Strony

środa, 25 czerwca 2014

Łapy, łapy, cztery łapy, czyli czyje futro oświetli księżyc - "Pełnia księżyca" Jim Butcher

Ponieważ moje fanowskie serduszko żywiej zabiło po lekturze pierwszego tomu „Akt Dresdena”, jak najszybciej chwyciłam za drugi. Nie zawiodłam się, bo jest jeszcze ciut lepiej niż poprzednio. Dodatkowo zostałam ostrzeżona przez weteranów cyklu, żeby zwracać uwagę na wszystko, bo autor lubi do zdawałoby się nieważnych wątków wracać, więc czytałam nad wyraz dokładnie.

Od wydarzeń z poprzedniego tomu minęło pół roku – w Chicago mamy jesień, zaś interes Dresdena przędzie jeszcze cieniej niż poprzednio. Nawet zlecenia od policji się skończyły, co może być związane z tym, jak nasz dzielny mag potraktował wiosną porucznik Murphy. Jednak w końcu do niego zadzwoniła. Nie miała wyjścia, bo coś w czasie pełni księżyca rozszarpuje ludzi na strzępy. Zgadnijcie, cóż to takiego może być?

Jeśli o bohaterów chodzi, to Butcher wykazał się konsekwencją w ich prowadzeniu. Dresden ciągle jest narratorem i ciągle jest taki sam, choć w tym tomie dzieje się jakby więcej („więcej” może nie jest dobrym słowem. Wydarzenia po prostu są bardziej dynamiczne, bez przestojów) i Harry niezbyt ma kiedy pokazywać charakter. W każdym razie, mniej wspomina o swojej staroświeckości i rycerskości (bo mimo jego zapewnień, chęć chronienia bliskiej mu osoby w sytuacji, gdy ta osoba nie ma szans sama się obronić, nie jest szczególnie rycerska czy staroświecka. Jest raczej normalna). Za to znalazł moment na obwinianie się o wszystko, co jest już irytujące. W poprzednim tomie autor również uraczył nas takim monologiem wewnętrznym bohatera, ale wtedy owszem, to rzeczywiście była jego wina. Teraz nie, co jest oczywiste chyba dla każdego ćwierćmózga, tylko nie dla Harry’ego. Brakowało mi postaci, która w tym momencie palnęłaby go w ucho i kazała przestać się nad sobą rozczulać. Niemniej, wybaczam, bo to ciągle ten sam bohater, którego polubiłam. Z resztą, ma jedną bardzo fajną scenę, z tych które zaliczam do wyjątkowo rozczulających, więc już nie narzekam (choć rozczulają mnie dość dziwne rzeczy, więc w tym uczuciu mogę być osamotniona).

Inni bohaterowie znowu dostali niewiele czasu antenowego. Murphy było nawet jeszcze mniej niż poprzednio (ale nie narzekam, zapowiada się być bardzo częstym gościem na kartach powieści, więc w końcu uzbiera jej się dość występów). Susan, rzutka dziennikarka od spraw paranormalnych (i do tego randkująca z Dresdenem), którą w poprzednim tomie wzięłam za postać jednorazowego użytku, zdaje się przybierać na znaczeniu. Co prawda charakter jej się nie rozwinął, za to autor pogłębił jej relację z głównym bohaterem i jest to pogłębienie bardzo udane. Pojawiają się też inne postacie, co do których miałam nadzieję, że już ich nie zobaczę. Niestety, wygląda na to, że w cyklu zagoszczą na długo.

Mamy też trochę nowych postaci drugoplanowych, na przykład gang wilkołaczej młodzieży. Nie chcę za bardzo wnikać, bo z tą gromadką wiąże się jeszcze inna ciekawa postać (którą mam nadzieję jeszcze kiedyś na kartach powieści spotkać, choć szanse raczej marne) i musiałabym spoilerować, niemniej są to bardzo sympatyczne dzieciaki. Mam nadzieję, że jeszcze sie pojawią i dostaną więcej cech indywidualnych.

