Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Anielski, diabelski, kosmiczny czy ziemski czyli spadkobiercy duchowi Pawełków i Janeczek - "Tajemnica Diabelskiego Kręgu" Anna Kańtoch

Annę Kańtoch uważam za dobrą pisarkę. Nie tylko ja zresztą, o czym świadczą liczne fandomowe nagrody, jakie otrzymuje. I chociaż konwencja i pewne elementy konstrukcyjne pozostają właściwie niezmienione, to autorka lubi w tę formę wciskać różne tworzywo. „Tajemnica Diabelskiego Kręgu” to tworzywo powieści młodzieżowej. Jak jej się to udało?

Nina miała osiem lat, kiedy z nieba spadły anioły. Było to w czasie, kiedy Polska intensywnie leczyła rany po II wojnie światowej i dla małej Niny, jak i dla większości Polaków, był to znak od samego Boga. Teraz Nina ma trzynaście lat i czasem nachodzą ją wątpliwości, czy anioły rzeczywiście są boskimi posłańcami choć nie wypada takich myśli wypowiadać, ani nawet świadomie formułować. Niemniej, kiedy skrzydlaty z ich kamienicy mówi Ninie, że ma wyjechać do klasztoru w Markotach, dziewczyna wybiera się w drogę. Okazuje się, że na miejscu czeka na nią jeszcze dwanaścioro kolegów i koleżanek oraz splot tajemniczych zdarzeń. A także ukryte niebezpieczeństwo.

Powiem na wstępie, że jako lekka powieść młodzieżowa „Tajemnica Diabelskiego Kręgu” mnie nie rozczarowała. Spodziewałam się solidnie napisanej, prostej i w pełni rozrywkowej historii i taką dostałam. Co prawda wiem, że Kańtoch jest zdolna do rzeczy daleko lepszych, ale wiedziałam też, że tym razem czeka mnie czysta rozrywka (jakoś tak mam, że po Uroborosie spodziewam się czystej, młodzieżowej rozrywki. Po Powergraphie na przykład już czegoś poważniejszego). Niemniej fakt, że dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam, nie stoi na przeszkodzie, aby trochę o rzeczach fajnych i niedociągnięciach podeliberować.

Zacznijmy od bohaterów. Nina jest postacią bardzo dobrze napisaną – myśląca, bystra dziewczyna, trochę introwertyczna, ale nie jakoś szczególnie. Co prawda akcja toczy się w latach pięćdziesiątych, ale sądzę, że autorce udało się uchwycić wszystkie uniwersalne niezależnie od czasu cechy wczesnonastoletniego charakteru: jest skłonność do przesadnego dramatyzowania, do podważania autorytetów, ale też do podziwiania dorosłych, którzy w oczach bohaterki są tego podziwu godni. Przyznam, że Nina jest jedną z najlepiej skonstruowanych nastoletnich bohaterek, z jaką przyszło mi się spotkać. Niestety, trochę brakuje opisów interakcji z innymi bohaterami. Owszem, wyalienowanie w grupie, kiedy w toku fabuły koledzy odsuwają się od dziewczyny jest bardzo plastycznie opisane, ale problem w tym, że Nina nie nawiązała prawie żadnych relacji, których rozpad moglibyśmy oglądać. Autorka skonstruowała postać lekko aspołeczną, chyba świadomie, to i nie dziwota, że relacje są dość płytkie.

Sam brak głębi we wzajemnych stosunkach bohaterów byłby zapewne mniej widoczny, gdyby byli oni bardziej trójwymiarowi. I znów, Nina jest dopracowana, natomiast pozostałym dzieciom trochę tego dopracowania brak. Można to wybaczyć w stosunku do bohaterów, z którymi na wakacjach Nina nie trzymała się blisko – jeśli trzynaścioro dzieci spędzić razem i zamknąć na tydzień w jednym budynku, to będzie to zdecydowanie zbyt mało czasu, żeby nawiązały przyjaźnie z więcej niż jedną, dwiema osobami, a narracja prowadzona jest z perspektywy dziewczyny (choć trzecioosobowa) i dlatego pokazuje tylko te więzi, które bezpośrednio jej dotyczą. Niemniej, mamy przecież dwoje bohaterów, którzy zasłużyli na znacznie więcej, niż dostali. Tamara to zadziorna chłopczyca, która nie lubi swojej macochy, choć ta niczym sobie na to nie zasłużyła. I to w zasadzie wszystko, co o niej wiemy. Tej postaci szczególnie mi szkoda, bo aż prosiła się o fascynującą historię, wewnętrzny konflikt i wreszcie khatarsis, a tymczasem nie dostaliśmy nic oprócz obiecującego elementu standardowej youngadultowej trójcy. Podobnie z Jackiem, który przez większość czasu był tak nijaki, ze podświadomie założyłam jakiś zaskakujący zwrot akcji z nim związany czy niespodziewaną tajemnicę, która wyjdzie na jaw. Niestety, nic podobnego nie ma miejsca.

