco (jak to on w tych nowofantastycznych artykułach) chaotyczny. Książka miesiąca tym razem została „Trupia otucha” Simmonsa, a z lamusa wypełzł potwór z Loch Ness. Tym ostatnim jestem nieco rozczarowana, ale najwyraźniej Nessie nie jest szczególnie wdzięcznym bohaterem artykułów o swoim PR.

Felietonu Wattsa nie ma (zamiast niego jest wyczerpująca recenzja nowego „Robocopa”). Na swojej stronie Rafał Kosik ubolewa nad „cenzurowaniem języka” i wrzuca do tego pojęcia-worka zjawiska tak różne, że przynajmniej częściowo muszę się z nim zgodzić. Na przykład z akapitem o marketingowych manipulacjach językiem się zgadzam, ale już nie z tym, że nagle „adoracja okazuje się molestowaniem, a dżentelmeni zmienili się w szowinistów” nie. (Serio, dziwią mnie mężczyźni, którzy robią wielkie halo z faktu, że kobieta może sobie zwyczajnie nie życzyć raczenia uwagami na jej temat. Nawet miłymi, choć to akurat rzadkość. I nie, „Ru*ał bym!” to nie jest miła uwaga.) A ubolewanie nad tym, że nagle pojawiają się żeńskie nazwy zawodów wydaje mi się zabawne (serio, gdziekolwiek ktokolwiek na co dzień mówi „stomatolożka”? U nas wszyscy po prostu idą do dentystki). Przywoływania „genderu” nawet nie skomentuję. Zmieniając tematykę – Łukasz Orbitowski tym razem o „Opętaniu” i jest to muszę przyznać jego najciekawszy felieton od jakiegoś półtora roku.

Przejdźmy do sekcji literackiej – w tej kategorii marcowy numer wypada jak na razie najlepiej z tegorocznych, choć mamy tylko dwa polskie opowiadania. „Falstart” Wawrzyńca Podrzuckiego to świetny, futurystyczny kryminał (a pisze to osoba, która kryminałów nie znosi). Nie ma tam żadnych z odwłoka wyciągniętych dedukcji, ani przytępych (bądź odwrotnie – piekielnie inteligentnych na tle towarzyszy) detektywów, jest za to interesujące układanie puzzli z dowodów, poszlak i intuicji. Tekstu na dokładnie takim poziomie spodziewałam się po autorze. „Kre(jz)olka” Krystyny Chodorowskiej jest... ciekawa. Ma rzadko poruszaną tematykę i w gruncie rzeczy to przystępne opowiadanie o ewolucji języka, które bardzo przyjemnie się czyta.

Proza zagraniczna jest trochę liczniej reprezentowana. „Coś najbliższego” Genevieve Valentine to futurystyczna (cyberpunkowa?) odsłona mitu o Pigmalionie i Galatei okraszona odrobiną analizy sytuacji w korporacji przyszłości. Literacko co najmniej dobra. „Dzika farma” Charlesa Strossa trochę mnie rozczarowała, bo po nim spodziewałam się czegoś więcej. Co prawda cały futuryzm, zabawy genami i w posthumanizm tworzą klimatyczna otoczkę, ale fauła jest do bólu przewidywalna. „Utracona dusza Marguerite Espinozy” Jeremiaha Tolberta jest bardzo fajnym fantasy, którego klimat mocno skojarzył mi się z „Cieniorytem” Piskorskiego. Wcześniej od Tolberta dostawaliśmy znacznie bardziej szalone pomysły, ale okazuje się, że i w klasycznym sztafażu daje sobie radę.

1 komentarz:

  1. Twoja recenzja właśnie mi przypomniała, jak wielkie zaległości mam w czytaniu Nowej Fantastyki.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.