Z fabułą też jest już lepiej, bo tym razem nie domyśliłam się rozwiązania zagadki i autorowi udało się mnie trochę zaskoczyć. Poza zagadką odcinka, do rozwiązania w tym tomie, dostajemy też kilka tropów odnośnie przeszłości Dresdena, zarówno tej mu znanej, jak i nie (ciekawe jest w ogóle to, jak autor je wprowadza, mianowicie… przypadkiem. Harry niczego nie szuka, jest przekonany, ze jego przeszłość nie ma tajemnic, aż tu nagle zupełnie bez niczyjej interwencji okazuje się, że nic nie jest tak klarowne. Miła odmiana po wszystkich bohatera z obsesją na punkcie swojej przeszłości i Wielkimi Wydarzeniami zwiastującymi Ważne Pytania). Ma tylko nadzieję, że nasz dzielny mag detektyw nie okaże się za kilka tomów kolejnym wybrańcem, bo naprawdę wszystko mi opadnie.

Poza tym, wszystko bez zmian - Chicago ciągle jest dość przypadkowym miejscem akcji, narracja jest prowadzona z humorem, tłumaczenie bardzo zgrabne, a autor ciągle umie pisać ciekawe postacie kobiece. Pozostaje mi tylko powiedzieć „Do zobaczenia następnym razem, panie Dresden”.

Tytuł: Pełnia księżyca
Autor: Jim Butcher
Tytuł oryginalny: Full Moon
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Cykl: Akta Dresdena
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2012
Stron: 400


Ksiązka bierze udział w wyzwaniu Klucznik.

15 komentarzy:

  1. Wow, ten Dresden wygląda mi na wybrańca ;)
    Czy to jest jakaś nowa seria wydawnicza i na bieżąco ukazują się nowe tomy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mnie właśnie też, ale ciągle mam nadzieję, że autor nie poszedł tą drogą.;)
      Cykl wcale nie jest nowy, pierwszy tom po angielsku wyszedł 14 lat temu. Do tej pory ukazało się 15 tomów, a w Polsce pięć, wydanych przez Amber. Potem wydawca porzucił serię. Okładka, którą zilustrowałam notkę pochodzi z drugiego wydania, wypuszczonego przez MAGa. Jak do tej pory wznowiono cztery tomy w nowym tłumaczeniu, a od przyszłego roku mają się ukazywać regularnie co trzy miesiące.

      Usuń
    2. Zaraz, zaraz... zaczynam kojarzyć fakty - morderstwa podczas pełni, wilkołaczna młodzież. Chyba już wiem, kto za tym stoi ;) Czy nadałbym się na maga detektywa?

      Usuń
    3. Pudło, nie nadałbyś się.;P W końcu niejednemu psu Burek.;)

      Usuń
    4. Cholera, a już zacząłem zapuszczać siwą brodę. To kto to, jak nie wilkołaki?

      Usuń
    5. No nie będę spoilować przecież.;P A wilkołaki są tylko narzędziem.
      Brody są już niemodne, true miejski mag nosi najwyżej kilkudniowy zarost.;)

      Usuń
  2. Mam za sobą chyba 2 tomy i w sumie mimo że nic nie mam tej serii do zarzucenia, jakoś nie mogę się zdecydować by czytać ją dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nic nie mówię, ale masz coraz lepsze tytuły notek. :)))

    Za to znalazł moment na obwinianie się o wszystko, co jest już irytujące.
    Nie ma takiej możliwości, żeby Dresden nie znalazł momentu na obwinianie. Się. W Dresdenwersum to jest prawo fizyki. Dresden umie się obwiniać między strzałem wroga, a przyleceniem kuli. On do tego ma specjalny dodatkowy ośrodek mózgowy, dzięki czemu może obwiniać się w tle, równolegle do mniej istotnych rzeczy, takich jak walka, ucieczka i panikowanie. A już absolutnie nie ma możliwości, żeby nie znalazł powodu.