Fabuła za to jest całkiem przyzwoita. Do pewnego momentu trochę przypomina te wszystkie panysamochodziki i inne peerelowskie powieści o młodocianych, domorosłych detektywach, później przechodzi w schemat filmowego slaschera (minus fruwające flaki), żeby ostatecznie doszło do czysto horrorowej konfrontacji ze Złem (oczywiście przyciętej na miarę młodocianych widzów). Jednak bardziej interesujące wydaje mi się to, czego autorka nie napisała. A konkretnie, czego nie napisała o genezie aniołów i ich powodu przybycia na Ziemię. Bardzo chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, a jeszcze bardziej poznać wersję drugiej strony (choć obawiam się, że autorka raczej zrezygnuje z relatywizmu moralnego, który chciałabym tam zobaczyć – w końcu to powieść młodzieżowa. A może jednak mnie zaskoczy?).

Chwil może dla stylu. Po misternym konstruowaniu „Przedksiężycwych” i cyzelowaniu języka w „Czarnem” Kańtoch wraca do stylu podobnego do znanego z opowieści o Domenicu Jordanie. Z tym, że nawet ten w zamierzeniu lekki styl jest już dużo bardziej dopracowany niż w opowiadaniach, przez co opisy stają się bardziej plastyczne i niepokojące kiedy trzeba.

„Tajemnica Diabelskiego Kręgu” to powieść fajna – szybka i łatwa w czytaniu, wciągająca, z ciekawą bohaterką i intrygą oraz z charakterystycznym kańtochowym, lekko surrealistycznym klimatem. Niestety, nie jest wolna od wad, po usunięciu których niewątpliwie byłaby fajniejsza. Autorka planuje (choć nie obiecuje) drugi tom, o czym mówiła na coperniconowym spotkaniu i z pewnością po niego sięgnę, jeśli się ukaże. A nuż następnym razem uzupełni braki?
 
Tytuł: Tajemnica Diabelskiego Kręgu
Autor: Anna Kańtoch
Wydawnictwo: Uroboros
Rok: 2013
Stron: 510

9 komentarzy:

  1. Hmmm jakoś mnie do twórczości tej autorki nie ciągnie. Sama nie jestem pewna dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty potrafisz napisać porządną recenzję... Ja przy takich książkach zastanawiam się - co tu mogę powiedzieć, żeby wyszło więcej niż kilka zdań? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy potraktować to jako komplement, czy jako przytyk dotyczący lania wody.;)
      A poważnie, to takie książki najbardziej lubię recenzować. Jak piszę o książce dobrej a trudnej, to wychodzi mi jakiś bełkot zachwytu. A tak to i jest co pochwalić, i do czego się przyczepić, i bohaterowie prości do psychoanalizy... żyć nie umierać.;)

      Usuń
  3. Moja opinia o ksiacze właściwe też jest podobna i ewentualny ciag dalszy na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak się mijam z Kańtoch, na półce zebrałam już trzy powieści jej autorstwa, w tym m.in. tę opisaną przez Ciebie, więc muszę się w końcu ogarnąć i przeczytać. Lepiej zacząć od Kręgu czy Jordana?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to te dwie sa napisane bardzo podobnie ("Tajemnica Dzibelskiego kręgu trochę lepszym stylem), więc mozna zacząć dowolnie.:)

      Usuń
    2. Hm... to chyba wezmę się za Tajemnicę ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.