Strony

sobota, 16 sierpnia 2014

Subiektywne prasowanie #26 - Nowa Fantastyka 08/2014

Z okładki sierpniowego numeru Nowej Fantastyki spogląda na nas Herkules. Trochę mnie to zdziwiło, bo przecież hitem miesiąca są „Strażnicy Galaktyki” i to raczej ich bym się spodziewała, a nie fotosu z filmu o znacznie słabszej promocji. Ale nie przedłużając, zajrzyjmy do środka.

Wstępniak to tym razem rozważania o naturze humanisty w klasycznym tego słowa znaczeniu. Całkiem to zmyślnie napisane, choć może niespecjalnie odkrywcze. Mateusz Wielgosz sarka na piarowe posunięcia NASA, która postanowiła swoim sztandarowym produktem uczynić napęd WRAP. Bardzo trafiają do mnie jego argumenty.

Dalej mamy to, czego zabrakło mi na okładce, czyli długi artykuł o kolejnych (przeważnie komiksowych) inkarnacjach Strażników Galaktyki. Film co prawda przede mną, więc nie wiem, jak treść artykułu ma się do niego, ale pouczyłam się nieco podbudowana wiedzą. Zaraz za strażnikami kolejny filmowy temat, czyli historia Wojowniczych Żółwi Ninja. Artykuł sprawnie nakreśla ich genezę i karierę, więc jeśli ktoś chciałby się zapoznać ze wszystkimi dziełami z udziałem wojowniczych gadów, to znajdzie tu idealny przewodnik. Dla tych, którzy wybierają się na film, tekst może się stać ciekawym uzupełnieniem.

Następny jest długi (w ogóle w tym numerze teksty wydają mi się dłuższe niż zazwyczaj) wywiad z Tadem Williamsem. Choć moje pierwsze spotkanie z autorem nie przebiegło zbyt pomyślnie, to rozmowę przeczytałam ze sporą przyjemnością, bo autor zdaje się być interesującym człowiekiem, a i pytania otrzymywał sensowne. Po rozmowie z Williamsem kończymy literacką wycieczkę do Brazylii rantem o współczesnym obliczu fantastyki w tym kraju.

I dopiero teraz docieramy do tematu z okładki, czyli artykułu o wizerunku Herkulesa w filmie, w którym Jerzy Rzymowski ubolewa (poniekąd słusznie), że mało kto sili się na pokazanie dramatycznej strony tej postaci (i podaje dość zaskakujące dla mnie dane o popularności disnejowskiego „Herkulesa”. Choć moje zaskoczenie bierze się pewnie z tego, że pan Rzymowski kierował się być może wynikami sprzedaży tudzież oceną na Filmwebie a ja brakiem entuzjastycznego (uznajmy to za gruby eufemizm) fandomu). W charakterze książki miesiąca tym razem „Pozostawieni” Toma Perrotta. Samej książki nie czytałam, ale pomysł na fabułę mogę skomentować tylko słowami przypisywanymi George’owi Martinowi: „Zniknęło 2% ludzkości? I ktoś to w ogóle zauważył?”

Przejdźmy o felietonów. Maciej Parowski prezentuje drugą odsłonę rozważań o cenzurze i tym razem bardziej się skupia na zagadnieniu autocenzury. Rafał Kosik pisze o bezsensie nadregulacji prawnych. Z zasadniczą tezą felietonu się zgadzam, ze szczegółami już nie, bo moja i autora definicja nadregulacji diametralnie się różnią. Poza tym znowu przyłapałam go na reaserchu ziemkiewiczowskim – wstyd, panie Kosik, nikomu już nie można ufać. Za to Peter Watts komentuje niepokojące wyniki pewnych badań naukowych dotyczących związku między zdolnością weryfikacji faktów a ich zgodnością z poglądami badanych. Jak zwykle bardzo ciekawy tekst. Łukasz Orbitowski znowu pisze o filmie, który nie jest horrorem. I tym razem wydaje się to być film dla mnie, aczkolwiek należy go przeznaczyć na oglądanie w specyficznym stanie ducha. A mowa o „Kin Dza Dza!”.