    Susan, rzutka dziennikarka od spraw paranormalnych (i do tego randkująca z Dresdenem), którą w poprzednim tomie wzięłam za postać jednorazowego użytku, zdaje się przybierać na znaczeniu.
    Przyzwyczajaj się, nie tylko do Susan. Od razu przyjmij jako ogólną zasadę, że u Butchera nie ma rzeczy i postaci tak małych, żeby mieć pewność, że są jednorazowe. :) Co zastrzegłszy, muszę powiedzieć, że moim zdaniem w tym tomie jeszcze widać ten taki pierwszy szał światotwórczy, kiedy autor sadzi wszystko co mu zakiełkuje, bez plewienia i przycinania rzeczy zbędnych (u Pratchetta, w początkach Discworldu, widać to samo), bo z wyliczaniem rodzajów wilkołaków trochę go poniosło. Nie musiało być tego AŻ tyle, w czytaniu się od tego dostaje kołomyi, a większość pozostaje fabularnie niewykorzystana, nie tylko w tym tomie.

    Pojawiają się też inne postacie, co do których miałam nadzieję, że już ich nie zobaczę. Niestety, wygląda na to, że w cyklu zagoszczą na długo.
    No wiesz? I nie mówisz kto?! Dawaj, może Cię uspokoję. Albo dobiję. :) Chociaż jak czytam kolejny akapit, to nie wiem, czy chciałabyś, żeby Ci potwierdzać/rozwiewać nadzieje, czy raczej siedzieć cicho? :)

    Ma tylko nadzieję, że nasz dzielny mag detektyw nie okaże się za kilka tomów kolejnym wybrańcem, bo naprawdę wszystko mi opadnie.
    Ehm, no więc... w zasadzie to tak i nie. XD Nie tak szybko, trochę-inaczej-niż wybrańcem, i owszem, Tajemnice Przeszłości dopiero się zaczynają.

    tłumaczenie bardzo zgrabne
    O, właśnie, zapomniałam poprzednio zapytać o wrażenia, bo widziałam, że na pierwszym polskim wydaniu ludzie wieszają całe psiarnie, a skoro nowe jest Cholewowe, to domyślałam się, że lepsze.

    Mam nadzieję, że będziesz opisywać wszystkie, które przeczytasz. Nie chciało mi się dołączać do aktywnego fandomu, ale w sumie chętnie zamienię słowo albo dwa. Twoje recenzje to okazja i jakby co, to wypatruję kolejnych, też zapomniałam poprzednio powiedzieć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, staram się^^

      "On do tego ma specjalny dodatkowy ośrodek mózgowy, dzięki czemu może obwiniać się w tle"
      Tym akapitem zdecydowanie zrobiłaś mi dzień.;D Mam nadzieję, że kiedyś Murphy (albo komuś innemu) puszczą nerwy i powie mu, co o tym myśli ona i czytelnicy.;)

      Akurat Susan lubię, więc nawet się ucieszyłam, że zagości na dłużej (za to przeczytałam blurb tomu czwartego i smutam, bo spoiler:(). I zgadzam się, że widać szał twórczy, ale ja to akurat u pisarzy lubię, taką słabość mam (vide Rothfuss w drugim tomie "Kronik Królobójcy", które w zasadzie polegają na tym, że autor poszerza świat na zasadzie "Mam tyle fajnych pomysłów, ale nie bardzo wiem, jak je powiązać z głównym wątkiem. Co mi tam, i tak je opiszę"). Choć też mi się wydawało, że te wilkołaki to trochę na siłę rozmnożone (zupełnie wystarczyłyby trzy rodzaje).

      "No wiesz? I nie mówisz kto?! Dawaj, może Cię uspokoję. Albo dobiję. :)"
      Raczej dobijesz.;D Głównie o Marcone'a ze świtą mi chodziło - strasznie nudzi mnie ta postać i miałam nadzieję, że już więcej się nie zobaczymy, a w każdym razie nie prędko. Ale chyba nadzieja matką głupich...;)

      "Nie tak szybko, trochę-inaczej-niż wybrańcem, i owszem"
      W zasadzie to na to liczyłam, bo Dresden ma takie zadatki na wybrańca, ze jakąś formę wybrańcowatości musi prędzej czy później przejawić. Mam nadzieję na rozwiązanie niesztampowe.;)

      Starego tłumaczenia nie znam, to nie porównam (choć jak już o tym wspomniałaś, to zaczęło mnie kusić poszukanie go na chomiku i przynajmniej zajrzenie;)), ale to nowe wypada bardzo naturalnie, więc jestem zadowolona.

