Strony

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Będąc młodym dowódcą, przyszedł raz do mnie wróg, czyli smoki na barykady - "Zwycięstwo orłów" Naomi Novik

Kontynuując smoczą tematykę, jestem po relekturze piątego tomu mojego absolutnie ulubionego cyklu. I jest to już ten moment, kiedy nie da się unikać spoilerów do absolutnie każdego poprzedniego tomu, bo wtedy można by było ograniczyć notkę do zdania „Równie faje, jak cztery poprzednie”. Tak więc lojalnie uprzedzam, że będą spoilery do poprzednich tomów.

Po zdradzie Laurence’a (moralnie co prawda usprawiedliwionej, ale cóż, zdrada stanu to zdrada stanu) on sam zostaje zamknięty w pływającym więzieniu, zaś Temeraire ląduje na terenach rozpłodowych, gdzie prowadzi strasznie nudny żywot. Tymczasem Napoleon, stosując się do wskazówek Lien, zdołał przeprowadzić desant na Anglię. Temeraire, dowiedziawszy się o tym nie może siedzieć bezczynnie i postanawia poderwać swoich niezaprzężonych przyjaciół do boju.

„Zwycięstwo orłów” jest o tyle wyjątkowe, że spora część narracji prowadzona jest z perspektywy Temeraire’a, pozbawionego głosu kapitana, który powstrzymywałby jego co bardziej zuchwałe pomysły. Cała powieść bardzo na tym zyskuje, bo pobudki smoka są znacznie bliższe współczesnemu czytelnikowi niż pobudki Laurence’a. I nagle okazuje się, że pewne rzeczy wcale nie są takie niemożliwe, a w obliczu wojennego zamieszania ich lordowskie moście nie mają kiedy prezentować swojego sprzeciwu i świętego oburzenia, których tak bardzo bał się Laurence. Nie, żeby smoki w ogóle obchodziło zdanie lordów. Bardzo zabawnie wypadają też momenty, w których ludzie myślący o smokach jak o tępych zwierzętach mają pierwszą w życiu okazję do zweryfikowania swoich osądów.

W „Zwycięstwie orłów” autorka znowu sięgnęła po motyw, który najlepiej jej wychodzi – czyli po zderzenie kultur. Z tym, że tym razem zastana angielska kultura zderza się z czymś, co dopiero się tworzy, przynajmniej w części, bo przecież „wolne” smoki już sobie jakieś tam standardy społeczne na terenach rozpłodowych wypracowały. Standardy te są bardzo bliskie ludzkim i znacznie odbiegają od wyobrażeń Laurenca na temat tego, co się wśród smoków pozbawionych kapitańskiej kurateli dzieje. Jednocześnie autorka pokazała, że smoki są znacznie bliższe ludziom, niż brytyjska opinia publiczna byłaby skłonna przyznać. Pada nawet wprost stwierdzenie, że skoro Chińczykom i Afrykanom udało się nauczyć gady walki za ojczyznę bez szantażu emocjonalnego ze strony kapitana/towarzysza, a Anglikom nie, to nie ze smokami, ale z ludźmi jest coś nie tak. Czyli znowu wracamy do kwestii możliwości, jakie jednostce oferuje środowisko, w którym dorasta.

Śledzenia smoczych relacji i poczynań na tle wojny jest najciekawsze, takoż śledzenia powolnych zmian w społecznym postrzeganiu smoków. Niestety, poza tym fabuła nie jest zbyt porywająca – jak to u Novik, nie biegnie liniowo i niespecjalnie tworzy jakiś spójny wątek. Składa się raczej ze splecionych ze sobą migawek z bitew, nocy w obozach i odpraw oficerskich. Patchwork, a nie sznurek. Z drugiej strony nie jest to proza eksperymentalna i związek przyczynowo-skutkowy zostaje zachowany, wszystkie wydarzenia razem tworzą w miarę spójną mapę jakiegoś wycinka wojny. Mam wrażenie, że Novik udało się po prostu stworzyć tak fajny świat przedstawiony, że wojna jest już zupełnie niepotrzebna – czytelnikowi w zupełności wystarczałoby poznawanie życia codziennego. Może to po części tłumaczyć, dlaczego najlepiej wypadają tomy „wyjazdowe”, gdzie wojnie nie poświęca się zbyt wiele uwagi.

Oczywiście, nieodmiennie polecam, zwłaszcza lubiącym smoki. Gdyby jeszcze korekta była dokładniejsza, mielibyśmy do czynienia z książka idealną.

Tytuł: Zwycięstwo orłów
Autor: Naomi Novik
Tytuł oryginalny: Temeraire: Victory of Eagles
Tłumacz: Jan Pyka
Cykl: Temeraire
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2009
Stron: 400

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.