Poświęcę jeszcze klika zdań recenzjom, bo tak się złożyło, że tym razem przeczytałam niektóre książki zrecenzowane w numerze, więc mogę się odnieść. „Szczęśliwej godziny w piekle” Tada Williamsa co prawda postanowiłam nie czytać, a Jerzy Rzymowski utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, choć jemu akurat książka się podobała. Za to „Krew tyranów” oceniamy podobnie wysoko, choć znowu mnie podobały się zupełnie inne elementy powieści niż rednaczowi. Za to ze zdaniem Jerzego Stachowicza o „Aposiopesis” zgadzam się w całej rozciągłości, choć to i owo jeszcze bym dodała (i dodam niebawem, bo książka już przeczytana).

Opowiadania w tym numerze trzymają zaskakująco wysoki poziom. „Księżniczka i śpiący rycerze” wspomnianego wyżej Andrzeja W. Sawickiego to bardzo sprawnie napisane przygodowe opowiadanie w klimacie steampunku zmieszanego z cyberpunkiem. Dawno nie czytałam w dziale prozy polskiej tak sprawnie napisanego, czysto rozrywkowego tekstu. Gdybym wcześniej nie czytała „Aposiopesis”, historia księżniczki i jej nietypowych rycerzy (zamach stanu gratis) z pewnością pozytywnie by mnie zaskoczyła. A tak dostałam tylko potwierdzenie, że Sawicki to autor, któremu z pewnością warto się bliżej przyjrzeć. „Kolczasty” Tomasza Duszyńskiego to opowiadanie w zupełnie innym klimacie – bliżej mu moim zdaniem do realizmu magicznego niż do czystej fantastyki. Klimat przypomina mi raczej powieści Marqueza pożenione z Shepardem w bardziej odrealnionej odsłonie. Aczkolwiek tematyka około wojenna raczej nie jest moją ulubioną.

Proza zagraniczna to standardowo trzy teksty. „Ilustrowana biografia Lorda Grima” Daryla Gragory’ego to przewrotna próba pokazania jak wygląda rzeczywistość szarych mieszkańców w świecie superbohaterów. Jeśli dodam, że owi mieszkańcy żyją akurat w kraju rządzonym przez superprzestępcę, robi się jeszcze ciekawiej. Okazuje się bowiem, że w pewnym momencie nikt już nie chce, żeby go wyzwalać – ludzie po prostu chcą mieć święty spokój (myślę, że można się doszukiwać głębszych konotacji, jeśli ktoś ma ochotę). „Odrodzenie” Kena Liu to dla mnie najlepsze opowiadanie w numerze. W zasadzie zasługuje na osobną notkę (której kiedyś może się doczeka), bo w ta krótkiej wzmiance niewiele mogę o nim powiedzieć. Dość zdradzić, że autor porusza w nim kwestię kontaktu z obcym znaczenia pamięci i zadaje pytania o to, co definiuje naszą tożsamość. A to tylko czubek góry lodowej. „Raj na pustyni” Adriana Simmonsa dla odmiany oceniam jako najsłabsze w numerze – z tym, że to ciągle jest opowiadanie przynajmniej dobre. Prosta, mało zaskakująca, ale solidnie napisana historia fantasy z ciekawie zarysowanymi bohaterami. W innym towarzystwie mogłaby uchodzić za gwiazdę wieczoru, ale tym razem przypadła jej rola szarej myszki.

3 komentarze:

  1. Czy brak zasokczenia opowiadaniem Sawickiego oznacza, że jest ono podobne do Aposiopoesis? Chcialbym się upewinić, bo je czytałem i niewiem czy czytać powiesć. Pozostałe opowiadania były dobre, chociaż rzeczywiśćie Simmons najsłabszy. Spodziewalem się czegoś lepszego po tych zachwytach na prelekcji na Avangardzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest bardzo podobne, zarówno w stylu, jak i klimacie (choć styl w opowiadaniu IMO nieco lepszy).
      O, a co tam mówili na Avangardzie? Za daleko mam, żeby bywać.;)

      Usuń
    2. Ta kobkretna prelekcja na Avangardzei byla o amerykańskim rynku opowiadań i czy polski tworca móglby się na nim przebić. Było też trochę o najczęstszych pomyślach na opowiadania i i kilka zapowiedzi z opowiadań na następne miesiące (pamiętam jedną bardzo ważną)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.