      "Mam nadzieję, że będziesz opisywać wszystkie, które przeczytasz."
      Moja droga, nie po to wydaję ciężko zarobione pieniądze na książki, żeby potem nawet marnej notki na blogasku nie było.;) Dziś przyszły do mnie dwa ostatnie magowe tomy, więc jak tylko pochłonę Novik, pewnie zaraz wrócę do Butchera (chyba że w międzyczasie pojawi się nowy Wegner). W sumie po cichu liczyłam na to, że się pod notką odezwiesz, bo co prawda też fangirlem nie zostanę (takie rzeczy to tylko dla smoków), ale fajnie podyskutować.:)

      Usuń
    2. Aww, Marcone akurat uwielbiam. Jedyny mający Tajną Moc Znoszenia Dresdena Bez Drgnienia Stoickiej Powieki. No i ten pragmatyzm... :)
      Masz rację, dobiję. :( Marcone jest jednym z długodystansowców serii. Za to częściowo wymienia świtę na ciekawszą. Znaczy, mam nadzieję, że dla Ciebie też.

      Akurat Susan lubię, więc nawet się ucieszyłam, że zagości na dłużej
      Skoro tak, to... hmm, przewiduję, że za kilka tomów będziesz albo rozczarowana, albo zachwycona. Susan przechodzi chyba największą psychiczną zmianę ze wszystkich postaci. Przy czym z perspektywy całej serii ma bardzo istotną rolę przy jednoczesnym skąpym - w stosunku do tej roli - czasie ekranowym, co też niewątpliwie jest zarazem satysfakcjonujące i rozczarowujące dla fana.

      Mam nadzieję na rozwiązanie niesztampowe.;)
      Nie wiem czy to pocieszenie, ale w aktualnym punkcie serii fandom bardziej zgaduje na przyszłość niż interpretuje na bieżąco, bo sprawa jest wciąż na etapie mglistych hintów...

      W sumie po cichu liczyłam na to, że się pod notką odezwiesz, bo co prawda też fangirlem nie zostanę (takie rzeczy to tylko dla smoków), ale fajnie podyskutować.:)
      *roztapia się* Czekam na następne! :D

      Usuń
    3. Postacie pozbawione emocji mnie nudzą. klasyczni gangsterzy w typie "Ojca chrzestnego" też, a Marcone zgarnia oba te bonusy.;) Choc nie wykluczam, ze zmiana towarzystwa wyjdzie mu na dobre.

      Wiesz, jesli po 15 tomach ciagle jestesmy ciagle w strefie domysłów, to dobrze wróży.;) Im dłużej wybraniec sie nie ujawnia, tym bardziej strawny ostatecznie się okazuje.;)

      Usuń
  4. Czy na podstawie tych książek powstał kiedyś serial Akta Dresdena? Bo jak tak, to mam po książce. Zagrał tam aktor, którego nie trawię, nienawidzę i najchętniej zabrałabym mu licencję aktorską! Także podczas czytania, miałabym przed oczami tego żenującego aktora, przez co denerwowała by mnie książka. To by była taka reakcja łańcuchowa
    - nie lubię aktora --> aktor jest beznadziejny
    - podobno świetny serial --> gra tam beznadziejny aktor --> serial mi się nie podoba
    - Podobno świetna seria --> kiedyś był serial, który mi się nie podobał --> grał tam beznadziejny aktor --> NIE POTRAFIĘ Z GŁOWY WYMAZAĆ BEZNADZIEJNEGO AKTORA! --> książka mi się nie podoba.

    I tak całe życie z wariatami... czasami sama ze sobą nie wytrzymuje, bo nie rozumiem swojego toku rozumowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powstał. Hm, może terapia polegająca na przyglądaniu się całkiem przystojnemu modelowi na okładce przyniesie jakis efekt?;)

      Usuń
    2. No dobra, namówiłaś mnie. Tzn. nie to, że namówiłaś, bo serial był nawet fajny... i obejrzałam go do końca, pomimo, że cierpiałam - naprawdę cierpiałam, Boże jak ja cierpiałam. Ale teriapia wmówienia sobie, że on inaczej wygląda, może poskutkować.

      Czasami najprostsze pomysły, nie przychodzą do głowy, kiedy człowiek zaślepiony jest "nienawiścią". Zobaczymy czy się uda :D

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.